Portal Fronda.pl: We Francji w imię  walki z faszyzmem została rozbita żywa szopka. Dzieci zainscenizowały szopkę z żywymi zwierzętami. Na plac wtargnęła 50-osobowa grupa "antyfaszystów", którzy wulgarnie rozpędzili zgromadzonych. Abp Robert Le Gall, arcybiskup Tuluzy zauważył, że proste przypomnienie narodzin Jezusa i wartości, które to wydarzenie ze sobą niesie, nie może już liczyć we Francji na uszanowanie, a nawet wzbudza wrogość i przemoc, zarówno słowną, jak i fizyczną.  Czy to jednostkowy przypadek, czy takie wrogie działania będą się nasilały?

 

Ks. prof. dr hab. Paweł Bortkiewicz: Historia, którą Pani przywołuje musi prowokować do refleksji. Święta Bożego Narodzenia, to czas miłości, wrażliwości, otwarcia na drugiego. W jednej z pięknych polskich, współczesnych pastorałek śpiewaliśmy: „Jest taki dzień/ Bardzo ciepły, choć grudniowy/ Dzień, zwykły dzień/ W którym gasną wszelkie spory”. W tym utworze, napisanym w określonym czasie, nie pada słowo „Bóg”, nie ma mowy wprost o „Bożym Narodzeniu”. Paradoksalnie, może dlatego te słowa wybrzmiewają tak mocno, bo one są  możliwe tylko dlatego, że ten „zwykły dzień” jest dniem przyjścia Boga na świat. Zamieszkania Boga Miłości pośród nas i naszych słabości, lęków, agresji. Coś zatem się stało, że ta prawda Świąt Bożego Narodzenia została zniszczona. Co się stało? Patrząc na Francję nietrudno dostrzec, że wyparła się ona swego szlachetnego dziedzictwa chrześcijaństwa, ale podejmując życie tak, jakby Bóg się nie rodził – zdziczała. Ta scena to potwierdza. Gdzie odrzuca się Boga, tam wprowadza się dzikość i barbarzyństwo. Może to jest incydent, ale bardzo symptomatyczny.


Jak wygląda sytuacja w Polsce? Kogo "boli" i uwiera Boże Narodzenie?

Polska niestety równa do Unii Europejskiej, która ma tyle wspólnego z dziedzictwem prawdziwie europejskim, co nachodźca z Somalii z poezją Klemensa Janickiego, dlatego przejmuje wzorce unijne. Takim wzorcem jest laicyzacja, którą trzeba nazwać wprost - to wyrzucanie Boga z murów naszej civitas, naszej cywilizacji i zabijanie wartości chrześcijańskich.

Od jakiegoś czasu  w Polsce uwiera „unieuropejczyków” tak krzyż, jak i szopka, a także opłatek. Z drugiej strony ci, których to uwiera dostrzegają, że uwiera ich także pustka po wyrzuceniu owych symboli religijnych - szukają sobie jakiś substytutów. Dzielą się pasztetem, śpiewają songi, ośmieszając powagę nie tylko siebie jako ludzi, ale też i urzędów, które reprezentują.


 „Nie będzie tradycyjnego opłatka podczas obrad Rady Warszawy” - taką decyzję miała podjąć Ewa Malinowska-Grupińska, przewodnicząca stołecznej Rady. Jak dodawała, to będzie "nowa tradycja". Spotkanie miało zostać zorganizowanie 17 grudnia - i miało być  „tylko samorządowe”, bez udziału duchownych. O czym świadczy takie działanie stolicy? Czy można mówić o pewnym symbolicznym znaczeniu w procesie laicyzacji Polski?

Tak, jak wspomniałem, obawiam się, że ten proces trwa. „Nowa tradycja” nie jest taka nowa. Przecież niezapomniany Bareja dał jej wzór w „Rozmowach kontrolowanych”. Przypomnę – „Molibden: Miał być szczupak po litewsku, ale że nie dostałem szczupaka, więc będzie goloneczka w piwie, towarzyszu generale.
Zambik: Bardzo wystawna wigilia.
Molibden: No zgodnie z tradycją właściwie powinien być opłatek.
Zambik: Słusznie, słusznie, ale nie róbcie z tego zagadnienia. Najważniejsza jest tradycja. Podzielimy się jajeczkiem.
Molibden: Aha”.

Dziś, z perspektywy czasu scena filmowa śmieszy. Scena z ratusza warszawskiego niestety już nie. To, co jest żałosne, budzi politowanie.

