Tomasz Wandas, Fronda.pl: Jakie wnioski możemy wyciągnąć po wyborach do Parlamentu Europejskiego? O czym świadczy fakt, że PiS uzyskał aż 45% poparcie? 

Andrzej Stankiewicz, dziennikarz, publicysta „Onet.pl”: Fundamentalnym wnioskiem jaki możemy wyciągnąć z tych wyborów jest to, że społeczeństwo akceptuje kult i metodę polityczną Jarosława Kaczyńskiego. Krótko mówiąc, społeczeństwu podoba się to, co robi PiS, po drugie podoba im się to, w jaki sposób to robi. Kaczyński jest jedynym zwycięzcą w tych wyborach, bez względu na to, że ktoś teraz sam siebie nazywa zwycięzcą jak Schetyna czy Biedroń. Warto zwrócić uwagę, że nie chodzi tu tylko o pokonanie Koalicji Europejskiej, ale o to, o czym pan wspomniał, czyli procentowy wyniki PiSu – jest to największy wynik w historii jaki uzyskała w Polsce partia polityczna (nie w liczbach bezwzględnych, ale w procentach). Ponadto Kaczyński nie dopuścił do powstania niczego „na prawo” od PiSu – wynik Konfederacji był słabszy od spodziewanego. Podsumowując; wszystkie spośród tych trzech elementów zostały spełnione, stąd tak duży sukces PiSu. 

Sama wicepremier Szydło uzyskała rekordowo wysokie poparcie, przekraczajcie ponad 500 tysięcy głosów, o czym to świadczy? Czy mając tak wielki potencjał wicepremier Szydło nie powinna pomyśleć o wystartowaniu w wyborach prezydenckich?

Ja nie patrzę na to w tych kategoriach - ten wynik nie jest zastanawiający dla opozycji. Niewątpliwie, jest to wynik, którym wicepremier Szydło pokazuje prezesowi PiSu swój potencjał. Nie ulega wątpliwości, że Szydło wystawiona w większości regionów uzyskałaby podobne rezultaty. Oczywiście nie wszystkie województwa są tak duże i silne jak połączony region małopolsko-świętokrzyski, jednak Beata Szydło jest na tyle popularna, że faktycznie w skali ogólnokrajowej mogłaby zdobyć bardzo dużą ilość głosów. Warto zwrócić uwagę, że (uwzględniając wszystkie listy ugrupowań we wszystkich regionach) małopolska lista PiS była najsilniejszą ze wszystkich – Prof. Legutko i Patyk Jaki, będący na kolejnych miejscach również uzyskali bardzo dobre wyniki. 

I mimo takiej konkurencji na jednej liście, wszyscy odnotowali bardzo dobre wyniki…

Beata Szydło uzyskując tak wysokie poparcie, pokazała swoją popularność, siłę, co nie zmienia faktu, że to nie ona a prezes PiSu decyduje kto i kiedy zostaje powołany na jakie stanowisko. Dzisiaj, wyciąganie jakichkolwiek wniosków z tego, że ktoś dostał mniejsze czy większe poparcie nie ma kompletnie sensu, skoro o wszystkim i tak decyduje prezes. 

Co nikogo przecież nie dziwi, czy to sugestia rychłej zmiany?

Dopóki wszystko co planuje udaje mu się (a te wybory dają mu dodatkową wiarygodność i wzmocnienie) to nikt nie będzie się przeciw Kaczyńskiemu buntował.  Szydło tym mocnym wynikiem niewątpliwie zgłosiła gotowość do pewnego rodzaju powrotu, może w innej roli niż premiera, ale teraz nie jest na to pora, kiedy przyjdzie, to kompletnie nie od niej będzie zależało to, co zostanie jej powierzone. W tym momencie Jarosław Kaczyński gra trochę na inne rozdanie, może delikatnie chłodniej podchodzić do Morawieckiego, zresztą nie ma się co dziwić – polityk w którego najwięcej się inwestuje, budzi najwięcej nadziei. 

Wicepremier Beata Szydło, szef MSWiA Joachim Brudziński, minister rodziny, pracy i polityki społecznej Elżbieta Rafalska oraz wiceminister sprawiedliwości Patryk Jaki są wśród polityków Zjednoczonej Prawicy, którzy zdobyli mandaty europosłów - wynika z oficjalnych wyników wyborów przedstawionych przez PKW. Czy tym samym czeka nas wkrótce rekonstrukcja rządu? Czy może ktoś zrzeknie się mandatu (powinien) i pozostanie na stanowisku? Czy może jest zbyt wcześnie by podejmować ten temat?

