Jeszcze niedawno Szymon Hołownia bardzo sceptycznie odnosił się do marszu Donalda Tuska, dając do zrozumienia, że przedstawiciele Polski 2050 nie wezmą w nim udziału. Szansę na zmianę narracji zobaczył w podpisaniu przez prezydenta ustawy o komisji ds. rosyjskich wpływów. Po jej podpisaniu oświadczył, że struktury jego partii jednak zaangażują się w wydarzenie. Tak się też stało. Wspólnie z Władysławem Kosiniakiem-Kamyszem, Szymon Hołownia pojawił się na marszu, ale politycy nie zabrali głosu. Teraz w rozmowie z PAP Hołownia zdradził, że dostali od Donalda Tuska potwierdzenie, że obaj mają przemawiać.

- „Po czym nasze sztaby skontaktowały się ze sobą, bo to było naprawdę potężne logistyczne przedsięwzięcie. Ustaliliśmy, że jak już to wszystko się uformuje będziemy przebijać się w tamtą stronę. Na scenę nie zdążyliśmy dojść, tym bardziej, że tam już ludzie krzyczeli, żeby iść. Prezydent Lech Wałęsa nawet dostał rykoszetem, ludzie już byli zmęczeni. Próbowaliśmy się przebić do tego autobusu, ale się nie przebiliśmy”

- powiedział.

- „Byliśmy umówieni, że będziemy przemawiać. Natomiast pokonała nas najpiękniejsza rzecz w demokracji, tzn. mnóstwo fajnych, rozentuzjazmowanych ludzi. Nie żałuję, że nie przemawialiśmy. Uważam, że to jest taki dzień, taki marsz, że to powinno być o ludziach a nie o politykach. Politycy mają cały rok na gadanie. A tutaj najważniejsze było to, co mają do powiedzenia, do pokazania ludzie. Więc, czy żałuję? Nie, absolutnie nie, uważam, że dobrze się stało, że było o te dwa przemówienia mniej, i że ludzie mieli dla siebie więcej miejsca. To było ich święto”

- dodał.