Portal Fronda.pl: NIK opublikował właśnie wstępne wyniki ponownej kontroli w polskich szkołach. Jak wynika ze wstępnych informacji, głównym problemem jest właściwie nieprzystosowanie znacznej ilości stołówek i toalet na przyjęcie sześciolatków. Rzeczywiście, to są jedyne problemy polskich szkół?

Karolina Elbanowska: Proszę zauważyć, że ministerstwo edukacji w ogóle nie koncentruje się na konkretnych dzieciach i ich problemach. Nie mówi się o szkołach, gdzie nie ma stołówki, kuchni, nauka jest zmianowa, a w toaletach można zobaczyć sanitariaty z lat '80. To dotyczy wciąż bardzo wielu polskich szkół. Ministerstwo nie skupia się na konkretnych potrzebach dzieci, które nie zostały spełnione, tylko mówi o statystyce. Znam trzy rodzaje kłamstwa: małe kłamstwo, duże kłamstwo i statystyka. I tu jest podobnie. Rodzicom, którzy muszą we wrześniu posłać swoje sześcioletnie dziecko do pierwszej klasy, ministerstwo macha przed oczami raportem, z którego wynika, że generalnie wszystko jest dobrze. Ale co to interesuje rodzica, który akurat ma pecha i szkoła, do której pójdzie jego dziecko wymaga gruntownego remontu, jest przeładowana a lekcje odbywają się w niej do godz. 17? Co go obchodzi, że gdzieś w Warszawie są szkoły pokazowe? Takiego rodzica statystyka w ogóle nie interesuje.

Kolejnym problemem jest zbyt duża ilość dzieci w klasach I-III, co będzie skutkowało wprowadzeniem systemu zmianowego w szkołach (w Polsce liczba uczniów w klasach pierwszych wzrośnie nawet o 70 proc.).

Ministerstwo edukacji po prostu idzie za ciosem, brnie w reformę, o której wszyscy wiedzą, że jest kompletną porażką. A co więcej, robi rzecz najgorszą z możliwych, ignorując matematykę. Rocznik 2008 jest najliczniejszym rocznikiem od kilkunastu lat. Obowiązkowe wysłanie, choćby połowy tego rocznika, do pierwszej klasy razem z rocznikiem 2007 to przepis na klęskę. Szkoły nie są przecież z gumy, mają problemy lokalowe już teraz, przed tsunami z dwóch roczników, jakie sztucznie wywołało ministerstwo. To niemożliwe, by te dzieci chodziły do szkół w godnych warunkach. Nie będą się uczyły w normalnych godzinach, od 8 do 12 czy 13. Tu wszystko zostało postawione na głowie. Dzieci będą się kisić w świetlicy do 13 czy 14, a dopiero potem będą zaczynać lekcje. Nie są temu winne same szkoły czy wydziały oświaty, ale ministerstwo, które po prostu chce jak najszybciej pozbyć się problemu sześciolatków. Indywidualne przypadki w ogóle się nie liczą, nie obchodzą urzędników w MEN. Rodzice, piszący do ministerstwa o konkretnych problemach, dostawali w odpowiedzi dane statystyczne. Co ich to obchodzi? Panią minister stać na to, by wysłać swoje dziecko do szkoły, w której płaci się tysiąc złotych za miesiąc. Większości rodziców nie byłoby stać nawet na połowę czy ¼ tej kwoty. Są przymuszeni do systemu, który urąga standardom XXI wieku.

Ale zwolennicy reformy wciąż powtarzają, że w Europie Zachodniej posyłanie dziecka do pierwszej klasy to standard...

Ministerstwo, niczym mantrę, powtarza bajkę o sześciolatkach, którzy w całej Europie chodzą do pierwszej klasy i jest wspaniale, ale chwileczkę. Tam rodzice mają wybór, mogą zdecydować się na późniejszą edukację. W krajach skandynawskich zaledwie mały procent sześciolatków chodzi do pierwszej klasy, we Francji czy w Niemczech rodzice mają wybór. A w Polsce jest przymus. Gdyby tam powiedzieć rodzicom, że u nas dzieci mają obiad o godzinie 10 (tak jest na przykład na warszawskiej Białołęce), to złapaliby się za głowę i zapytali, czy tu jest jakiś busz, bo Europy to nie przecież nie przypomina, raczej trzeci świat. Tam nie ma zajęć dydaktycznych do godz. 17.

Mówi Pani, że bez względu na okoliczności ministerstwo i tak będzie brnąć w reformę, co zatem mogą zrobić rodzice, którzy nie chcą, by ich dziecko uczyło się w takich warunkach, a nie stać ich na prywatną szkołę?

Ministerstwo robi swoje, ale rodzice też się organizują. Rodzice, którzy chcą ratować swoje dzieci przed tym, co się będzie działo we wrześniu, przed darmowym podręcznikiem i całą masą problemów, jakie czekają sześciolatki w pierwszych klasach, zachęcamy do skorzystania z naszej infolinii i poradnika, dotyczącego odraczania obowiązku szkolnego. Został jeszcze miesiąc, wciąż można opóźnić pójście do szkoły swojego sześcioletniego dziecka. Od kilku dni zbieramy też podpisy pod inicjatywą obywatelską „Rodzice chcą mieć wybór”. Mamy już pierwsze podpisy, a w połowie września złożymy projekt w Sejmie. Wiemy, że te 100 tys. podpisów bez trudu zbierzemy. Zachęcamy wszystkich rodziców, którzy nie zgadzają się na to, by ktoś podejmował decyzje za nich, mówił im, że jest mądrzejszy od nich, wie od nich lepiej, do zbierania podpisów pod wnioskiem obywatelskim.

Rozmawiała Marta Brzezińska-Waleszczyk

Więcej informacji znajdą Państwo na stronie Stowarzyszenia i Fundacji Rzecznik Praw Rodziców