Nowe informacje w sprawie sobotniego zdarzenia w niemieckim mieście Muenster. Według niemieckich mediów, takich jak stacje telewizyjne WDR i NDR oraz gazeta "Sueddeutsche Zeitung" Jens R., czyli sprawca, 29 marca wysłał przez Internet list pożegnalny do swoich znajomych. 

Czy rzeczywiście tym razem nie mieliśmy do czynienia z zamachem terrorystycznym? Tak twierdzą niemieckie służby oraz część mediów. Według "Sueddeutsche Zeitung" Jens R. nie był powiązany z organizacjami islamistycznymi, a w swoim działaniu nie kierował się pobudkami politycznymi. Pod koniec marca rozesłał e-mailem do znajomych swoją "listę niepowodzeń". Co prawda nie ma tam wzmianek o planowanym ataku, jednak zdaniem śledczych list był "klasyczną zapowiedzią samobójstwa". Na 18 stronach Jens R. pisze o konfliktach z rodzicami. To właśnie ich wini za załamania nerwowe i kompleksy, jak również napady agresji oraz problemy z osobowością.

Na zachowanie mężczyzny szczególny wpływ miała mieć „spartaczona operacja” kręgosłupa. Jak wynika z listu, już jako siedmioletnie dziecko Jens R. marzył o śmierci. Jedną z przyczyn frustracji mężczyzny był m. in. pierwszy samochód. Chciał, by był to używany Porsche, jednak rodzice nie spełnili jego prośby i kupili mu „nowego, szpetnego (Volkswagena) Polo”.

R. miał problemy z alkoholem. Kilka lat temu zdemolował siekierą mieszkanie rodziców. Według niemieckich mediów, R. znany był zarówno służbom opieki psychiatrycznej, jak i policji. Miał opinię chorego nerwowo i zagrożonego samobójstwem. Umorzono prowadzone wobec niego postępowania z powodu gróźb, uszkodzenia mienia i ucieczki z miejsca wypadku umorzono.

"Pożegnalny" e-mail rozesłany przez mężczyznę dotarł również do policji. 

Wielu komentatorów nie daje wiary informacjom o chorobie psychicznej Jensa R., jak również doniesieniom medialnym, że mężczyzna był obywatelem Niemiec. Przyczyną takiego stanu rzeczy jest fakt, że zdarzenie, do którego doszło w Muenster było dość podobne do wcześniejszych zamachów terrorystycznych: chociażby w 2016 r. w Nicei i Berlinie oraz w roku ubiegłym w Londynie i Barcelonie.

yenn/dw.com, "Sueddeutsche Zeitung", Fronda.pl