Prawo jasno mówi, że w momencie wyboru na europosła, czyli w dniu, w którym Państwowa Komisja Wyborcza ogłasza wyniki, Brudziński, Jaki, Kempa, Rafalska i inni z automatu tracą stanowiska polskich parlamentarzystów i z automatu jako europarlamentarzyści nie mogą być równocześnie członkami polskiego rządu. Mówienie czy się zrzekną mandatu czy nie jest gdybaniem, fakty są takie, że już są oni europosłami, reszta to formalności. 

Jednak z mandatu europosła mogliby zrezygnować…

Moim zdaniem nie ma takiej możliwości, by ktokolwiek z nich zrezygnował z mandatu europosła, i mówiąc szczerze nie tylko o członkach PiSu, ale o wszystkich polskich posłach - uzyskanie mandatu do Parlamentu Europejskiego, jest dla nich jak „złapanie Pana Boga z nogi” - poziom zarobków, benefitów i przywilejów dla posłów do Parlamentu Europejskiego są na wysokim poziomie. Podsumowując, w świetle prawa, nowo wybrani europosłowie, już w tym momencie są posłami-elektami polskiego parlamentu i nie mogą nowej funkcji łączyć ze stanowiskiem w polskim rządzie. Teraz jest tylko kwestią czasu, kiedy Morawiecki od nowa „urządzi drużynę”. 

I uda się bez problemu?

Pytanie brzmi czy PiS bez tak wyrazistych liderów, bez tak rozpoznawalnych twarzy jak Brudziński na Pomorzu Zachodnim, jak Rafalska w Lubuskiem, jak Jaki itd. poradzi sobie z utworzeniem mocnych list w wyborach do parlamentu krajowego. Fenomen tych wyborów europejskich polega na tym, że po raz pierwszy w historii jest tak, że wszystkie „jedynki” PiSu zdobyły mandat – i nie tylko – w jakichkolwiek wyborach jakie miały miejsce coś takiego nigdy się nie zdarzyło. 

Nigdy? 

Bywało tak, że ci, których Kaczyński poustawiał na czołowych miejscach byli przeskakiwani przez kandydatów z niższych miejsc – teraz po raz pierwszy, wyborca poszedł oddać swój głos i oddał go dokładnie na tego kandydata, na którego Kaczyński chciał by ten zagłosował – stąd wniosek jest prosty, wyborcy zaufali prezesowi PiSu. Być może ta sama sytuacja powtórzy się w jesiennych wyborach i społeczeństwo odda głos na mniej rozpoznawalne ale wystawione przez Jarosława Kaczyńskiego „jedynki”. 

Co z opozycją? Grzegorz Schetyna twierdzi, że Koalicja Europejska i tak odniosła sukces, broni twardo tezy, że połączenie sił pięciu partii było dobrym pomysłem. Czy faktycznie? Co z PSLem, który wśród rolników uzyskał poparcie bliskie zera?

„Sukces ma wielu ojców, porażka jest sierotą” - to ewidentnie porażka Koalicji Europejskiej, empirycznie widać to po mniejszej ilości głosów poparcia. Jak dodamy do siebie wyniki poszczególnych ugrupowań tworzących Koalicję Europejską od 2014 roku (czyli od poprzednich wyborów europejskich) aż do wyborów samorządowych na jesieni 2018 roku to okazuje się, że oscylują one w granicach 44-45%. Natomiast Koalicja Europejska uzyskała teraz poparcie rzędu 37%, czyli znacznie mniej niż uzyskiwała na przestrzeni ostatnich lat. 

Tak, i tutaj często pojawiają się komentarze, że to inna sytuacja, że to tak się nie przelicza itp...

Mam też inny przykład: w wyborach samorządowych 2018 roku, w pierwszej turze, gdzie była ogromna mobilizacja elektoratu antyPiSowskiego (frekwencja wynosiła około 55%) dzisiaj okazuje się, że jest 10% niższa. Frekwencja jest wyższa niż zazwyczaj w wyborach europejskich, ale też niższa niż podczas poprzednich wyborów samorządowych, w których zmobilizował się  elektorat opozycji, to znaczy, że o ile w tych wyborach udało się PiSowi zmobilizować swój elektorat, zachęcić go do pójścia, by zagłosować, o tyle ten elektorat, który był na wyciągnięcie ręki dla Schetyny i dla jego Koalicji Europejskiej (który jesienią głosował przeciw Jakiemu w Warszawie, obronił Zdanowską w Łodzi, Żuka w Lublinie i innych) nie poszedł głosować. 

