Marta Brzezińska-Waleszczyk: Jak Ksiądz ocenia ostatnie wydarzenia z udziałem kibiców? Kilka ostatnich tygodni wręcz obfitowało w incydenty z udziałem fanów futbolu, ale zacznijmy od tego, chyba najpoważniejszego (a przynajmniej tak przedstawionego w mediach) – bójki na plaży w Gdyni.

Ks. Jarosław Wąsowicz, duszpasterz kibiców: To dość skomplikowana sprawa. W relacjonowaniu tego zdarzenia media okazały się bardzo jednostronne. Dziennikarze od początku zaczęli lansować przyjętą z góry tezę, że polscy kibole pobili biednych turystów. Jak wiemy, rzeczywistość okazała się nieco inna. I dziennikarze, i włodarze miasta, i minister odnoszący się do wydarzenia na konferencji prasowej – uznali kibiców winnymi i wcale nie wycofali się z tych oskarżeń, choć z relacji świadków i monitoringu sprawa wygląda zupełnie inaczej.

A gdyby spojrzeć na bójkę na plaży w szerszym kontekście...

...to wpisuje się ona w trwającą przecież od kilku lat wojnę pomiędzy kibicami a rządem. Ta wojna zwykle zaognia się wtedy, gdy ekipie rządzącej spadają słupki, trzeba przykryć jakąś aferę albo, tak jak teraz, mamy zrujnowany budżet. Nagle, głównym wydarzeniem w polskich mediach przez kilka dni jest bójka na plaży. To nie jest normalne.

Jak Ksiądz ocenia samo zajście w Gdyni?

Samą bójkę na plaży można oczywiście różnie komentować, ale już zachowanie mediów i to wszystko, co dzieje się wokół, można nazwać pewnego rodzaju prowokacją, zamierzonym działaniem, które ma odwrócić uwagę od rzeczy naprawdę ważnych.

Sprawa urosła wręcz do rangi międzynarodowej – MSZ polski oraz meksykański wydały oświadczenia, Polska gorąco przepraszała...

Polskie władze nauczyły się bardzo szybko przepraszać. To potem, jak w przypadku Gdyni, śmiesznie wygląda. To trochę kompromitacja, bo jak się później okazało, sprawa wyglądała zupełnie inaczej, niż to przedstawiały na początku media. Ale tak się dzieje w wielu innych przypadkach.

Może Ksiądz podać jakieś przykłady? 

Proszę zauważyć, jak wszyscy byli oburzeni – zresztą słusznie – wywieszeniem transparentu przez kibiców Lecha (z napisem „Litewski chamie, klęknij przed polskim panem” - przyp. MBW). Ale tydzień wcześniej nie było słychać żadnego oburzenia, kiedy litewscy kibice próbowali pod Ostrą Bramą sprowokować bójkę, rzucając butelkami w kibiców Lecha albo wygwizdując polski hymn. Kiedy na stadionie pod adresem Polaków leciały bluzgi, jakoś nikt nie interweniował, nie rozdzierał szat. Brak proporcji widać gołym okiem. 

W przypadku zachowania litewskich kibiców, zdaniem Księdza, zabrakło interwencji polskich władz?

Moim zdaniem, w takich momentach też trzeba interweniować! Nie powinno nam być obojętne, że kibice obcego państwa zachowują się jak buszmeni. Jeżeli na całym świecie standardy są takie, że kibice podczas odśpiewania hymnu rywali zachowują się godnie, to dlaczego to nie dotyczy także polskiego hymnu? U nas rozdziera się szaty tylko wtedy, kiedy polscy kibice coś przeskrobią. To jest niesprawiedliwe, a ponadto nie sprzyja możliwości prowadzenia dialogu. Aby uspokoić tą – nie ukrywajmy – napiętą sytuację, potrzebna jest rozmowa dwóch stron. Jeżeli ciągle stosuje się jakieś restrykcje, agresję to nie dojdzie do porozumienia.

Rząd chyba wcale nie chce rozmawiać. A na pewno nie z kibicami. 

