Referendum prezydenta Andrzeja Dudy w sprawie zmian w Konstytucji mogłoby powtórzyć "sukces" tego rozpisanego w 2015 r. przez jego poprzednika, Bronisława Komorowskiego- uważa część dziennikarzy i ekspertów. 

Taką ocenę znajdziemy m.in. w artykule Aleksandry Pawlickiej na Newsweek.pl, podobnie uważa Marcin Makowski, dziennikarz DoRzeczy i Wirtualnej Polski. 

"Myślę, że jeżeli Andrzej Duda na trzeźwo ocenił bilans zysków i strat, możliwe szanse powodzenia przedsięwzięcia i ewentualne koszty polityczne, gdyby zakończyło się fiaskiem, powinien być wdzięczny za zachowanie senatorów Prawa i Sprawiedliwości. Wszyscy bowiem jak jeden mąż, zamiast równać propozycję pytań z ziemią, za to, że stanowią ustrojowo-socjalny miszmasz, wygłaszali coś w rodzaju dystyngowanej mowy pogrzebowej. Z mównicy padło wiele słów o wadze samego pytania suwerena o kierunek zmian ustawy zasadniczej, kłaniano się w pas prezydentowi za podjętą debatę, cmokano nad owocami, które ona przyniesie"-zauważył Makowski. 

Pawlicka pisze, że referendum nieuchronnie zakończyłoby się kompromitacją głowy państwa. 

"Odrzucenie przez Senat prezydenckiego wniosku o referendum w sprawie konstytucji to jasny sygnał dla Andrzeja Dudy prosto z Nowogrodzkiej – koniec własnych inicjatyw. Ta referendalna była najbardziej samodzielną i z punktu widzenia pałacu prezydenckiego najważniejszą. Inna rzecz, że z góry skazaną na fiasko. Bo zarówno sensowność jak i szanse na wymaganą frekwencje były w tym przypadku równe zeru. Tak naprawdę więc PiS nie wyrażając zgody na organizację referendum, uratował Andrzeja Dudę i własny wizerunek przed oskarżeniem władzy o wrzucenie setek milionów złotych w błoto"- czytamy w artykule dziennikarki na Newsweek.pl. Aleksandra Pawłicka przekonuje jednak, że Prawo i Sprawiedliwość zdetronizowało w ten sposób prezydenta, dało mu "lekcję" za ubiegłoroczne weta ustaw sądowych. 

Również Michał Kolanko z "Rzeczpospolitej", powołując się na senatorów zarówno z PiS, jak i opozycji, przekonuje, że obóz rządzący obawiał się klęski referendum, która mogłaby być "najlepszym wyjściem z punktu widzenia przeciwników PiS". Senatorowie Prawa i Sprawiedliwości przekonywali w rozmowie z "Rzeczpospolitą", że nie głosują przeciwko prezydentowi, ale przeciwko referendum i że sam pomysł jest dobry, jednak realizacja już niekoniecznie. Michał Kolanko zastanawiał się też, czy Duda może- w odwecie- zawetować ustawy sądowe. Na koniec artykułu rozmówca z otoczenia prezydenta sam podkreśla, że głowa państwa nie planuje takiego ruchu, wręcz, że "weta są wykluczone".

"Referendum było ostatnią przeszkodą na drodze do pojednania prezydenta z PiS. Teraz Andrzej Duda całkowicie wróci na łono swej partii"- ocenia z kolei Andrzej Stankiewicz na łamach Onet.pl. Dziennikarz zwraca uwagę, że Duda pierwszy raz zaproponował referendum w maju ubiegłego roku, "u szczytu swej walki o niezależność", przed serią wet. A teraz referendum prezydenta "uwierało" i pracownicy KPRP zastanawiali się, jak wyjść z tego z twarzą. To, co stało się w środę Senacie, było w pełni zaplanowaną akcją, a głowa państwa mogła odetchnąć z ulgą.

Profesor Mieczysław Ryba, w rozmowie z Radiem Maryja, również wskazuje, że opozycja mogłaby z porażki referendum uczynić swój sukces. 

"Gdyby była mniejsza frekwencja, czego należy się spodziewać, to opozycja by to ogłosiła jako swój sukces, jako wotum nieufności dla prezydenta czy większości PiS. W tym względzie wydaje się, że to wyjście nie musi być złe"-ocenił politolog. Profesor wskazał, że opozycja totalna mogłaby z całego referendum uczynić "hucpę".

"Zaczęłoby się w tym duchu mówienie o łamaniu praworządności itd. Zatem zupełnie wyszlibyśmy poza obręb tego, co było intencją prezydenta, czyli szeroka obywatelska debata nad kształtem konstytucji"-stwierdził rozmówca Radia Maryja.

Marcin Makowski na łamach Wp.pl zauważa jednak, że... prezydenckiego referendum nikt właściwie nie chciał. Pokazują to sondaże CBOS, w którym lepiej wypadało zainteresowanie referendum Komorowskiego z 2015 r. (wtedy swój udział w referendum w spr. JOW deklarowało 41 proc. respondentów, obecnie, jeżeli chodzi o referendum konstytucyjne, mamy 31 proc...) 

"Jeśli przy lepszych wynikach, ostatecznie skończyło się na frekwencji 7,8 proc. nie trudno sobie wyobrazić, że 11 listopada do urn mogłoby przyjść poniżej 7 proc. uprawnionych do głosowania. A to oznaczałoby nie tylko strzał w kolano prezydenta, który nie ma w tej chwili konkurencji na prawicy w wyborach, a zagrozić może mu jedynie Donald Tusk, co ogromny kłopot wizerunkowy całej Zjednoczonej Prawicy"-zauważa Makowski. 

Jak widać, niezależnie od barw partyjnych, wiele osób, które mają pojęcie o polityce, dostrzegło, że referendum mogłoby zakończyć się klapą. Najprawdopodobniej widział to również sam prezydent.

yenn/Wp.pl, Onet.pl, Newsweek, Rzeczpospolita, Radio Maryja, Fronda.pl