Fronda.pl:Wybory w USA w 2008 r. mocno zmieniły politykę zagraniczną Stanów Zjednoczonych. Zaproponowany przez Baracka Obamę reset z Rosją mocno osłabił pozycję Polski na arenie międzynarodowej. Czego w związku z tym możemy oczekiwać po tegorocznych wyborach prezydenckich w USA? Czy czeka nas kolejna zmiana w polityce zagranicznej największego mocarstwa świata?

Krystian Żelazny: Poważne kraje niezależnie od zmiany układu władzy zachowują w miarę spójne cele strategiczne w zakresie polityki zagranicznej. USA wszakże do takich należy, zatem ciężko przypuszczać, aby największe mocarstwo na świecie radykalnie, z przyczyn ideologii wyznawanej przez danego prezydenta zmieniło swój, wyznaczony już przez poprzednich gospodarzy Białego Domu kurs. 

Proszę zauważyć, że problemem nie jest tutaj interes Polski, tylko interes USA. Jako, że były one niegdyś angielską kolonią nie obca jest im brytyjska maksyma, którą w kontekście prowadzonej polityki zagranicznej może tyczyć się każdego z państw: „nie ma wiecznych przyjaciół, ani wiecznych wrogów, wieczny jest tylko interes Zjednoczonego Królestwa”. Nasz kraj od dawien dawna nie prowadzi racjonalnej polityki zagranicznej. Zasada „daję, by otrzymywać” jaka przyświecała już największym mężom stanu w starożytności nie została chyba zanadto należycie wpojona polskim dyplomatom. W związku z tym, że oddajemy wszystko za darmo, nie jesteśmy szanowani. Przykład Turcji, która za samo udostępnienie w 2003 r. swojej przestrzeni powietrznej dla amerykańskiego lotnictwa otrzymała $ 5 mld jest nader wymowny. Także ciężko w ogóle mówić, aby wspomniany przez Pana reset jakoś specjalnie osłabił pozycję Rzeczpospolitej, która i tak była niezwykle słaba.

Fronda.pl: Jakie znaczenie w dyskusjach przedwyborczych ma polityka zagraniczna? Czy pojawiają się takie ważne dla nas tematy jak konflikt na Ukrainie czy wzmocnienie wschodniej flanki NATO?

Krystian Żelazny: Polityka zagraniczna od niemal zarania niepodległych Stanów Zjednoczonych miała dla tego państwa ogromne znaczenie. Doktryna Monroe, która jest powszechnie w opinii Europejczyków uznawana na wyraz amerykańskiego pacyfizmu nie przeczy postawionej przeze mnie tezie, gdyż o czym często się zapomina dotyczyła ona tylko i wyłącznie naszej półkuli, ale w żadnym wypadku nie zabraniała - a wręcz przeciwnie – angażowania się w sprawy obu amerykańskich kontynentów.

Obecnie najważniejszym kierunkiem amerykańskiej polityki zagranicznej nie jest w żadnym wypadku Polska, ani nawet Bliski Wschód. Jak można zauważyć czytając chociażby programy wyborcze kandydatów najistotniejszym wydaje się kierunek Dalekiego Wschodu, a konkretniej Chin. W niedalekiej przyszłości może dojść do poważnego kryzysu w ramach tychże relacji. Wzrastająca potęga Państwa Środka staje się obecnie nie lada zagrożeniem już nie tylko dla samej  równowagi sił w ramach basenu Pacyfiku, ale wręcz globalnym. Tutaj istotnym ogniwem staje się Rosja, która to w ostatnich latach jest niestety przez same Stany Zjednoczone pchana w objęcia Chin...

Odnosząc się z kolei do bliższej nam kwestii. Z pewnością dla Amerykanów tematy związane z Europą Środkowo-wschodnią nie są priorytetowe. Oczywiście, nie da się uciec od tematu Ukrainy, jednak jest ona przez Waszyngton traktowany jako pewnego rodzaju straszak mający zniechęcić Rosję do podjęcia próby zwiększenia swojej aktywności na obszarze Bliskiego Wschodu. Proszę też zauważyć, że gdyby owa flanka wschodnia miała z punktu widzenia USA istotne znaczenie to nie musiałaby być tematem debat przedwyborczych, Ameryka po prostu by to zawczasu uczyniła, wzmocniła. Niemniej i teraz ten temat de facto nie istnieje.

Fronda.pl: W Polsce wciąż panuje przekonanie, że to administracja republikańska prowadzi zwykle politykę zagraniczną korzystniejszą dla naszego kraju. Czy jeśli w Gabinecie Owalnym zasiądzie przedstawiciel GOP, możemy się spodziewać właśnie takiej, korzystnej dla Polski zmiany? Np. większego zaangażowania USA w Europie?

Krystian Żelazny: Należy zauważyć, że republikanie począwszy od Wielkiego Kryzysu radykalnie zmienili swoje podejście do państwa i gospodarki. Na amerykańskiej scenie politycznej doszło do swoistego przebiegunowania. Niemniej co do zasady, jak już poprzednio powiedziałem polityka zagraniczna USA jest niezmienna. Można jedynie liczyć na mniejsze lub większe sentymenty, które nawet tutaj mogą się pojawić, ale które też należy odpowiednio dobrze wykorzystać. 

Osobiście twierdzę, że dopóki nasza, polska dyplomacja nie zacznie prowadzić interesownej polityki względem USA, dopóty amerykańska administracja nie będzie nas poważnie traktować. I to niezależnie czy w Białym Domu zamieszka przedstawiciel tej, czy innej opcji.