Ostatnio minister MSW zapowiedział, że udowodni, iż monopol na przemoc ma państwo. To absurd. Odpowiadanie agresją na agresję nic nie da. Trzeba raczej szukać rozwiązań prewencyjnych, które w dalszej perspektywie będą prowadziły do ograniczenia chuligaństwa na stadionach. Choć tak naprawdę, nigdy nie da się tego wyeliminować w całości. Ekscesy chuligańskie zdarzały się od czasów starożytnych wszędzie, nie tylko w Polsce. Zawsze były i będą. Na ten temat są naukowe książki, wiele publikacji. Sport jest przestrzenią, która eksponuje element rywalizacji i to się czasem przeradza w agresję. Należy nad tym pracować, ale też trzeba uczciwie powiedzieć, że do końca nie da się tego wyeliminować.

Ksiądz mówi, że przypadki chuligaństwa zdarzały się wszędzie i zawsze, a ja mam wrażenie – przynajmniej obserwując medialne doniesienia – że tylko w Polsce urastają do rangi sprawy państwowej wagi.

Właśnie. Trzeba też pamiętać, że polskie media głównego nurtu nie zająknęły się na przykład ani słowem na temat tego, jak zagraniczna prasa zachwycała się postawą i zachowaniem warszawskich kibiców, którzy należą do jednych z najbardziej zagorzałych fanów w Europie, i przez to robią wrażenie. To pokazuje, jak różnie odbierani są kibice. A także to, że polskie media posłuszne władzy oraz rząd postrzegają ich w kontekście politycznym. Tu jest problem. 

Jak to wszystko obiera środowisko kibicowskie? Rząd po raz kolejny wyciąga przeciw nim ciężkie armaty, reaguje nieadekwatnie rygorystycznie do sytuacji, a potem się dziwi, że agresja eskaluje. 

To w ogóle jest pytanie na bardzo długą rozmowę, ale wydaje mi się, że rząd rozgrywa sprawę z kibicami w bardzo przemyślany sposób. Ludzie zapominają o tym, jak w wyborach po raz pierwszy Platforma zmierzyła się z PiS, a PiS te wybory wygrał. PO wtedy odwoływała się do retoryki kibiców, Donald Tusk chodził w szaliku, a kibice byli „cacy” bo wyśmiewali PiS i Kaczyńskich, rozdawali ulotki PO. Wtedy kibice byli super, a premier był lansowany jako wielki miłośnik futbolu. Kiedy kibice, chyba jako pierwsza grupa młodzieży, zorientowali się, że ich oszukano, zaczęli protestować i stali się wrogiem publicznym numer jeden. Ta wojna trwa. Z różnym natężeniem, ale w mediach wzbiera na sile wtedy, kiedy trzeba przykryć niewygodną informację. Przykładów można podawać wiele. Przed meczem w Łomiankach, tydzień wcześniej trąbiono o tym, że dojdzie do ekscesów. No i doszło. Ale dlaczego policja przez tydzień się nie przygotowała? Pojawia się pytanie, czy zrobiła to specjalnie? 

Dopuszcza się do takich sytuacji, aby później media o tym trąbiły i odwracały uwagę od spraw ważnych. 

Kibice sami w trakcie Euro mówili, że są tematem zastępczym. Ze względu na ekspresywność tej grupy, są środowiskiem, które łatwo medialnie zaatakować, i to przy aprobacie społeczeństwa – od kilku lat o kibicach mówi się w mediach tylko źle. Słowo „kibic” nie kojarzy się ludziom ani z akcjami patriotycznymi, ani charytatywną działalnością czy wielką pracą u podstaw, która dokonuje się w klubach kibica, ale z tym, co pokazują w telewizji. Ciągłe zadymy, bójki, starcia. Mało tego, wciąż są pokazywane zdjęcia z lat '90, a przecież dziś stadiony są bardzo bezpieczne i wie o tym nawet policja.

Rozmawiała Marta Brzezińska-Waleszczyk