Zdaniem ks. Draguły, to my, katolicy, chrześcijanie, sami pozwoliliśmy, by świat przeniósł znaki, rytuały religijne do sfery społecznej. A tam tracimy kontrolę nad tym, co kościelne. Z jednej strony wynika to z tego, że chrześcijaństwo nie jest wiarą „wewnętrzną”, ma siłę tworzenia cywilizacji, wytwarza sferę kulturową. Ale też „winna” jest słabnąca wrażliwość samych katolików. W debacie nt. obrony krzyża w sferze publicznej padają bowiem argumenty narodowe, kulturowe, ale nie religijne. – A przecież krzyż jest znakiem religijnym – mówił ks. Draguła. – My, chrześcijanie, mamy prawo do symbolu religijnego jako symbolu religijnego. I jeśli w aptece wisi krzyż, to ja mam prawo myśleć, że pracują tam farmaceuci upominający się o klauzulę sumienia. To nie może być jakiś znak kulturowy, narodowy, tylko religijny, definiujący moją mikroprzestrzeń.



Ks. Draguła w książce porusza też kwestie wykorzystywania obrazów świętych, jak to określa „do rzeczy czczych”. Zastanawia się nad ubraniami „ozdabianymi” wizerunkiem Matki Bożej bądź Jezusa Miłosiernego, a nawet nad wklejaniem obrazków świętych jako zdjęcia profilowego na Facebooku.



– Wydaje mi się, że grzeszymy niewystarczającą wrażliwością na to, by szanować święte wizerunki – mówił. – Domagamy się od niewierzących takiego szacunku, a sami umieszczamy obrazki jako tapetę pulpitu w komputerze czy podkładkę pod myszkę – ubolewał. I przestrzegał przed myśleniem, że wierzącym wolno więcej niż niewierzącym, z powodu dobrych intencji ewangelizacyjnych. Bo między ewangelizacją a profanacją bywa bardzo cienka granica, jak wtedy gdy chrześcijański muzyk umieszcza obraz Matki Bożej z Guadalupe na plecach swojej bluzy z kapturem. – Dobre intencje nie usprawiedliwiają wszystkiego – podkreślił kapłan.



Mówił także o ostrożności w ocenie artystycznej obrazów świętych. Przypomniał, że żaden z mistrzów pędzla nie stworzył cudownego obrazu. – Patrząc na "Madonnę" Rafaela nie mówimy „o, Madonna!”, tylko „o, Rafael!”, podobnie jest z "Pietą" Michała Anioła. A twórcy obrazków, które wydaja nam się z punktu widzenia artystycznego kiczowate, są ukryci, widzi się dzieło, nie malarza – tłumaczył swój pogląd ks. Draguła.



Jego zdaniem, kicz w sztuce sakralnej spełnia podobną rolę co ikona prawosławna – ikona poprzez swoje piękno przenosi człowieka ku temu co poza obrazem, kicz robi to poprzez brzydotę. Ważna jest treść, którą niesie obraz a nie jego walory. – Jerzy Nowosielski tworzył piękne freski, ale trzeba pamiętać, że w kościołach ozdabianych przez niego ludzie nie chcą się modlić, bo ta estetyka jest im obca – podkreślił.



W książce autor porusza też kwestię „pastoralnej metody kremówki”. Określa tak duszpasterstwo, które opiera się na znakach, odniesieniach. – Naiwne jest myślenie, że wszyscy będą czytać encykliki Jana Pawła II. One nie trafią pod strzechy, ale wspominana przez niego kremówka jest pewnym wyzwalaczem, punktem wyjścia do rozmowy o papieżu – stwierdził ks. Draguła, podkreślając ważną role religijnych „rekwizytów”.



kai