A mogło być tak pięknie…

Grzegorz Schetyna powiedział ostatnio (i przeszło to bez echa) u Konrada Piaseckiego, że gdyby miasta zagłosowały, tak jak podczas wyborów samorządowych, to te wybory wyglądałyby zupełnie inaczej – i wyglądałyby – tylko ludzie do wyborów nie poszli. Po drugie okazało się, że Koalicja Europejska jest kompletnie niekoherentna. O ile PiS był koherentny w przekazie, kontroli tego kto co mówi – tam nie ma niespoistości (a jeśli się pojawiają to są bardzo małe i szybko niwelowane przez prezesa), o tyle w opozycji np. Paweł Rabiej, wiceprezydent Warszawy mówił o potencjalnej możliwości adopcji dzieci przez homoseksualistów co dla PSLu (koalicjanta) okazało się katastrofą. 

Czy nie było to do przewidzenia?

W polityce jest tak, że gdy połączy się ze sobą dwa niepasujące do siebie ugrupowania, to część ich elektoratu odpadnie. Przyznam, że od samego początku byłem sceptyczny, co do powstania Koalicji Europejskiej, uważałem, że nie koniecznie musi to zagrać. Natomiast zakładałem, że Schetyna jako czynny polityk, ma lepsze rozeznanie niż ja, czynny komentator. Zakładałem, że lepiej zna on mechanizmy, że ma dostęp do badań i wiedzę, której nie mam ja – okazało się, że guzik prawda, niczego nie miał przemyślanego, już nie wspominając o tym, że totalnie nie radził sobie z prowadzeniem kampanii. 

Nie dość, że Schetyna nie uzyskał efektu synergii, nie dostał premii za zjednoczenie, to jeszcze stracił część elektoratu, w tym sensie, jest to jego ogromna porażka. 

Czy tym samym oznacza, to, że Koalicja Europejska się rozpadnie? Czy może wystarczyłoby zmienić lidera? 

Zmiana lidera Platform Obywatelskiej jest moim zdaniem niemożliwa, tak samo nie to możliwe w Koalicji Europejskiej. Schetyna kieruje partią, która ma największe struktury, która ma najwięcej pieniędzy, członków – PO jest po prostu najsilniejsza i to ona dyktuje warunki pozostałym ugrupowaniom. W obozie opozycyjnym, bardzo często mówi się, że PiS łamie demokrację, konstytucję, że trzeba współpracować, a przecież za tą fasadą odbywa się gra polityczna.

W której Schetyna…?

Schetyna chce być premierem na jesieni, myśli także w kategoriach własnych ambicji, stąd nie cofnie sie, nie zgodzi się na to, by jego miejsce w Koalicji Europejskiej zajął ktoś inny, np. ktoś, kto jest od niego młodszy i ma lepszą prezencję. Natomiast niezadowolenie i krytyka wewnątrz Platformy jest coraz szersza – Danuta Hubner wczoraj w „Onecie” dość mocno skrytykowała kampanię, posłowie Nowoczesnej tłumaczą się, że to nie oni tą kampanię robili, „ludowcy” natomiast tłumaczą się mówiąc, że ten projekt dotyczył wyłącznie wyborów do Parlamentu Europejskiego i skończył się on w dniu wyborów. 

Czy faktycznie się skończył i czy rzeczywiście był tak pomyślany?

Oczywiście, że nie, a świadczą o tym choćby liczne wypowiedzi polityków PSLu podczas kampanii, wiele było w nich odniesień do przyszłych, jesiennych wyborów do Sejmu. To dzisiejsze ich tłumaczenie świadczy tylko o tym, że znaleźli sobie oni zręczną formułę by wycofać się w Koalicji Europejskiej. Nowoczesna nie ma pieniędzy, stąd nie opuści KE, SLD również zostanie - Schetyna załatwił kilku SLDowskim emerytom stanowiska w Europarlamencie i ponadto środowiska SLD i PO są tymi, które najmniej się „gryzą” w ramach Koalicji. PSL moim zdaniem, nie wystartuje już razem z lewicą i liberałami do wyborów, być może będzie starać się o koalicję z kimś innym. 

Dziękuję za rozmowę.