Putin zaproponował, aby Ukraina przekazała Rosji cały obwód doniecki jako warunek wszczęcia negocjacji pokojowych. W zamian miałby otrzymać częściowo zwolnione – lub obiecane – terytoria w obwodach zaporoskim i chersońskim, które wcześniej znalazły się pod rosyjską okupacją.
Urzędnik Białego Domu miał określić ten krok jako „postęp” w porównaniu z wcześniejszymi żądaniami Moskwy, ale według samej Ukrainy i jej sojuszników jest to równoważne z oddaniem własnej nogi w zamian za iluzję pokoju.
Kontrola nad obwodem donieckim ma kluczowe znaczenie dla Ukrainy jako przedmurze obrony przed potencjalnym rosyjskim marszem w kierunku Kijowa. Faktem jest, że to właśnie w Donbasie Rosja stawia kolejne kroki ofensywne. Eksperci podkreślają, że żądanie Putina nie jest wycofaniem się z maksymalistycznej strategii, a raczej nową odsłoną długofalowych celów Kremla.
Sytuację komplikuje fakt, że Trump wskazał w rozmowie z prezydentem Ukrainy Wołodymyr Zełenski, iż obie strony „powinny zatrzymać się tam, gdzie są” i ogłosić zwycięstwo. Ukraina jednak podkreśla, że nie zgodzi się na ustępstwa terytorialne.
Rosyjska propozycja obluzowuje przynajmniej pozornie zakres żądań Kremla, jednak zdaniem analityków może stanowić pułapkę: Ukraina musiałaby zrezygnować z istotnej części swojego terytorium w zamian za niejasne gwarancje pokoju. Taki układ mógłby osłabić pozycję ukraińską i wzmocnić wpływy Moskwy w negocjacjach.
Ponadto zmiana stanowiska Trumpa budzi niepokój: po rozmowie z Putinem amerykański przywódca zrezygnował z ostrzejszego stanowiska wobec Rosji i wydaje się być bardziej otwarty na kompromis, co Kreml może interpretować jako sukces swojej strategii.
Ukraiński rząd stanowczo odrzuca możliwość zrzeczenia się obwodu donieckiego – uważa to za naruszenie konstytucji i grę z ogniem, dającą Rosji przyzwolenie na kontynuowanie agresji.
Z kolei administracja amerykańska ma poprosić o przygotowanie nowego spotkania Trump–Putin, tym razem w Budapeszcie, w ciągu najbliższych tygodni. Kreml zapowiedział również przygotowania do szczytu.