Autor za pośrednictwem Facebooka ironicznie odnosi się do komentarzy, które po wizycie Wołodymyra Zełenskiego w Polsce płynęły ze strony sympatyków obozu władzy.

- „Olaboga, cóż to była za wizyta. Ten Nawrocki, ten p(rezydent) jak on mógł. Nie było przełomu. Czarzasty musiał (albo i nie) prostować. To z jednej strony, chociaż dość nieśmiało, bo przecież wiadomo, że to Batyr, cham, prostak i na dodatek bez mandatu. Swoją drogą ciekawe, czemu posiadanie jakiegoś pseudonimu literackiego, jest tak negatywne, ale skoro tak uważa elita, to cóż na to można”

- pisze.

- „Nie przeczytałem jeszcze wpisów moich polskich przyjaciół, którzy mieszkają od kilkunastu lat na Ukrainie, ale szału się nie spodziewam. Po tym, jak wylewali łzy z powodu braku chanukowych świec w Pałacu Namiestnikowskim, raczej nie będą uważali tej wizyty za udaną. O ile się pomylę, zaraz sprostuję”

- dodaje.

Następnie Miśkiewicz dzieli się własną opinią zaznaczając, że sam „poświęcił kawał swojego życia” Ukrainie, siedem razy będąc na Majdanie, organizując zbiórki i jeżdżąc do strefy przyfrontowej.

- „Dzięki temu, że Prezydent, podkreślam historyk i były Prezes IPN, zapowiedział, że będzie rozmowa o Wołyniu, ten temat ruszył. Było spotkanie szefów IPN-ów i zapowiedziano rozpatrzenie (prezydent oczekuje, że pozytywne) wszystkich wniosków strony polskiej. I teraz mamy sytuację, w której Polska może powiedzieć za jakiś czas: nie spełniliście naszych oczekiwań, nie wywiązaliście się z umów, to my też nie jesteśmy w stanie czegoś zrobić dla was. I nie chodzi o to, że mamy przestać pomagać. To było jasno powiedziane przez naszego, ponoć prorosyjskiego, prezydenta: mamy wspólnego wroga Rosję”

- zauważył.

- „Ileż razy czekałem na słowo: przepraszamy. Nigdy go nie usłyszałem. Z "dziękujemy" było trochę lepiej, ale też na początku wojny głównie. Byłem na Zamku Królewskim podczas wizyty Zeleńskiego. Czekałem na ten gest, potem pisałem entuzjastycznie, że to może jeszcze nie teraz, może na 80. rocznicę. Też nic nie było. Ale to nie słowa, czyny są ważne. I myślę, że mamy polityka, który dopilnuje polskiego interesu. Bo po fali entuzjazmu pora na Polskę. To nadal jest nasza wojna, chociaż duża część społeczeństwa widzi to inaczej. Jednak, nie możemy być w tym tańcu na pozycji panny, siedzącej gdzieś w kącie. Bo przecież wiadomo, że do tanga trzeba dwojga”

- dodał.