Marta Brzezińska-Waleszczyk: Wszystkie media od rana podają informację, że poseł Przemysław Wipler, będąc pod wpływem alkoholu, zaatakował policjantów. Sam parlamentarzysta podaje inną wersję wydarzeń. Pisze, że został brutalnie pobity przez funkcjonariuszy, zabrano mu telefon komórkowy i w świat puszczono nieprawdziwą wersję policji. Co możemy o tej sytuacji powiedzieć, bazując na dostępnych na razie informacjach?

Dariusz Loranty: W tego typu sytuacjach praktycznie zawsze istnieje różnica pomiędzy stanowiskiem policji a stanowiskiem osoby, która została poddana interwencji. Każda strona ma swoje wersje. Tutaj będzie o tyle łatwiej, że policja dysponuje zapisem z monitoringu. Ludzie, którzy znajdą się w takiej sytuacji jak Wipler, mają czasem zupełnie inne odczucia, które absolutnie nie pokrywają się z rzeczywistością.

Jak Pańskim zdaniem mogło wyglądać zajście?

Powiem, jaka jest moja hipoteza oparta na doświadczeniu osoby, która pracowała jako policjant, uczestniczący w takich awanturach, a wcześniej jako bramkarz na Mazowieckiej (i nie tylko). Dwóch mężczyzn się bije. Prawdopodobnie jeden z nich to znajomy Wiplera, który został zaatakowany. Poseł podchodzi, żeby pomóc koledze. Policjanci przyjeżdżają na miejsce, widzą dwie szamoczące się osoby i trzeciego gościa. Oni nie mają skanerów w mózgu...

Jasne, nie wiedzą, że jeden z nich to poseł.

Takich rzeczy nie ustala się w sytuacji, kiedy dwóch gości się bije! Najpierw trzeba ich rozdzielić. Policjanci podejmują więc interwencję, rozdzielają mężczyzn. Podchodzi facet, który im przeszkadza. Może on zna przebieg tej interwencji, wie, że jego kolega został niesłusznie pobity. Tego nie wiemy. Być może Wipler podszedł do policjantów, żeby im to wytłumaczyć. Ci przeżywają stres, bo w każdej chwili mogą oberwać, to jest ich praca. Faceta, którym im przeszkadza, z całą pewnością próbowali doprowadzić do porządku, w pierwszej kolejności słownie. Prawdopodobnie, kiedy policjanci skuwali jednego z uczestników bijatyki, Wipler fizycznie im przeszkadzał. Przemek Wipler mierzy 190 cm, waży ok. 110 kg. Nie mówię o żadnej walce, ale sam fakt, że osoba takiej postury stoi na linii działania jest problematyczny, bo trudność sprawiałoby nawet jego odepchnięcie. Muszę to dla jasności podkreślić – jestem pierwszym krytykiem policji. Widziałem jednak w swoim życiu tyle akcji, że przedstawiona przeze mnie hipoteza wydaje się najbardziej prawdopodobna.

Pańska hipoteza jest niezwykle niekorzystna dla Wiplera, staje Pan w obronie policji. A nie zakłada Pan innej wersji zdarzeń? Policja często dopuszcza się nadużyć, może podobnie było także tym razem?

Co do tego, że policja dopuszcza się nadużyć, nie mam najmniejszych wątpliwości. Mam świadomość takich nadużyć, one są wpisane w standard działania policji. Nie wyobrażam sobie jednak interwencji policjantów mundurowych wobec faceta, który jest posłem Przemysławem Wiplerem po to tylko, aby go sprowokować, poddać celowemu działaniu. To nieprawdopodobne, żeby to była zorganizowana akcja, mająca na celu zaszkodzenie jego wizerunkowi. Nie widzę tu prowokacji.

Policja zadziałała wzorcowo? 

Być może doszło do nadmiernego użycia środków przymusu bezpośredniego. Tego nie wykluczam. Mogło to być podyktowane faktem, że policja miała do czynienia z posłem, ale nie sądzę, aby Wipler przedstawił swoją legitymację parlamentarzysty.

Rozmawiała Marta Brzezińska-Waleszczyk