Z okazji 70. rocznicy swoich święceń papież-senior Benedykt XVI udzielił wywiadu Tobiasowi Winstelowi, w którym opowiedział o swoim kapłaństwie i duszpasterskim doświadczeniu. Rozmowa została opublikowana na łamach katolickiego miesięcznika „Herder Korrespondenz”.

W rozmowie z niemieckim publicystą papież-senior zmierzył się z pytaniem o to, czy był dobrym duszpasterzem. Przed rozpoczęciem kariery naukowej pracował przez rok jako wikariusz w parafii Najświętszej Krwi Chrystusa w Bogenhausen, dzielnicy klasy średniej we wschodniej części Monachium i było to dla niego jedyne w życiu ściśle duszpasterskie doświadczenie. To tam młody teolog zetknął się z codziennymi pytaniami wierzących, co nie pozostało bez znaczenia dla jego późniejszej refleksji.

Benedykt XVI zauważa, że człowiek wierzący to człowiek pytający, który musi konfrontować swoją wiarę z codziennym życiem.

- „Pod tym względem idea «ucieczki w czystą doktrynę» wydaje mi się zupełnie nierealna. Doktryna, która istniałaby tak, jak rezerwat przyrody, oddzielona od codziennego świata wiary i jego trudów, byłaby jednocześnie wyrzeczeniem się samej wiary. Doktryna musi rozwijać się w wierze i z wiary, a nie stać obok niej”

- mówi papież-senior.

Benedykt XVI wspomina też swoją posługę w konfesjonale. Jego proboszcz, jak mówi, kierował się zasadą, że lepiej siedzieć w konfesjonale przez godzinę nikogo nie spowiadając, niż pozostawić konfesjonał pustym i zniechęcić kogoś do sakramentu. Dlatego młody wikariusz musiał każdego ranka o 6 rano być w konfesjonale, gdzie spędzał czas do 7, kiedy to odprawiał poranną Mszę św.

- „Prawie zawsze ta godzina pozostawała wolna, tak jak w sobotnie popołudnia, gdy konfesjonał był otwarty od czwartej do ósmej wieczorem, a chętni do spowiedzi pojawiali się dopiero późno. Szczególnie cenna była dla mnie godzina poranna, aby powoli przygotować się do dnia i w spokoju odmówić część bardzo jeszcze wtedy długiej modlitwy brewiarzowej”

- opowiada.

Przyznaje przy tym, że posługa w konfesjonale była dla niego trudna.

- „Nawet jeśli wiele spowiedzi pozostawało dość schematycznych, zawsze pojawiały się prawdziwe wydarzenia wiary, które sprawiały, że odczuwałem potrzebę i piękno tej posługi. Mogłem doświadczyć, jak niektórzy ludzie sami również na nowo otwierali się przez spotkanie z samym Bogiem i pozwalali, aby ich życie zostało na nowo ofiarowane przez Pana”

- podkreśla.

Czy młody ks. Joseph Ratzinger był dobrym księdzem?

- „Czy byłem dobrym księdzem i duszpasterzem, nie śmiem o tym decydować. W każdym razie starałem się na swój sposób sprostać wymaganiom mojego urzędu i święceń”

- odpowiada po latach.

To właśnie w monachijskiej parafii Ratzinger zaczął widzieć konieczność „oderwania od światowości”, o czym mówił później jako papież.

- „Moje doświadczenie z roku Bogenhausen pokazało mi, że wiele funkcji związanych ze strukturą i życiem w Kościele wykonywali ludzie, którzy wcale nie podzielali wiary Kościoła. Ich świadectwo musiało więc wydawać się wątpliwe pod wieloma względami. W dziwny sposób były wymieszane wiara i niewiara, a to musiało w pewnym momencie wyjść na jaw i spowodować załamanie, które ostatecznie pogrzebałoby wiarę. Ich rozejście się było konieczne, a przynajmniej tak mi się wydawało”

- wyjaśnia.

Jednocześnie papież-senior podkreśla, że nie można myśleć o Kościele jako o miejscu tylko dla świętych, o czym szczególnie przekonał się w czasie swoich studiów nad donatyzmem. W ramach tego ruchu powstałego w Afryce Północnej po czasach prześladowań, do biskupstwa dopuszczano wyłącznie chrześcijan odznaczających się w czasach prześladowań absolutną nieustępliwością.

- „Ta początkowa idea doprowadziła jednak wspomnianą grupę coraz bardziej do sekciarstwa i w gruncie rzeczy udowodniła na zawsze, że pszenica i plewy, dobre i złe ryby należą do Kościoła. Nie może to być kwestia oddzielenia dobrych od złych, ale może to być kwestia oddzielenia wierzących od niewierzących. Od tego czasu problem ten stał się jeszcze bardziej widoczny. W instytucjach kościelnych – szpitalach, szkołach, Caritas – na stanowiskach decyzyjnych jest zaangażowanych wiele osób, które nie podzielają wewnętrznej misji Kościoła i w ten sposób często zaciemniają świadectwo tej instytucji. Znajduje to odzwierciedlenie przede wszystkim w ogłoszeniach i oficjalnych stanowiskach”

- powiedział Benedykt XVI.

- „Termin Kościół oficjalny został ukuty, aby wyrazić kontrast pomiędzy tym, co jest oficjalnie wymagane, a tym, w co się osobiście wierzy. Termin «Kościół oficjalny» insynuuje wewnętrzną sprzeczność między tym, czego faktycznie chce i co oznacza wiara, a jej depersonalizacją. Cóż, w międzyczasie jest niestety w dużej mierze tak, że oficjalne teksty Kościoła w Niemczech są w dużej mierze kształtowane przez ludzi, dla których wiara jest tylko oficjalna. W tym sensie muszę przyznać, że w przypadku dużej części oficjalnych tekstów kościelnych w Niemczech termin «Kościół oficjalny» rzeczywiście ma zastosowanie”

- dodał.

- „Tak długo, jak w oficjalnych tekstach kościelnych przemawiać będzie tylko urząd, a nie serce i duch, tak długo trwać będzie exodus ze świata wiary. Dlatego wydawało mi się ważne, zarówno wtedy, jak i obecnie, aby wyjąć człowieka spod osłony urzędu i oczekiwać od wypowiadających się w imieniu Kościoła prawdziwego, osobistego świadectwa wiary”

- podkreślił.

kak/KAI