Portal Fronda.pl: "Służba Kontrwywiadu Wojskowego w czasie rządów koalicji PO–PSL inwigilowała m.in. władze spółki i dziennikarzy Strefy Wolnego Słowa, a także przedsiębiorstwa z nią współpracujące, m.in. spółkę Rejtan. Inwigilowano również adwokatów, którzy reprezentowali ludzi z niezależnych mediów" - pisze Pani w "Gazecie Polskiej Codziennie". W jakim celu rząd Platformy Obywatelskiej postępował właśnie w ten sposób z opozycją?

Dorota Kania: Inwigilacja opozycji za czasów rządu PO - PSL miała wcześniej niespotykany wymiar. Chodzi nie tylko o grupy dziennikarzy, grupy polityczne, ale tak samo o historyków - np: Instytut Pamięci Narodowej. To również byli ludzie, którzy prowadzili własną działalność, a byli inwigilowani tylko dlatego, że byli związani z partiami opozycyjnymi. Myślę tutaj o pani, która prowadziła szkolenia dotyczące wizerunku. Występowała także na kongresie PiS-u.

Dlaczego tak się działo? Dlatego, że służby Platformy chciały wiedzieć co dzieje się w środowiskach opozycyjnych. Nie mam innego wytłumaczenia.

Pan minister Kamiński mówił o tym, że były sprawdzane autobusy, które jechały na manifestacje do Warszawy. W tym wypadku byli inwigilowani nie tylko dziennikarze, ale również spółki wydające gazety. Można się zastanawiać, czy to działanie miało służyć do zbierania haków na konkretne osoby? Czy może dążyli do poznania mechanizmów, jakie są przy powstawaniu artykułów prasowych?

Według mnie chodziło o to, by wiedzieć co dzieje się w naszym środowisku, kto się z kim spotyka, jakie są planowane publikacje. Nie wiemy jeszcze jak głęboko sięga ta inwigilacja.

Dziesięć dni temu został skierowany do ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobro wniosek o możliwości popełnieniu przestępstwa. Już wiem, że wszystkie osoby, które były obiektem inwigilacji będą występowały o status pokrzywdzonych, żeby być bardzo aktywnym uczestnikiem w tym śledztwie. Nie może być tak, że państwowe służby pod płaszczykiem działania w interesie państwa, rozpracowują całe środowiska.

Była premier Ewa Kopacz mówiła dzisiaj na antenie RMF FM, że "nie było inwigilacji dziennikarzy w opinii ani ministra spraw zagranicznych, ani koordynatora służb, ani szefa MSW.(...) Jeśli dzisiaj koledzy z PiS-u mają dowody na to, że zostało popełnione przestępstwo, to powinni nie chodzić i ugrywać na tym politycznie, tylko powinni wprost pójść do prokuratury "– stwierdziła. Na to dziennikarz odparł, że sprawa już została do prokuratury zgłoszona.

Dowiedziałam się wczoraj, że sprawa jest w prokuraturze. Zawiadomienie zostało skierowane do Prokuratora Generalnego Zbigniewa Ziobro. Część dokumentów będzie tajnych.

Chciałabym się dowiedzieć bardzo szczegółowo czemu takie działanie miało służyć? My możemy się tylko domyślać, że chodziło o to, by zdobyć wiedzę na temat tego, co dzieje się w naszym środowisku. To pokazuje jeszcze jedną rzecz - jak bardzo groźne było konserwatywne środowisko dla tego rządu. Intensyfikacja działań nastąpiła po katastrofie smoleńskiej. To wtedy zaczęła się inwigilacja pod krzyżem, wytaczanie spraw. To, co się wtedy stało, byłoby nie do pomyślenia w normalnym kraju. To polowanie na ludzi z konserwatywnego środowiska... To było gorsze działanie niż w ostatnich latach Służby Bezpieczeństwa przed 89 rokiem.

Czy na tym etapie jest możliwe wskazanie odpowiedzialnych?

Na pewno odpowiedzialnymi są byli szefowie SKW, ale przede wszystkim Donald Tusk, który był bezpośrednim zwierzchnikiem służb specjalnych. Nie skorzystał z zapisu, który daje mu konstytucja, by wyznaczyć koordynatora. Nie było takiej osoby w polskim rządzie za czasów Donalda Tuska, która pełniłaby funkcję koordynatora ds. służb specjalnych. Owszem, byli ludzie pełniący inne funkcje, jak np: Marek Cichocki, ale on nie był koordynatorem w myśl rozumienia przepisów prawa. Bezpośrednio za wszystko co działo się złego i dobrego odpowiada Donald Tusk. Nie wyobrażam sobie, by inwigilacja na taką skalę mogła zdarzyć się bez jego wiedzy i zgody.

Rozmawiała Karolina Zaremba