Przez kraj przelewa się fala „czarnych protestów” zapoczątkowana demonstracją przeciw ustawie antyaborcyjnej zaproponowanej przez instytut Ordo Iuris. Ale czy to rzeczywiście fala? A może kałuża, która wyparuje tak szybko, jak się pojawiła? W komentarzu dla naszego portalu odpowiada dziennikarz i publicysta Łukasz Warzecha.

 

Fronda.pl: Zwolennicy „czarnych protestów” mówią, że w ostatnich marszach, które miały miejsce w Polsce, chodziło o przeciwdziałanie przemocy wobec kobiet, sprzeciw wobec wtrącania się Kościoła Katolickiego w politykę i etc. itp. Ilu ludzi może dać się nabrać na te „szlachetne intencje”?

Łukasz Warzecha: Te protesty odbywają się pod bardzo lewicowymi hasłami, zresztą takimi, które nie mają żadnego pokrycia w rzeczywistości, bo wbrew temu, co twierdzą feministki, sytuacja kobiet w Polsce jest znacznie lepsza niż w innych krajach, również krajach Europy Zachodniej. Pewnie jakieś drobne rzeczy można by poprawiać, ale brednie o falach przemocy wobec kobiet, czy o tym, że kobiety są w Polsce dyskryminowane, to kompletne bzdury. Wskazałbym choćby na to, która kolejna kobieta jest Polsce premierem, niech to zaświadczy o skali dyskryminacji.

Trudno więc mieć złudzenia, że organizatorom tych demonstracji chodzi o obronę kobiet i ich interesów.

Te protesty pokazują bardzo dobrze, jakie było podłoże tego pierwszego „Czarnego Protestu”. To była złożona sytuacja, bo ja nie twierdzę, że tam nie było kobiet protestujących tylko i wyłącznie przeciwko ustawie Ordo Iuris w takim kształcie, w jakim ona była proponowana. Niestety wiele z nich legitymizowało w ten sposób osoby, które ten „czarny protest” tworzyły. Teraz symbolem dla osób związanych z ostatnimi „czarnymi protestami” stała się Natalia Przybysz, która publicznie w wywiadzie dla „Wysokich Obcasów” przyznała się do dokonania aborcji.

Jak Pan ocenia szum, jaki nastąpił po tej wypowiedzi i skutki wywiadu piosenkarki?

Opowieść Natalii Przybysz bardziej zasmuciła wielu odbiorców, niż zdenerwowała, czy zezłościła. Jej wyznanie stało się w dużej mierze symbolem ostatnich protestów, szczególnie że „Gazeta Wyborcza” opublikowała na swojej stronie materiał, w którym donoszono, że „kobiety z czarnego protestu popierają Natalię Przybysz”, jednak owe „popierające” kobiety, to dokładnie dwie osoby – pani Anna Dryjańska,[działaczka feministyczna przyp. red.] i pani Barbara Nowacka, [lewicowa polityk i jedna z organizatorek niedzielnego protestu przyp red.]. To one się w tym tekście wypowiadały. Natomiast reakcja wielu innych uczestniczek jest zgoła odmienna. Mogliśmy się o tym przekonać, bo wywiad z Przybysz zaczął krążyć po Internecie.

Reakcja wyraźnie negatywna?

Tak. Reakcja wielu kobiet, w tym uczestniczek protestów jest taka, że historia piosenkarki jest porażająca. Wiele kobiet mówi otwarcie: „Nie protestowałyśmy po to, żeby móc usuwać ciąże dla wygody mieszkania”.

Szef MSWiA Mariusz Błaszczak komentował wydarzenia ostatnich dni, mówiąc, że organizatorzy „czarnych protestów” wykorzystują kobiety, by realizować swoje polityczne cele. Czy można się zgodzić z takim stwierdzeniem?

Ja bym to odniósł łącznie do tego pierwszego „Czarnego protestu”. Myślę, że kobiety są trochę wykorzystywane przez organizatorów, ale jest też tak, że one się pozwoliły wykorzystać. Trzeba było bowiem być bardzo ślepym, żeby pójść na pierwszy czarny protest i nie zorientować się, kogo się legitymizuje w ten sposób. Teza o wykorzystywaniu jest więc prawdziwa, ale tylko częściowo.

Jaki będzie dalszy los „czarnych protestów”?

Sądzę, że czarne protesty się w tym momencie wypalają, stają się protestem małej, marginalnej grupki feministek. Mówiąc brutalnie, to zdechnie i to zdechnie stosunkowo szybko. A w każdym razie zejdzie do tej samej kategorii, w której było mnóstwo podobnych protestów wcześniej.

Dziękujemy za rozmowę