Niezwykle cennym wpisem na temat wolności i niezależności mediów publicznych podzielił się na Facebooku Rafał Kasprów - dziennikarz niegdyś pracujący w Telewizji Polskiej w redakcji programu "Puls Dnia". Pozwalamy sobie zacytować jego jakże ważny wpis.

Politykom nie podobają się ludzie, którzy chcą patrzeć władzy na ręce. Rząd rozpoczyna czystkę w mediach publicznych. Pojawia się ustawa, która wprost podporządkowuje telewizję rządowi. Pracę tracą dziennikarze niezależni wobec władzy. W miejsce nagle wyrzucanych z pracy przychodzą ludzie ulegli wobec rządu. Nowe medialne autorytety kreowane są kosztem pozbywania się ludzi w stosunku do których jedynym zarzutem jest profesjonalizm i niezależność.

20 lat temu władza po raz pierwszy przeprowadziła likwidację niezależnych mediów publicznych toporem demokratycznie wybranej większości. Wielu z ówczesnych likwidatorów teraz najgłośniej protestuje przeciwko “zamachowi na wolność mediów”.

A było tak…

Większość z nas miała po dwadzieścia, trzydzieści kilka lat. Wierzyliśmy w niezależność dziennikarską, wolność słowa, dociekliwość. Nasz program “Puls Dnia” nadawany był codziennie w programie pierwszym TVP. Przyszliśmy z różnych miejsc: Bogdan Rymanowski i Marcin Wrona z RMF FM; Jacek Łęski był już uznanym dziennikarzem, który zaczynał w “Gazecie Wyborczej” gdzie zasłynął tekstami jakie doprowadziły do ekstradycji do USA bankiera Davida Bogatina; Piotrek Semka był już wówczas telewizyjną gwiazdą z odważnie robionym “Reflexem”; Adam Pawłowicz, był autorem filmów dokumentalnych o Zbigniewie Herbercie. Mnie zgarnięto do pracy w “Pulsie Dnia” po roku pracy reportera w Sejmie dla niezależnej agencji informacyjnej SIS i stypendium Reutera w Londynie gdzie miałem okazję zaliczyć kilkumiesięczny kurs dziennikarstwa oraz staże w redakcjach na Fleet Street m.in.: ekonomicznej sekcji Reutersa, “Financial Times” i BBC. Doświadczenie może niewielkie ale w roku 1994 był to całkiem sensowny dorobek jak na 20 latka.

Do pracy w telewizji brano wówczas młodych. Pomysł był taki, żeby brać tych, którzy nie zdążyli się umoczyć w peerelowskie “media”. Szybko zostaliśmy przez starych ochrzczeni “pampersami”. W sumie chyba polubiliśmy tą drobną złośliwość.

Przez dwa lata jako reporter zrobiłem lub uczestniczyłem w przygotowaniu kilkuset kilkuminutowych relacji telewizyjnych o tym co działo się na scenie politycznej, a działo się wiele: kampania wyborcza roku 95, afery koalicji SLD-PSL, sprawa Olina i wiele innych (materiały filmowe przygotowywane były głównie przez Amelię Łukasiak, Pawła Nowackiego, Andrzeja Papierza, Jarka Gajewskiego, Tomka Skłodowskiego, Piotra Bazylko).

Prowadzący programy bezlitośnie wyciskali z polityków odpowiedzi na pytania. Wówczas większość z nas wierzyła w obiektywną prawdę, którą da się ustalić metodą weryfikacji faktów. Byliśmy zupełnie różni ale jak pomyślę co nas wówczas łączyło to było to silne przekonanie, że budujemy nowe, wolne media w wolnej Polsce gdzie naszą rolą jest kontrolowanie polityków. “Wolne” znaczyło wówczas niekłaniające się politykom żadnej opcji, krytyczne ale nie krytykanckie.

W “Pulsie Dnia” było wiele programów po których politycy wychodzili wściekli. Politycy każdej opcji. Do częstych gości należał Waldemar Pawlak, którego można było podejrzewać o masochizm bo powracał mimo mocnych “batów” jakie za każdym razem dostawał w związku z aferami PSL. Jednym z częstych komentatorów był Ryszard Bugaj starający się przebić przez postkomunistyczną lewicę. Zresztą w “Pulsie Dnia” bywał chyba każdy z liczących się polityków ale nikt nie mógł liczyć na ulgę. Nikt.

