Od 1 października obowiązuje w Polsce system kaucyjny, w ramach którego od plastikowych i szklanych butelek pobierana jest kaucja, którą można odzyskać, zwracając opakowania w wyznaczonych punktach. To dodatkowe obciążenie dla producentów i sieci handlowych, ale przede wszystkich dla samych konsumentów. Nie wszystkie butelki podlegają jednak kaucji. W sklepach pojawiła się już woda mineralna, której pojemność jest większa o mililitr od wyznaczonych w przepisach standardów. To bardzo nie spodobało się wiceszefowej resortu klimatu i środowiska Urszuli Zielińskiej.
- „Taką negatywną kreatywność najlepiej ocenią sami konsumenci, którzy podejmą decyzję, czy chcą kupować produkty od producentów, którzy nie chcą sprzątać swoich śmieci. Bo system kaucyjny jest narzędziem, które ma pomóc nam w uprzątnięciu walających się tysięcy ton i miliardów butelek plastikowych, puszek, butelek szklanych, po naszych lasach, w naszych rzekach, trafiających nawet do naszej wody pitnej”
- grzmiała wiceminister na antenie radiowej „Jedynki”.
Co więcej, wiceminister przewiduje rozszerzenie uciążliwego dla Polaków systemu.
- „On obejmuje na razie trzy rodzaje opakowań. Jestem w stanie sobie wyobrazić, że powinien być w przyszłości poszerzany o kolejne opakowania, w miarę jak się do niego przyzwyczaimy”
- stwierdziła.
Jak natomiast przekonać do tego Polaków? Reprezentantka rządu Donalda Tuska postanowiła zachęcić rodaków, by wracali do tradycji z czasów komunizmu.
- „W tym roku musimy dobrze skupić się na wdrożeniu obecnego systemu kaucyjnego, przyzwyczaić się do niego, powrócić do tych tradycji - które niektórzy z nas pamiętają - z lat 70. 80, kiedy nosiliśmy do sklepu butelki po mleku i nikt z tego wtedy nie robił problemu”
- powiedziała.
Absurdów w wywiadzie było jednak znacznie więcej. Zielińska zachęcała też najuboższych Polaków do… kupowania samochodów elektrycznych.
- „Uważam, że stanowczo trzeba postawić na dopłaty, na wsparcie, na zachęty, żeby wesprzeć osoby najuboższe, które dzisiaj są zmuszane do tego, żeby się przemieszczać, kupują stare auto, bo na nowsze je nie stać. To nie jest właściwa ścieżka, lepszą ścieżką są dopłaty i zachęty. I takie dopłaty i zachęty oferujemy. Trwa obecnie nabór na dopłatę do nowych aut elektrycznych. Oferta aut elektrycznych na rynku jest coraz szersza, są coraz tańsze i można uzyskać do 40 000 zł takiej dopłaty”
- mówiła.
Przy takiej dopłacie ci najubożsi Polacy musieliby zapłacić za najtańsze auto elektryczne kilkadziesiąt tysięcy złotych. Najwyraźniej jednak, w przekonaniu wiceminister, takimi pieniędzmi dysponują.
- „Bardzo do tego zachęcam. Myślę, że to jest lepsza ścieżka na dostosowanie się i wsparcie, zwłaszcza tych najmniej zarabiających”
- wypaliła.