Wiceminister spraw zagranicznych Paweł Jabłoński opublikował dziś na Twitterze serię wpisów, w których tłumaczy zagrożenia, jakie niesie dla Polski prowadzona obecnie prowokacja reżimu Łukaszenki przy naszych granicach. Jabłoński wskazuje też na działania niektórych polityków i instytucji, które mogą prowadzić do osłabienia państwa.
Od kilku miesięcy trwa akcja reżimu Aleksandra Łukaszenki, który ściąga do Mińska imigrantów z Bliskiego Wschodu, aby następnie „przerzucać” ich na terytorium Unii Europejskiej. To odpowiedź na nałożone przez Unię Europejską sankcje na Białoruś. Pierwotnie imigranci byli wypychani przez granicę z Litwą. Kiedy tamtejsze władze wprowadziły przepisy umożliwiające służbom skuteczne odsyłanie imigrantów na Białoruś, białoruskie służby zaczęły przekierowywać grupy imigrantów na granicę z Polską.
Od kilkunastu dni grupa imigrantów koczuje przy granicy w okolicy wsi Usnarz Górny. Ich dramatyczną sytuację niestety postanowili wykorzystać politycy totalnej opozycji, którzy urządzają happeningi, próbują nielegalnie przekroczyć granicę Białorusi i apelują do rządu o przyjęcie imigrantów.
Zagrożenia związane z obecną sytuacją wyjaśnia wiceminister Paweł Jabłoński, który podkreśla, że działania reżimu Łukaszenki mają nie tylko służyć wywieraniu presji na Polskę, ale również sprawdzić, w jaki sposób polskie państwo reaguje na działania hybrydowe lub wojenne.
- „Wypowiedzi i zachowania istotnej części polskich polityków, dziennikarzy, aktywistów NGO (także finansowanych z zagr. źródeł) pokazują, że bardzo realny jest scenariusz, w którym obce państwo realizujące taki atak przeciw Polsce otrzyma wsparcie sojuszników w naszym kraju”
- podkreśla wiceszef MSZ.
- „Część tych sojuszników robi to w pełni świadomie, kierując się wewn. motywacją polityczną: dla obalenia/osłabienia znienawidzonego rządu gotowi są nawet na taktyczny sojusz z obcym państwem (choćby uznawanym za groźną dyktaturę) i wsparcie jego agresywnych działań”
- dodaje.
To wsparcie, jak wyjaśnia wiceminister, przede wszystkim opiera się na szerzeniu propagandy przeciwnika, co ma osłabić morale atakowanego państwa i podważyć jego wiarygodność na arenie międzynarodowej. Poza powtarzaniem propagandowych tez, dodaje Jabłoński, dochodzi też do utrudniania pracy służbom odpowiedzialnym za bezpieczeństwo.
- „Paradoksalnie, dzisiejsza sytuacja ma jednak pewne zalety. Pozwala bowiem: (1) lepiej przygotować się na podobne groźne działania w przyszłości; (2) identyfikować podmioty, które w razie zagrożenia z dużym prawdopodobieństwem będą stanowić wsparcie dla działań przeciwnika”
- zauważa.
Dlatego zaznacza, że należy te działania potępiać i konsekwentnie o nich przypominać.
- „W państwie demokratycznym nie sposób wprowadzić cenzury – należy jednak bardzo jasno mówić opinii publicznej o tych zagrożeniach. Analogicznie jak przekaźniki typu Sputnik, Russia Today czy osoby powtarzające ich tezy należy traktować nasze krajowe odpowiedniki”
- wskazuje.
- „To kwestia bezpieczeństwa państwa. Im mniejsza wiarygodność sojuszników naszego przeciwnika, tym mniejsza skuteczność wsparcia, którego mu udzielają. W interesie Polski jest, aby była ona jak najniższa”
- dodaje.
[1/8]
— Paweł Jabłoński (@paweljabIonski) August 23, 2021
Sytuacja na granicy PL/BY służy nie tylko do wywierania presji na Polskę, ale także do testowania jak zareaguje nasze państwo na inne, znacznie poważniejsze działania hybrydowe lub wojenne (np. atak z użyciem „zielonych ludzików”).
kak/Twitter