Portal Fronda.pl: Kolejny sondaż - tym razem przygotowany na zlecenie sztabu PO, wskazuje na to, że wyraźnie zmniejsza się dystans między Andrzejem Dudą a Bronisławem Komorowskim.  Kamapnia Dudy jest tak skuteczna, a kampania Komorowskiego tak słaba? 

Łukasz Warzecha: Widzimy, że Bronisław Komorowski nie ma zagwarantowanego tak wysokiego poparcia jak sądził. Z kolei Andrzej Duda jest w stanie przebić się ze swoim przekazem mimo ewidentnej obstrukcji ze strony nieprzychylnych mu mediów. Proszę zwrócić uwagę, że Andrzej Duda miał w ciągu ostatniego tygodnia dwa istotne wystąpienia programowe. W zasadzie żadne centralne media nie zajmowały się jego występami. Zajmowały się tylko kwestaimi typu, czy Andrzej Duda miał tym razem prompter czy nie, czy powtarzając jakieś cztery słowa zrobił plagiat programu Bronisława Komorowskiego, czyli bzdurami. Nie tym, w jaki sposób przebija się przekaz Andrzeja Dudy.

Bronisław Komorowski zbiera żniwo pychy i nadmiernej pewności siebie, która jest dla polityka niezwykle groźna. Również Andrzej Duda powinien się tego wystrzegać, bo widać w  jego otoczeniu pewien tryumfalizm. On się na razie objawia głównie u zwolenników niż u samych sztabowców. Niektórzy żyją już w przeświadczeniu, że jesteśmy w drugiej turze, a może nawet ją wygraliśmy. Obie strony powinny się tego wystrzegać, natomiast ewidentnie większy problem ma tu Bronisław Komorowski. Ale to nie jest jego jedyny problem. Bronisław Komorowski nie daje się kształtować przez specjalistów od wizerunku, trudno go „wygładzić”. Są politycy, którym ta autentyczność służy i którzy nie powinni być „wygładzani” przez PR-owców. Natomiast ten autentyczny wizerunek Komorowskiego dobrze się nie sprzedaje: wujek Bronek, usypia na każdym swoim wystąpieniu, język mu się plącze, wchodzi na krzesło w parlamencie japońskim... - to wszystko składa się na wizerunek „wujcia fajtłapy”. Nie sposób walczyć z tym, skoro Bronisław Komorowski nie lubi być trenowany. Już w czasie kampanii w 2010 r. mówiło się o tym, że Donald Tusk przygotowywał dla niego specjalistów, którzy mieli go szkolić, ale odmawiał współpracy. Jeżeli chodzi o kampanię Andrzeja Dudy, sądzę, że ona jest niezła, aczkolwiek mam wrażanie, że wciąż za mało w niej spektakularnych wydarzeń. Może taką metodę Andrzej Duda przyjął i tak zamierza do końca prowadzić swoją kampanię, tzn. skupić się na prowincji. Wydaje mi się jednak, że to za mało. Przed Andrzejem Dudą stoi jeszcze jedno wyzwanie. Otóż problemem każdej kampanii wyborczej, nie tylko prezydenckiej jest to, żeby z napędzaniem poparcia wycelować w kluczowy moment przed głosowaniem. Czasem się zdarza, że politycy przestrzelą, tzn. apogeum ich poparcia przypada na jakiś moment wyprzedzający głosowanie ma tyle, że potem już to zainteresowanie i poparcie spadają. Czy Dudzie uda się utrzymać  zainteresowanie swoją osobą na takim samym poziomie do końca kampanii? Przecież kampania wyborcza jest wyczerpująca także fizycznie, szczególnie w takim modelu, jaki przyjął Andrzej Duda – nieustannych podróży po kraju.

Miejsce dla Andrzeja Dudy w drugiej turze wydaje się niemal pewne, ale zwycięstwo z Bronisławem Komorowskim już nie...

Prognozy zawsze są ryzykowne, ale zwycięstwo Andrzeja Dudy uważam za dość mało prawdopodobne. Myślę, że im notowania Komorowskiego są gorsze, a Dudy lepsze, tym intensywniejsza będzie współpraca prezydenta z mediami, które są mu przychylne, a które będą dyskredytować Andrzeja Dudę. Jeżeli doszłoby do drugiej tury, a myślę, że druga tura z kolei jest bardzo prawdopodobna, to przecież druga tura tworzy zupełnie inną sytuację niż ta, którą mamy teraz. Mamy tylko dwóch kandydatów, Komorowski nie będzie mógł unikać debaty. Tych dwóch kandydatów zasilą głosy zwolenników innych kandydatów, dziś rozproszone. Dużo może się wydarzyć. Myślę, że jeżeli Komorowski wygra, to nie będzie to druzgocące zwycięstwo. Mogę się  pokusić o konkretną prognozę. Może to być zwycięstwo na miarę pięciu punktów procentowych, czyli 55 do 45-46 proc. Nie spodziewałbym się, różnicy 10 punktów.

Dobry wynik Dudy wynik zwiększy szansę PiS-u na zwycięstwo w wyborach parlamentarnych? 

Tutaj działają różne mechanizmy. Z jednej strony zwycięstwo kandydata opozycji zmusi jego  zwolenników do boju. Gbyby tego zwycięstwa nie było, albo gdyby wynik był słaby, zwolennicy mogą się poczuć zniechęceni, że znowu się nie udało. Jeżeli z kolei kandydat opozycji wygrywa, to zwolennicy opozycji uskrzydleni zwycięstwem masowo ruszają głosować również w wyborach parlamentarnych. Ale trzeba pamiętać, że tutaj również będzie działał mechanizm prący w drugą stronę, tzn. po takim teoretycznym zwycięstwie Andrzeja Dudy, histreria obozu rządzącego przekroczy już wszelkie granice. I wtedy będziemy mieli prawdopodobnie do czynienia z propagandą już taką naprawdę skrajną – że oto mamy prezydenta z grupy „podpalaczy państwa”, więc absolutnie nie może ta sama partia wygrać wyborów parlamentarnych, bo wtedy będzie kompletna tragedia – prezydent i premier z tej samej partii – tragedia dla Polski. Myślę, że tutaj mobilizacja elektoratu przeciwnego PiS-owi, nawet nie zwolenników Platformy, po prostu przeciwnego PiS-owi będzie dużo większa niż w tej chwili. Drugi mechanizm który może zadziałać polega na tym, że wyborcy czasami myślą sobie: „tym już daliśmy jedno zwycięstwo, może faktycznie lepiej, żeby wygrali ci drudzy”. Taka próba wyważenia. A trzeci mechanizm, który też należy wziąć pod uwagę, to jest spoczęcie na laurach elektoratu PiS-u, że skoro tutaj się udało, to zwycięstwo w wyborach parlamentarnych jest pewne, więc nie trzeba głosować. Nie uważam więc, że ewentualne zwycięstwo Andrzeja Dudy w wyborach prezydenckich albo po prostu jego dobry wynik automatycznie oznacza, że szanse PiS-u na zwycięstwo w wyborach parlamentarnych są dużo, dużo większe. Jeszcze jedno zastrzeżenie – proszę pamiętać, że wygrana w wyborach parlamentarnych wcale nie oznacza, że się bierze władzę. Bo równie dobrze może być partia zwycięska, która wprowadza do parlamentu najwięcej posłów, ale wcale nie ma większości, a rządzi koalicja która tej partii jest przeciwna.

Rozm. Emilia Drożdż