W nocy z wtorku na środę w miejscowości Osiny na Lubelszczyźnie eksplodował i spadł w pole kukurydzy rosyjski dron. Bezzałogowiec miał wcześniej przez około 2,5 godz. przebywać w polskiej przestrzeni powietrznej, ale nie został wykryty przez żadne systemy. W programie „Prezydenci i premierzy” na antenie Polsat News zdarzenie komentował Leszek Miller.

- „Nad Polskę wlatuje niezidentyfikowany obiekt latający (...). On przez 2,5 godziny wędruje sobie po naszym kraju i przez nikogo nie jest dostrzeżony, przechwycony czy zestrzelony. (...) On pokonuje odległość - jak specjaliści mówią - 200 km. To znaczy, że polska obrona przeciwlotnicza nie istnieje”

- stwierdził były premier.

Podkreślił też, że „naiwne” są tłumaczenia osób wskazujących, iż dron nie został wykryty, bo leciał zbyt nisko.

- „Przecież takie drony właśnie latają nisko, takie, które wymykają się radarom itd. I jeżeli wojsko nie posiada skutecznej maszynerii, która jest w stanie taki dron wychwycić, następnie go przechwycić itd., no to jak się mają czuć obywatele?”

- pytał.

Miller podkreślił, iż „jeżeli prawdziwa jest teza, że Rosjanie chcieli w ten sposób przetestować naszą obronę przeciwlotniczą, to już wiedzą, że gdyby wybuchła wojna, co należy zrobić”.

- „Wystarczy 100 takich dronów wypuszczonych jednocześnie i mamy wszystkie ważniejsze miasta w Polsce zburzone”

- stwierdził.