Stary rosyjski dowcip: Rosjanin, Ukrainiec i Białorusin uczestniczą eksperymencie, w którym każdy z nich ma usiąść na kreśle z kolcami. Jako pierwszy siada Rosjanin.

Podskakuje z bólu, kopie krzesło i uderza przeprowadzającego eksperyment w twarz. Następnie siada Ukrainiec, który syczy z bólu, patrzy na krzesło, wyciąga z niego kolce i wkłada do kieszeni- a nuż się jeszcze przydadzą? Jako ostatni siada Białorusin. Brak rekacji... Zapytany przez pozostałych, czy nie boli, odpowiada: "Myślałem, że o to właśnie chodzi"... Obecna sytuacja Białorusinów nie jest jednak bynajmniej "dowcipna"...

Swego czasu Condoleeza Rice nazywała Aleksandra Łukaszenkę "ostatnim dyktatorem Europy". Obecnie białoruski przywódca pogrąża się w coraz większej paranoi. Ostatnio ogłosił, że siły bezpieczeństwa zatrzymały „kilkudziesięciu” uzbrojonych ludzi, którzy przybyli na Białoruś z obozów na Ukrainie, w Polsce i na Litwie, gdzie byli szkoleni i finansowani przez zbiegłych z Białorusi przeciwników politycznych Łukaszenki. Tymczasem białoruskie władze obawiają się, że już w tę sobotę, tj. 25 marca, może dojść do eskalacji trwających od ponad miesiąca protestów, wybuchu buntu społecznego. Co więcej, Rosja może przybyć "z pomocą" w tłumieniu tych wydarzeń. Władze podjęły decyzję o przeprowadzeniu czystek wśród szeregów opozycji, KGB już urządza łapankę na działaczy, Łukaszenka zapowiada zaś, że każdy krok, który władza uzna za choćby minimalne "odstępstwo" od prawa, zostanie brutalnie stłumiony. Tym samym jednak władze zaczynają chyba rozumieć, że legendarna cierpliwość Białorusinów powoli się kończy.

Protesty na Białorusi trwają od ponad miesiąca, ich natura jest przede wszystkim ekonomiczną. Obywatele są już zmęczeni biedą, nie wierzą, że Łukaszenka poprawi ich los, coraz częściej też na manifestacjach pojawiają się hasła wzywające przywódcę do odejścia, żądania nowych wyborów, wezwania do poszanowania praw człowieka i wolności słowa.

Bezpośrednią przyczyną miał być skierowany przeciwko niepracującym podatek.

Opozycja zapowiada na 25 marca prawdziwą rewolucję, nawet usunięcie Łukaszenki. Czy są szanse, że się uda?

Badania Białoruskiej Pracownii Analitycznej pod kierownictwem prof. Andrieja Wardamackiego pokazują, że nastroje protestacyjne na Białorusi z tygodnia na tydzień wzrastają. W styczniu odsetek osób gotowych do udziału w akcji protestacyjnej zorganizowanej w miejscu zamieszkania wynosił 10,6 proc., ale już w lutym wzrósł do 17,5 proc. Widać, że Białorusini porzucają powoli marazm, ponadto wzrasta ich wiara w solidarność społeczną. W styczniu prawdopodobieństwo przeprowadzenia jakiejkolwiek akcji dopuszczało 11,6 procent respondentów, w lutym wzrosło prawie trzykrotnie, do 30,8 procent Białorusinów.

Z doniesień medialnych dowiadujemy się jak na razie o setkach zatrzymanych. Aleksander Łukaszenka zaklina się, że nie dopuści do zachwiania stabilizacją w kraju, zapowiada, że nie boi się niczego i nikogo.

"Porozmawiajmy zatem o sytuacji, która ma miejsce. Jestem bardzo zaniepokojony tymi informacjami, które do mnie docierają. Oczywiście media nie wiedzą wszystkiego, żeby nie straszyć społeczeństwa”, – tłumaczył prezydent Łukaszenka na spotkaniu struktur siłowych.

"Chcę powiedzieć, że nie straszyliśmy nigdy nikogo i nie zamierzamy straszyć, ale przepisów prawa i Konstytucję kraju będziemy kategorycznie respektować. Nikomu nie zamykamy ust, ale odstępstwo od prawa, krok w lewo, krok w prawo, zostanie brutalnie stłumiony” – zapowiedział białoruski przywódca, cytowany przez agencję Beita.

