Jezuita Grzegorz Kramer potępił osoby z krzyżem w ręku sprzeciwiające się homorewolucji. Wcześniej dopieszczany przez antykatolickie media postępowy duchowny, według doniesień medialnych, krytykował sprzeciw wobec wpuszczania islamskich imigrantów do Polski, gloryfikował samobójstwo dokonane przez antyPiSowca, pouczał krytyków bluźnierstw na paradach gejów, doceniał kretyński film „Kler”, czy bronił koncernu Ikea przed bojkotem w związku ze wspieraniem przez ten koncern homorewolucji.

 

Jak można się dowiedzieć z artykułu pt: „Nie godzę się na wykorzystywanie świętości. Ojciec Kramer dobitnie o 15-latku z Płocka” (autorstwa Rafała Badowskiego) opublikowanego na lewicowym portalu „Na temat”, jezuita potępia protestowanie z krzyżem w ręku przeciwko homorewolucji. To kolejny postępowy duchowny, który głosi niekatolickie poglądy.

 

Moim zdaniem postępowi duchowni głoszący niekatolickie herezje byliby uczciwsi, gdyby dokonywali apostazji, zakładali własną wspólnotę religijną i pod jej szyldem głosili swoje niekatolickie poglądy. Głoszenie herezji pod szyldem katolickim jest nieuczciwe wobec wiernych.

 

Do antykatolickiej deklaracji jezuitę Kramera skłonił nastolatek Jakub Baryła, który trzymając krzyż w ręku, protestował w Płocku przeciwko paradzie gejów (profanującej katolickie symbole religijne i propagującej grzech).

 

W zacytowanym przez lewicowy portal wpisie jezuita Grzegorz Kramer stwierdza:

 

I znów ktoś wziął krzyż w ręce i poszedł na Drugiego. I znów krzyż stał się głupstwem w oczach pogan, tym razem za sprawą chrześcijanina.

Nie wiem kto temu młodemu człowiekowi podpowiedział tę akcję, ale mam nadzieję, że nie człowiek dorosły. Nie wiem dlaczego nikt z dorosłych chrześcijan nie podpowiedział temu człowiekowi, że nie każde wzięcie krzyża do ręki i wyruszenie „przeciw” jest ewangelizacją. Nie wiem dlaczego nikt temu gorliwemu młodzieńcowi nie powiedział, że dobre chęci to za mało.

Nie każde wywołanie sprzeciwu jest pokazaniem, że stoję po stronie Prawdy, którą jest Jezus. Na krzyżu Jezus umarł za każdego człowieka, również za tego, przeciw któremu ten krzyż został wzięty w te młode ręce. Krzyż można wziąć przeciw złemu duchowi, ale nie przeciw człowiekowi. Jezus umarł na krzyżu, by ludzkość rozdartą grzechem pojednać z Ojcem, ale i między nami.

Nie walczcie proszę krzyżem, bo na nim dokonała się ostateczna walka, która została zwyciężona. Zwyciężonym nie jest człowiek, ale szatan.

Nie godzę się na wykorzystywanie świętości do walki z drugim człowiekiem, przez kogokolwiek, ale szczególnie przez chrześcijan”.

 

Widać, że tożsamość katolicka jest jezuicie Kramerowi obca. Wystarczy przypomnieć, „że na rok przed tzw. edyktem mediolańskim z 313 r., który położył kres prześladowaniom chrześcijan i sprawił, że mogli oni swobodnie wyznawać swoją wiarę, cesarz Konstantyn Wielki miał senne widzenie. Związane ono było ze zwycięską dla niego bitwą z Maksencjuszem (pretendentem do objęcia władzy w imperium rzymskim) na moście Mulwijskim, tuż obok Wiecznego Miasta. Syn św. Heleny w noc przed decydującą bitwą miał ujrzeć na niebie płonący krzyż i napis: „W tym znaku zwyciężysz”. Rozkazał legionistom, by na tarczach wymalowali właśnie znak krzyża. W ten sposób narzędzie haniebnej śmierci stało się symbolem zwycięstwa i najbardziej rozpoznawalnym symbolem chrześcijaństwa” (pisał o tym na łamach tygodnika „Niedziela” w artykule „W tym znaku zwyciężysz” ks. Jacek Molka).

 

Jan Bodakowski