Wiele razy pisaliśmy na Fronda.pl o sprawie Jerzego R., który domagał się od szpitala klinicznego w Szczecinie 90. tysięcy złotych. Powodem był to, że gdy pacjent w śpiączce farmakologicznej, katolicki kapłan udzielił mu namaszczenia chorych.Sądy niższych instancji pozwy oddalały, ale Sąd Najwyższy uznał, że sakrament namaszczenia udzielony bez zgody pacjenta narusza jego wolność. Dlatego zwrócił sprawę do ponownego rozpatrzenia.

Ostatecznie Sąd Apelacyjny zadecydował, że Jerzy R. nie dostanie odszkodowania. „Nie udowodnił, by doznał z tego powodu szkody psychicznej czy fizycznej” - argumentował. „Pokrzywdzony” pacjent ma prawo ponownie zaskarżyć wyrok do Sądu Najwyższego. I już zapowiedział, żę to zrobi.

Tymczasem list do niego pisze na łamach „Tygodnika Powszechnego” Halina Bortnowska, która o całej sprawie czytała z wielkim smutkiem. „Zgodnie z Twoim poglądem na świat taki gest może nie ma żadnego znaczenia – to puste mumbo-jumbo. A może jednak to coś, co ma wartość? To gest ludzki, prastary obrządek niesienia ulgi ciału. Wierzący modlą się przy tym, bo chcą, by to Ci pomogło” - pisze Bortnowska.

Publicystka przeprasza też Jerzego R. za krzywdy, które być może wywołały jego podejrzliwość. Prosi także mężczyznę, by jeszcze raz przemyślał całą sprawę. „Czy aby nie ma w tym fanatyzmu symetrycznego wobec fanatyzmu, o który podejrzewasz udzielającego namaszczenia?” - pyta Bortnowska. I dodaje, że to postawa nieustępliwej wrogości jest przyczyną zła, życząc na koniec Jerzemu R. zdrowia.

Beb/Tygodnik Powszechny