Może w to dzisiaj trudno wielu osobom uwierzyć ale jeden z najmocniejszych programów jaki pamiętam to twarda rozmowa Piotra Semki z Lechem Kaczyńskiem, wówczas szefem NIK. Piotr Semka domagał się konkretnych danych dotyczących kontroli w FOZZ, Banku Handlowym i miejscach gdzie pojawiały się wówczas afery. Lech Kaczyński po programie głośno wyrażał swoje oburzenie na dziennikarską dociekliwość Piotra Semki. Za to my wiedzieliśmy, że Piotr dobrze wykonał swoje dziennikarskie zadanie. Kiedy kilka tygodni później byłem w domu u Lecha Kaczyńskiego, ten powiedział mi, że po tamtym programie sprawdził wiele rzeczy i Semka miał rację dociskając go na antenie. Jednak polityków z taką klasą nie było wielu.

Przygotowywaliśmy też dokumenty i dłuższe reportaże. Tomek Skłodowski z Piotrem Bazylko zrobili mocny “Cień” o szarej eminencji Mieczysławie Wachowskim (wyemitowany mimo tego, że wiedzieliśmy iż będzie to na rękę Aleksandrowi Kwaśniewskiemu, kontrkandydatowi Lecha Wałęsy). Powstał też wówczas pierwszy film o kulisach nowej umowy gazowej zawartej z Gazpromem i planowanej budowie rurociągu Jamalskiego wraz z ujawnieniem kulis tajnej umowy zawartej z Rosją (przygotowywany przeze mnie przez wiele miesięcy w kilku krajach wspólnie z Aleksandrą Zieleniewską).

Do jakiej telewizji przychodziliśmy może świadczyć fakt, że na jednym z pierwszych dyżurów dostałem telefon od wydawcy z Woronicza (nasza baza była na Placu Powstańców) ze stanowczą prośbą o przysłanie faksem pytań jakie będą zadawane na antenie zaproszonemu tego wieczoru politykowi. Serio. Pamiętam jak wszedłem do pokoju gdzie siedział zespół “Pulsu Dnia” i powiedziałem im o prośbie “starej ekipy” ze studia “6” z Woronicza. Jednoczesny śmiech całej redakcji. My byliśmy inni.

TVP połowy lat 90 to było wielu wspaniałych ludzi i setki świetnych programów. Warto dodać, że w tym samym czasie, ramię w ramię, na tym samym korytarzu w TVP pracowali zarówno Tomasz Lis jak i Piotr Kraśko. Nie była to więc telewizja tak jednostronna jak obecnie.

W tamtym czasie dwukrotnie zostałem wezwany na “dywanik” i raz ukarany finansowo jako dziennikarz przez szefostwo. Raz za przekroczenie czasu emisji o 3 minuty i 40 sekund jednego z kandydatów na prezydenta w 1995 roku. Byłem wówczas odpowiedzialny za relacjonowanie kampanii Jacka Kuronia. Podczas wizyty u Kuronia w mieszkaniu na Żoliborzu opowiedział mi do kamery dowcip o “Kozicy górskiej”. Kuroń opowiadał go w dużym gronie swoich rozbawionych do łez dzieci. W redakcji tez wszyscy “ryli” z kawału Kuronia. Zdecydowałem się dać dowcip w całości przekraczając czas przeznaczony dla poszczególnych kandydatów. Dostałem “po kasie” od szefostwa. Słusznie, należało się, inni kandydaci nie mieli szansy opowiadać dowcipów na antenie TVP.

Drugie zderzenie było mocniejsze. Kiedy Józef Oleksy został premierem przygotowaliśmy 8 minutowy materiał złożony z samych archiwalnych materiałów odnalezionych na taśmach magnetycznych (U-matic). Żadnych komentarzy tylko same archiwa. W śród nich fragment z 1988 roku w którym Oleksy mówi o potrzebie twardego kursu i “wychowania młodzieży w duchu marksizmu-leninizmu”. Facet, który został premierem, mówił to w 1988 roku kiedy w system już nikt nie wierzył, nawet dzieci w szkole. Ten fragment wkurzył rzeczniczkę premiera Aleksandrę Jakubowską, która oskarżyła nas o stosowanie “metod stanu wojennego”. Tamta interwencja zapowiadała już nadejście nowych czasów kiedy politycy mogli domagać się ukarania dziennikarza bo coś im się nie podobało. Nawet jeśli było to nagranie archiwalne. Ludzie SLD jednak dobrze wiedzieli, że “kto kontroluje przeszłość, kontroluje przyszłość”.