Jaką rolę w tym wszystkim odgrywa Rosja i czy przybędzie Łukaszence z "pomocą"? Jego reżim jest przecież całkowicie uzależniony od Federacji Rosyjskiej, która sztucznie podtrzymuje białoruską gospodarkę tanim gazem ziemnym i innymi subsydiami.

Łukaszenka świetnie dogaduje się z Władimirem Putinem. Jak wskazuje Leonid Bershidsky w tekście na portalu Forsal.pl, obu przywódców łączą autorytarne instynkty oraz skłonność do postrzegania opozycji politycznej jako wrogów, których należy wyeliminować. Obaj wiedzą również, że model gospodarczy dominujący na Białorusi nie ma nawet startu do europejskich gospodarek.

Kiedy w marcu 2014 roku, po rosyjskiej aneksji Krymu państwa Unii Europejskiej oraz Stany Zjednoczone zastosowały wobec FR sankcje gospodarcze,Białoruś nie przystąpiła do tej koalicji. Dlaczego? Z obawy, że Rosja zaanektuje ją jako następną. Z kolei skierowane przeciwko Zachodowi kontrsankcje Kremla nie objęły Białorusi, która stała się w pewnym sensie "oknem" w murze, służąc jako fałszywy kraj dla towarów pochodzących z państw europejskich. Jak przypomina Bershidsky, w ubiegłym roku Białoruś nie zgodziła się na cenę gazu, zapłaciła tylko połowę kwoty żądanej przez Gazprom, tym samym "fundując" sobie ponad 500 mln dolarów długu.

Na początku tego roku Aleksander Łukaszenka, usiłując podreperować słabnącą gospodarkę zwiększeniem dochodu turystycznego, podpisał dekret, który uniemożliwiał obywatelom 80 państw, w tym Unii Europejskiej i Stanów Zjednoczonych, wjazd na Białoruś bez wizy na pięć dni. Rosyjskie władze odpowiedziały krótkim oświadczeniem oraz ustawiły graniczne punkty kontrolne.

Antyputinowscy europejscy komentatorzy ocenili to działanie Łukaszenki jako złagodzenie reżimu. Tymczasem w zeszłym tygodniu tysiące Białorusinów, co w tym kraju jest dużą liczbą, wyszło na ulice. Powodem były protesty przeciwko dekretowi prezydenta, w myśl którego osoby, które nie pracowały od pół roku lub dłużej, będą zmuszone zapłacić duży podatek. Jak zauważa Bershidsky, w przeszłości wszelkie protesty były gwałtownie tłumione przez władze, tym razem jednak przemoc nie wchodzi w grę, ponieważ wówczas zareagowaliby potencjalni partnerzy europejscy. Przywódców demonstracji zatrzymano i wypuszczono, w najbliższym czasie zaplanowane są kolejne protesty mieszkańców, a część opozycjonistów ma nadzieję, że reżim Łukaszenki powoli zaczyna się kruszyć.

Emerytowany pułkownik, były więzień polityczny, jeden z liderów opozycji, Nikołaj Statkiewicz upatruje w obecnej sytuacji "kryzys systemu".

"Rosja płaci za całą zabawę, ale teraz nie może dać więcej, a potrzeby wciąż rosną, bo spada wydajność w gospodarce. Porzucenie Rosji może być niebezpieczna dla pozycji Łukaszenki"- stwierdza Statkiewicz.

Jak dalej potoczy się sytuacja? Czy Łukaszenka odetnie się od Europy i trafi w objęcia Moskwy? Ten "uścisk" może jednak "zmiażdżyć żebra" białoruskiego przywódcy. Z kolei utrata wpływów w Mińsku mogłaby się okazać katastrofą dla Kremla, zwłaszcza w sytuacji, gdy Łukaszenkę zastąpiłby proeuropejski lider. Jeśli jednak Putin zechciałby wyciągnąć lekcję z Ukrainy i wydarzeń w 2014 roku, zrozumiałby, że "rosyjskie pieniądze nie mogą jednak w nieskończoność gasić pożarów na Białorusi"- stwierdza Leonid Bershidsky.

JJ/Forsal.pl, Kresy24.pl