Fronda.pl: Liderem sondaży w Partii Republikańskiej jest Donald Trump. Jest on dla Polaków wielką niewiadomą. Czy ma on rzeczywiste szansę na nominację, a później na prezydenturę? I co taka prezydentura oznaczałaby dla Polski?

Krystian Żelzany: System prawyborów jest tak skonstruowany, że do lipcowej konwencji w Cleveland nie możemy być w zasadzie niczego pewni. Wiele stanów ma wielostopniowy system wybierania delegatów, co za tym idzie, nawet wygrana w danym głosowaniu konkretnego kandydata jeszcze o niczym w pełni nie przesądza. Donald Trump nie jest kandydatem establishmentu. Uwaga ta jest niezwykle tutaj istotna, gdyż przy braku miażdżącej wygranej w danym stanie może się ostatecznie okazać, że nie uzyska on w nim większości delegatów, którzy pojadą do Ohio.

Osobiście uważam, że ma on duże szanse na nominację, niemniej kluczowe po temu będzie głosowanie podczas tzw. Super Wtorku, które odbędzie się już 1 marca. Dotychczas prawybory przeprowadzono w 4 stanach, tutaj będziemy mogli poznać wyniki z aż 12 naraz. Niezwykle interesująco zapowiada się batalia w Teksasie, gdzie jeśli tylko Trump zdoła pokonać tam reprezentującego ten stan w senacie Teda Cruza to jego szanse na ostateczną wygraną staną się bardzo realne. Muszę tutaj zaznaczyć, iż wśród wspomnianych stanów większość to tzw. stany konfederackie, a tym Donald mocno się przysłużył, kiedy to w czerwcu ubiegłego roku jako jedyny z kandydatów tak ostentacyjnie opowiedział się w obronie symbolu tego obszaru jakim jest flaga powszechnie zwaną konfederatką podczas awantury zapoczątkowanej przez panią gubernator Karoliny Południowej.

Czy jego ewentualna prezydentura będzie miała szczególne znaczenie dla Polski? Ciężko powiedzieć, na pewno jest to najmniej uzależniony od wszelkich nacisków politycznych kandydat GOPu. Niemniej, co warto podkreślić ma to swoją drugą stronę medalu, a mianowicie brak własnego zaplecza w Kongresie. Jeśli Polska miałaby coś na tym zyskać to przede wszystkim zapowiadana chęć stabilizacji sytuacji na Bliskim Wschodzie. Tutaj wypada jeszcze raz powtórzyć, jeśli sami o swoje interesy nie zadbamy, nikt nam ich nie wywalczy, nawet Donald Trump.

Fronda.pl: Wśród Demokratów, o nominację walczą Hilary Clinton i Bernie Sanders. O ile ta pierwsza jest w Polsce dobrze znana, to o tym drugim wiemy tylko tyle, że określa się mianem socjalisty. Czy socjalista ma szansę na prezydenturę, i co ona oznaczałaby dla Polski?

Krystian Żelazny: Z punktu widzenia amerykańskiego wyborcy określenie się mianem socjalisty nie wiele będzie znaczyć. Warto zauważyć, iż Hilary Clinton uznawana jest za jedną z najbardziej lewicowych polityków w USA i to nawet w konfrontacji z Barackiem Obamą. Czy Bernie może wygrać nominację u demokratów? Moim zdanie znajduje się w podobnej sytuacji co urzędujący prezydent podczas prawyborów mających miejsce 8 lat temu. Pytanie jak do tego podejdziemy, czy wedle maksymy mówiącej, iż historia lubi się powtarzać, czy też zgoła innej, że nie da się dwa razy wejść do tej samej rzeki? Jeśli Hilary wyciągnęła wnioski z poprzedniej kampanii to raczej sprawa jest tutaj dla nas oczywista. 

Niemniej jednak gdyby Sanders pokonał swoją główną oponentkę i następnie jako pierwszy niechrześcijanin (wyznaje judaizm) wygrałby ostatecznie bój o amerykańską prezydenturę to dla Polski... nic według mnie by nie oznaczało, żadnej większej zmiany względem polityki jaką prowadzi obecnie Obama. Chyba, że jak już nie raz tutaj wspomniałem, zmieniłaby się polska polityka w stosunku do USA. Miejmy nadzieję, że taka nastąpi.

Fronda.pl: Na koniec ważne pytanie:  kto według Pana będzie 45 Prezydentem Stanów Zjednoczonych?

Krystian Żelazny: Z punktu widzenia interesu tak samego państwa polskiego jak i amerykańskiej Polonii ważnym jest, aby Ameryka nadal pozostawała jedynym supermocarstwem. Pozostanie nim tylko i wyłącznie wtedy, gdy utrzyma prym w zakresie rozwoju gospodarczego, a co za nim idzie technologicznego. Żeby to osiągnąć USA powinny powrócić do swoich korzeni w zakresie wolności, czy też osobistej, czy też w szczególności gospodarczej. Mając to na uwadze wierzę, że nie zwycięży polityk, któremu owe wolnościowe ideały nie są bliskie. 

Ostatnia praktyka wyborcza wskazuje na to, iż po dwóch kadencjach prezydenckich władzę przejmuje przeciwna opcja. Jeśli zostanie ona podtrzymana to prezydentem zostanie zapewne jeden z trzech najważniejszych kandydatów republikanów – Trump, Rubio, Cruz. Który z nich? Będziemy mądrzejsi po 1 marca, choć po dotychczasowych czterech głosowaniach wiele wskazuje, że będzie nim Donald Tumnp.

Krystian Żelazny: prawnik, publicysta, działacz polonijny, redaktor naczelny The Poland Times.