Rządziła wówczas koalicja SLD-PSL, która jednak nie miała wpływu na telewizję publiczną kierowaną przez Wiesława Walendziaka wybranego na 4 letnią kadencję. Niezależność dziennikarska i kontrolowanie działań władzy było rządzącym politykom nie na rękę. Szef Urzędu Rady Ministrów zarządał uchwalenia nowej ustawy, która wyeliminowałaby zarząd TVP z gry i nakazała… obowiązkowe dwugodzinne programy rządowe. Serio, dziennikarze mieli realizować to co zlecił im rząd i tak miało wyglądać dziennikarstwo (taką ustawę przygotował Michał Strąk, szef URM, chyba w zemście za Pawlaka).

Do politycznej nagonki SLD i PSL na niewygodnych dziennikarzy przystąpiła Unia Wolności. Wkrótce kontrola nad TVP przeszła w ręce koalicji Unia Wolności-PSL (tak, to nie pomyłka, była taka koalicja inteligencko-chłopska do przejęcia mediów publicznych). Wiosną 1996 roku, po dwóch latach, odwołano ze stanowiska prezesa Wiesława Walendziaka. Jego miejsce zajął Ryszard Miazek, też dziennikarz ale z “Wieś i Państwo” a oprócz tego rzecznik Waldemara Pawlaka.

Jak w praktyce wyglądał zamach na niezależność mediów i krytyczne wobec rządu dziennikarstwo? Kto nas likwidował?

Prosto. Szefem Programu 1 został Tomasz Siemoniak (w miejsce Maćka Pawlickiego). Jednym z pierwszych zadań była likwidacja redakcji “Pulsu Dnia”. Trwało to parę tygodni i po pewnych rozterkach nas po prostu wywalono z pracy. Tak po prostu. Przestaliśmy robić program “Puls Dnia” i pracować w TVP. Przygotowane już materiały trafiły na półkę czasami na kilka lat. “Rosyjska Warszawa”, mój film o przejętych przez prywatne firmy nieruchomościach pozostawianych w Warszawie w spadku po ZSRR czekał na emisję 2 lata (ostatecznie dopiero po interpelacji na posiedzeniu Sejmu posła Mariusza Kamińskiego telewizja odblokowała emisję filmu).

Dziś ludzie, którzy wraz z Tomaszem Siemoniakiem likwidowali media krytyczne wobec ówczesnego rządu i przychodzili na nasze miejsce protestują przeciwko zamachowi na wolność mediów.

Nie, nikt się nie oburzał. “Gazeta Wyborcza” wtedy była po stronie likwidatorów a nie likwidowanych. Na nasze miejsca do TVP napłynęli ludzie, którzy nie chcieli widzieć, że przychodzą w miejsce dziennikarzy zwalnianych z mediów publicznych bo nie podobali się rządowi i patrzyli władzy na ręce. Nowa ekipa otwierała drzwi do kariery dla “swoich” medialnych autorytetów.

Za kilka dni na Placu Powstańców Warszawy ma się odbyć demonstracja w obronie wolności mediów publicznych. W gronie obrońców znajdą się również "ludzie mediów", którzy często sami budowali swoje autorytety dziennikarskie dzięki politycznym czystkom.

Z perspektywy 20 lat mogę stwierdzić jedno: zdaliśmy egzamin z niezależności. Nasze drogi poszły w różne strony od mediów do biznesu ale nikt nie został politykiem żadnej partii, a pokus było wiele. Trudno to powiedzieć o naszych likwidatorach, którzy nie dość, że z ludzi mediów przekształcili się w rasowych polityków, to dziś często prowadzą protestujących przeciwko “zamachowi na niezależność mediów publicznych”.

Warto o tym pamiętać.

emde/źródło: Rafał Kasprów, Facebook