W kampanii wyborczej Paweł Rabiej, aktualny wiceprezydent Warszawy postulował tzw. "świeckie państwo i świeckie samorządy". Według niego "świeckie miasto to miasto, w którym nie rządzi ksiądz." Tymczasem sam Paweł Rabiej udostępnił ostatnio w mediach społecznościowych wpis i nagranie z tego, jak łamie się opłatkiem, a w tle słychać kolędę Lulajże Jezuniu. Do nagrania dorzucił opis, w którym czytamy "Jak co roku spotkaliśmy się na XVI już Warszawskich Spotkaniach Wigilijnych. Łamaliśmy się opłatkiem, słuchaliśmy kolęd i życzyliśmy sobie i wszystkim mieszkańcom @warszawa , by nadchodzące święta Bożego Narodzenia były dla każdego z nas zdrowe i wesołe!" Jak rozumieć  zachowanie przedstawiciela środowisk lewicowo - liberalnych? Skąd bierze się taki dualizm działania? Czy to jednak szacunek dla "tradycji" przemawia przez wiceprezydenta Warszawy? Przyznam, że dziwię się, czemu nie odczuwają dysonansu poznawczego.


Przepraszam za nutę złośliwości, ale żeby odczuwać dysonans poznawczy, trzeba mieć zdolność poznawczą, zdolność używania rozumu. Obawiam się, że wiele działań polityków lewicowych i liberalno-lewackich niestety nie jest w stanie ogarnąć nawet pojęć, które wypowiada w przestrzeni publicznej. „Świeckie miasto to miasto, w którym nie rządzi ksiądz”. Może brzmi to jako slogan polityczny atrakcyjnie, ale najdelikatniej ujmując nie ma to sensu i znaczenia. Natomiast zachowanie głoszącego to hasło, który głosząc je składa jednak na wszelki wypadek życzenia świąt Bożego Narodzenia i łamie się opłatkiem świadczy po raz kolejny o niemocy kulturowej i intelektualnej tych środowisk. Życzyłbym sobie i zwolennikom owej „świeckości”, by zaczęli żyć według kalendarza nie od narodzin Chrystusa, ale od swojej własnoręcznie wybranej daty. By w dniach świąt chrześcijańskich zasuwali jak stachanowcy w robocie, a w stosownym czasie nie świętowali, ale celebrowali wyzwolenie od pracy w stosowny dla siebie sposób. Krótko mówiąc życzyłbym im konsekwencji.

Komercjalizacja świąt. Jak się przed nią bronić? Już nawet w polskich sklepach możemy zakupić czekoladowe szopki z czekoladową Świętą Rodziną. Czy powinniśmy być uważni na takie symbole? Czy może niosą za sobą zagrożenie? A może jednak traktować takiego czekoladowego Jezusa i Maryję jak cukrowego baranka, którego wkładamy do wielkanocnego koszyczka?

Komercjalizacja niszczy w znacznym stopniu sens i piękno tych świąt. Zamazuje ich istotę. Oczywiście, nie jestem przeciwnikiem prezentów, obdarowywania swoich najbliższych. To znak tego daru, który jest konsekwencją miłości. Ale to, o czym Pani wspomina jest zabijaniem daru, na rzecz komercji i na dodatek – jak śmiem twierdzić – kiczu. Niestety, nie wierzę, by jakieś apele okazały się tutaj skuteczne. Może trzeba po prostu doświadczyć przesytu, by odczuć głód i pragnienie tego, co ważne, potrzebne i dobre.


Co jest najważniejszego w święta Bożego Narodzenia? O czym powinniśmy nieustannie przypominać?

Oczywiście, istotą jest rodzący się Bóg. Od pewnego czasu moją uwagę zwracają trzy proste sprawy. Bóg się rodzi. To przypomina o wartości życia. O tym cudzie życia, który wpisany jest w miłość Boga i miłość rodziców. O tym cudownym życiu trzeba pamiętać i jak pisał kiedyś cudownie śp. ks. prof. Styczeń – trzeba przypominać sobie i innym, że „żyć, to znaczy dziękować”. Bóg się rodzi w rodzinie, w małżeństwie. To przypomina o wartości małżeństwa. Nie żadnych związków polimorficznych czy innych absurdów. Małżeństwo jest wspólnotą życia i miłości. I taki musi być, mimo naporu ideologii. Tymi, którzy rozpoznają Nowonarodzonego są najpierw trzymający straż nocną pasterze, a potem Mędrcy, którzy mają odwagę porzucić swoje status quo i wyruszyć na spotkanie Tajemnicy. Obie kategorie to ludzie wierni swojemu powołaniu. Ludzie wierni i uczciwi. I warto może dostrzec w tych cudownych Świętach te prawdy – piękno życia, wartość małżeństwa, potrzebę wierności powołaniu życiowemu. To właśnie przynosi nam to Dziecię. Pozwolę sobie w tym miejscu powiedzieć – życzę Pani i Państwu nieustannego zadziwienia i zachwytu pięknem tej tajemnicy Narodzonego Boga- Człowieka.

 

Dziękuję i w imieniu całej redakcji i naszych Czytelników, również życzymy Księdzu profesorowi owego zachwytu Narodzonym Bogiem - Człowiekiem.


Rozm. Karolina Zaremba