Portal Fronda.pl: „Dziennik Gazeta Prawna” podał dziś informację, że przetargi w PKW mogły być układane pod konkretne firmę. Były unieważniane albo rozpisywane na tydzień, w którym wypadało Boże Ciało, co komentujący oceniają jako „klasyczne weekendowe przetargi”, których nie ma mowy o realnej konkurencji (więcej piszemy dziś na ten temat TUTAJ). Czy Pana dziwią takie nieprawidłowości?

Arkadiusz Czartoryski, PiS: Zamieszanie, z jakim mieliśmy do czynienia po ostatnich wyborach, znikające dziesiątki tysięcy głosów, ilość nieważnych głosów, etc. muszą mieć przecież jakąś przyczynę. Z wielką ciekawością czekam na odpowiedź Najwyższej Izby Kontroli. Wstępne informacje o nieprzygotowaniu PKW i ostrzeżenia przed dramatycznym przebiegiem kolejnych wyborów już się pojawiają w prasie. PKW to instytucja, która czuje się bezkarnie, bo wydaje jej się, że społeczeństwo nie obserwuje jej działań. Członkowie PKW myśleli, że nie podlegają żadnej krytyce. W polskim państwie istnieje szereg instytucji, którym wydaje się, że nigdy nic się nie zmieni, nikomu włos z głowy nie spadnie, więc można robić bylejakość. Proszę zwrócić uwagę na fakt, że panowie z PKW już od dwudziestu lat kierują tą instytucją. Efektem jest zasiedziałość, bylejakość, gnuśność, którą zobaczyliśmy na konferencjach prasowych („powiemy jutro”, „powiemy później”) czy podczas odczytywania wyników, które nijak mają się do ostatecznych. Nie dziwią mnie więc informacje, że przetargi mogłyby być nieprawidłowe. Zauważyłem, że PKW nie miało żadnych pretensji do wykonawcy inwestycji. Przedstawiciele PKW tłumaczyli, że zgłosiła się tylko jedna firma... Później zasiadali z przedstawicielami firmy, odpowiedzialnej za system informatyczny i nie powiedzieli na ten temat żadnego słowa krytyki. Nic o konsekwencjach, karach... Widzieliśmy jedynie harmonijną wymianę grzeczności podczas kolejnych konferencji. Już samo to było zastanawiające. Myślę, że powinniśmy poczekać na wyniki kontroli, które obecnie są prowadzone w Państwowej Komisji Wyborczej.

W czerwcu 2012 PKW gościła w swojej siedzibie Przewodniczącego Centralnej Komisji Wyborczej Federacji Rosyjskiej Władimira Czurowa. PKW mogła się czegoś nauczyć od Rosjan w kwestii organizacji wyborów?

To jest istna głupota i coś niebywałego. Prawo i Sprawiedliwość w liście do prezydenta Bronisława Komorowskiego już wiosną 2014 roku zwracało uwagę na fakt, że może dojść do dużych nieprawidłowości. Proponowaliśmy wystąpienie z inicjatywą obejmującą szereg zmian. Uważamy, że PKW powinna być chroniona przed moskiewskimi szkoleniami niemal tak samo, jak instytucje wojskowe. Jeśli już mowa o szkoleniach i wymianie doświadczeń, to raczej pomiędzy PKW a instytucjami jej odpowiadającymi, ale z Unii Europejskiej. Czego PWK mogła się nauczyć od instytucji wyborczych z Rosji?! Chyba tylko fałszowania wyborów... Przecież wszyscy dobrze wiedzą, jak odbywają się wybory w Rosji. Moim zdaniem, takie spotkania były haniebne i rzuciły cień na PKW, który trzeba zmazać. To było niezrozumiałe, niepotrzebne i niepraktyczne, bo PKW niczego nie mogło się nauczyć od moskiewskich instytucji wyborczych. Myślę, że w przyszłości należy wyjaśnić, co było faktycznym powodem tego spotkania...

A jak Pan ocenia ogromną ilość nieważnych głosów? Jak zauważył prof. Przemysław Śleszyński z PAN, ludzie na Mazowszu są głupsi, niż na Lubelszczyźnie, bo ilość nieważnie oddanych głosów jest wprost uzależniona od granicy województwa.

Absolutnie nie wierzę w to, że tak duża ilość osób nie ma pojęcia, jak zagłosować, tym bardziej, jeśli chodzi sejmiki. Jeszcze kilka lat temu mówiono, że społeczeństwo nie wie, czym zajmują się sejmiki. Lata płyną, więc wiedza powinna wzrastać, a nie maleć. We wszystkich województwach wzrosła liczba głosów nieważnych. Chciałbym się dowiedzieć, kiedy wydrukowano książeczkę z listą do sejmików, gdzie PSL znalazł się na okładce. Kiedy podjęto taką decyzję? Czy już po tym, jak PSL wylosował pierwszą stronę, czy może wcześniej? Odpowiedź na to pytanie będzie bardzo ciekawa. W powiecie ostrołęckim było 27 tys. głosów ważnych i 10 tys. nieważnych. To jest tak ogromna liczba, że lekceważenie tego byłoby lekceważeniem wyborców. Przed II wojną światową, kiedy wiele osób nie umiało czytać, ani pisać, głosów nieważnych było ok. 1 czy 2 proc. To niebywałe! Przechodzenie na tym faktem do porządku dziennego, choćby przez prezydenta Komorowskiego, który uspokaja Polaków i mówi, że ci, którzy podważają wynik wyborów znajdują się w odmętach szaleństwa, jest niepoważne. Musimy naprawiać różne części naszego państwa. Po wielu skandalach, kiedy wmawiano nam, że „nic się nie stało”, trzeba zacząć działać. Tutaj ewidentnie państwo nie zdało egzaminu. Mam nadzieję, że za rok, kiedy czekają nas ważne wybory, prezydenckie i parlamentarne, uda się coś naprawić.

Rozm. MaR