Zabawne przy tym jest to, że tekst (pomijam już taki drobiazg, że jego treść jest stuprocentową manipulacją), w którym tak określone zostały moje poglądy, ukazał się w "Polityce". Pismo to ma rzeczywiście spore doświadczenie w publikowaniu tekstów "żywcem wyjętych ze sztambucha KPP", a komunistyczni ideolodzy, choć lekko przeformatowani, pracują w niej do tej pory. Nie przeszkadza to jednak Władyce i Janickiemu oznajmiać, że to moje teksty są przejęte od komunistów. I gdyby jeszcze opinie takie padły, gdzie indziej, to może bym się tym przejął. Ale czerwona "Polityka" jest ostatnim środowiskiem, które może wydawać opinie na temat komunistycznego języka. No chyba, że wypowiadać się będzie na podstawie własnego doświadczenia.

 

Nie zmienia to jednak faktu wyjątkowej bezczelności publicystów "Polityki". Nieco ponad dwa tygodnie temu są skazał Jarosława Marka Rymkiewicza za powiedzenie prawdy na temat środowiskowych i rodzinnych korzeni "Gazety Wyborczej". Kilkanaście dni później salonowa gazeta porównuje innego dziennikarza do komunistów. I ma poczucie całkowitej bezkarności. Skądinąnd słuszne, bowiem – po pierwsze – w odróżnieniu od dziennikarzy z tygodników postkomunistycznych, ja nie mam w zwyczaju ciągać innych po sądach. Wolność słowa traktuje poważnie, a nie tylko jako wygodny bicz na przeciwników. Ale jest i powód drugi. Janicki i Władyka wiedzą, że w Polsce do komunistów można porównywać tylko prawicę, a ci, którzy rzeczywiście mają takie korzenie spokojnie mogą chodzić w glorii demokratów.

 

Tomasz P. Terlikowski