Ustępujący rząd i główna partia rządząca w ostatnich dniach swojej wegetacji zajmują się głównie walkami wewnętrznymi. Nie są gospodarzem kraju ‒ zresztą do tego nas przez ostatnich osiem lat przyzwyczaili. Rzecz w tym, że są sprawy wagi państwowej, w których władza w Warszawie powinna wręcz grzmieć w surmy bojowe ‒ tymczasem nie słychać nawet jej szeptu...

Taką rzeczą jest haniebny artykuł w amerykańskim dwumiesięczniku „Foreign Affairs”, który o nowej polskiej władzy wyraża się, że będzie ona jednocześnie antyniemiecka, antyrosyjska i... antysemicka. To poważny periodyk, nawet jeśli autor tekstu, niegdyś krytyk OFE, Mitchell A. Orenstein poważny nie jest. Tymczasem odpowiedzią ze strony naszej (?) dyplomacji jest głośne... milczenie. Rozumiem, że dla niemałej części kadry MSZ nowa władza nie jest „ich”, ale w grę wchodzi żywotny interes polskiego państwa, a nie partyjne sympatie.

Czyż zresztą to przypadek, że w ostatnich latach ciężar zwalczania bezwstydnych stereotypów o rzekomo „polskich obozach śmierci” (!!) brały na siebie media, organizacje społeczne, opinia publiczna. Władza była strusiem chowającym głowę w piasek nieodpowiedzialności... Hańba to podwójna: i takie zarzuty i brak na nie reakcji.

Ryszard Czarnecki

Gazeta Polska Codziennie