Czy to możliwe, że komuniści prześcignęli nas w gorliwości szerzenia swoich przekonań? Niestety, gorliwość nie zawsze jest wprost proporcjonalna do prawdy. Ogień ma dwie cechy: światło i żar. Światło to prawda. Żar to miłość. Mamy prawdę, ale czasem brakuje nam gorliwości lub miłości; mamy światło, lecz czasem brak nam żaru. Natomiast komuniści mają żar bez światła; mają gorliwość, ale brakuje im prawdy.

W dzisiejszych czasach wielu ludzi mieniących się chrześcijanami cechuje niebezpieczna tendencja do oddzielania Chrystusa od Krzyża.

Kim byłby Chrystus bez Krzyża? Kolejnym nauczycielem takim jak Budda lub Lao-Tse, socjologiem zamazującym bitą śmietaną zachowania nieakceptowalne społecznie, psychoanalitykiem redukującym winę do kompleksu i umniejszającym grzech jako rodzaj „kaca” po zezwierzęceniu, kaznodzieją zbyt uprzejmym, by wspomnieć o piekle lub rozwodzie, reformatorem, dla którego wszelka dyscyplina jest masochizmem i który twierdzi, że wstrzemięźliwość i umiarkowanie są nienaturalne i sprzeczne z biologiczną potrzebą samowyrażenia się.

A kto podniósł Krzyż bez Chrystusa? Komuniści! Do chorego i fałszywie liberalnego świata wprowadzili porządek, prawo, posłuszeństwo, dyscyplinę, naukę i uległość wobec najświętszej woli Partii, oddzielenie od zbytków Zachodu i, przede wszystkim, zmiażdżenie własnego ego dla dobra królestwa ziemskiego. Lecz podobnie jak Chrystus bez Krzyża byłby słabym, zniewieściałym Chrystusem niezdolnym do tego, by zbawić nas od grzechu, tak Krzyż bez Chrystusa jest tyranią, dyktaturą, obozami koncentracyjnymi i niewolnictwem.

Czyż nie żyjemy w świecie wyróżniającym się obfitym wylaniem ducha antypięćdziesiątnicy? Czyż część ziemi nie zajęła się ogiem piekielnym, podczas gdy płomienie Pięćdziesiątnicy ledwo tlą się w naszych dłoniach niczym małe świeczki, niezdolne do tego, by rozświetlić świat?

Sugerowanie, że ogień Pięćdziesiątnicy obumiera, byłoby nie tylko bluźnierstwem, ale zaprzeczeniem dumnych faktów, albowiem nadziei i chwały naszych czasów należy szukać w wytrwałości Milczącego Kościoła i w rozpalaniu nowego ognia przez naszych misjonarzy. A mimo to, czyż wielu kapłanów nie powinno ze smutkiem przeciwstawić własnego samozadowolenia gorliwości komunistów i spytać samych siebie, dlaczego komuś, kto pragnie być dobry i kto wyznaje prawdę, brakuje żarliwości w głoszeniu Chrystusa? Pan powiedział do Mojżesza:

Ogień nieustanny będzie płonąć na ołtarzu – nigdy nie będzie wygasać!

(Kpł 6, 5-6)

Zgodnie z Prawem Mojżeszowym, kapłan ma podsycać ogień świeżymi drwami każdego poranka i wynosić popiół poza obóz (Kpł 6, 4-5). Poranny płomień rozważań, samozaparcie, które usuwa z serca martwe rzeczy tego świata – oto warunki wiecznego ognia, który płonął w świętym Pawle dla nawrócenia całego rodzaju ludzkiego.

Tak więc nie zależąc od nikogo, stałem się niewolnikiem wszystkich, aby tym liczniejsi byli ci, których pozyskam (…) Stałem się wszystkim dla wszystkich, żeby w ogóle ocalić przynajmniej niektórych.

(1 Kor 9, 19, 22)

Arcybiskup Fulton J. Sheen

Źródło: „Kapłan nie należy do siebie„, 2018 r., str. 97-99./www.abpsheen.pl