Polska została pokrzywdzona podczas mistrzostw świata w skokach narciarskich - mówił Adam Małysz po dzisiejszych zawodach.

Polski mistrz nawiązywał do sytuacji, w której według komputerowych wyliczeń skoczkowie musieliby pobić rekord skoczni, aby objąć prowadzenie, choć zawodnicy ich wyprzedzający wcale nie skoczyli tak daleko. Według Małysza należałoby w tej sytuacji po prostu skrócić rozbieg.

,,Obawiałem się tego trochę. Podobna sytuacja była w Zakopanem. To daje dużo do myślenia. Wiem, że piękno sportu polega m.in. na tym, by przeskakiwać skocznię, ale dla zawodnika jest to troszkę niebezpieczne. Dziwię się, że jury na to pozwoliło. Te kraje, które potrafią zadziałać mocnym odbiciem z niskich belek, zostały pokrzywdzone. My jesteśmy w tym gronie. Ale cóż, nie my o tym decydujemy'' - powiedział Małysz.

Rzeczywiście, choćby w pierwszej serii Dawid Kubacki, Piotr Żyła, Kamil Stoch czy nawet Japończyć Ryoyu Kobayashi musieliby skoczyć niezwykle daleko, by wyprzedzić czołówkę. Gołym okiem widoczne było, że warunki pogodowe w połączeniu z zastosowanymi przelicznikami praktycznie wykluczały zdrową rywalizację.

,,Nie możemy być do końca zadowoleni, bo wiemy, na co stać naszych chłopaków. To oni mogli stać na podium. Cóż, trzeba zacisnąć zęby, jutro drużynówka, będziemy walczyć dalej'' - pdosumował Małysz.

W dzisiejszych zawodach zwyciężył Niemiec Markus Eisenbichler; drugą lokatę zajął jego rodak Karl Geiger, na trzecim miejscu podium stanął Szwajcar Kilian Peier. Lider klasyfikacji PŚ Ryoyu Kobayashi był czwarty, Kamil Stoch - piąty. Dawid Kubacki zakończył rywalizację na 12. lokacie, Piotr Żyła na 19. Jakub Wolny nie zakwalifikował się do II serii, kończąc na 40 lokacie.

bb/onet, eurosport