W krajach, w których podejmuje się szybkie decyzje o izolacji, epidemia koronawirusa ma dużo mniejszy wymiar. Zdecydowane działania mogą zredukować liczbę zakażonych i zmarłych nawet dziesięciokrotnie. Wynika tak jednoznacznie z dostępnych danych, które przeanalizował portal "Medium". Okazuje się, że izolacja i kwarantanna przynoszą najlepsze rezultaty.

 

"Medium" zwraca ponadto uwagę, że chińskie władze radykalnie zaniżają liczbę chorych. Podały, że 21 stycznia zanotowano 100 nowych przypadków. W rzeczywistości było ich... 1500. Z kolei dwa dni później podano informację o 400 nowych przypadkach - a było ich 2500. Władze podawały informacje o pacjentach, u których pojawiły się pierwsze objawy - a nie o tych, u których doszło do zakażenia. Chińczycy zarazem podjęli bardzo ostre i natychmiastowe środki działania już pod koniec stycznia. To pozwoliło im na zatrzymanie epidemii koronawirusa we wszystkich prowincjach poza Hubei, gdzie choroba pojawiła się najpierw.

Według autora "Medium" Thomasa Pueyo przykładowo we Francji jest obecnie ok. 1400 chorych na koronawirusa. W istocie jednak prawdopodobna liczba zachorowań wynosi między 24 000 a 140 000. Wszystko za sprawą czasu pomiędzy zakażeniem koronawirusem a pierwszymi objawami. (Od czasu zakażenia do śmierci trwa średnio 17,3 dnia).

Biorąc pod uwagę liczbę przypadków zakażenia koronawirusem w krajach takich jak USA, Hiszpania, Francja, Iran, Niemcy, Japonia czy Szwajcaria – na tym etapie miasto Wuhan było już odizolowane. Prowincja Hubei pod względem ludności jest większa od Hiszpanii, a mniej więcej wielkości Francji.

Zdaniem autora "Medium" w krajach, które są przygotowane, śmiertelność na koronawirusa będzie relatywnie niska - od 0,5 do 0,9 proc. W krajach, w których izolacji nie będzie, śmiertelność może wynieść od 3 do nawet 5 procent. To oznacza, że między skrajnościami jest dziesięciokrotna różnica.

Według Thomasa Pueyo jedynym sposobem na ograniczenie rozprzestrzeniania się koronawirusa jest pozostanie w domu - tak samo, jak było w 1918 roku w czasie pandemii grypy.

bsw/forsal.pl