Na razie bez charakterystycznego patosu, historii i autorytarnych ekspertyz autorytetów, na nową liderkę opozycji namaszcza się Aleksandrę Dulkiewicz. O Dulkiewicz napisałem praktycznie wszystko, co da się o niej napisać, dlatego posłużę się jej przykładem, by dokonać analizy znacznie szerszego i poważniejszego zjawiska. Dziś odbyły się obchody 80 Rocznicy II Wojny Światowej. Państwo polskie zorganizowało normalne i godne uroczystości, podkreślające skalę tragedii, jakiej doświadczyli Polacy z rak niemieckich okupantów. W Gdańsku zorganizowano cyrk historyczny, z alternatywną oceną przyczyn i skutków II Wojny Światowej i w tym cyrku wzięli udział egzotyczni bohaterowie - pisze Matka Kurka na portalu kontrowersje.net 

Kto wie w jaki sposób Dulkiewicz, która ma wszelkie cechy Petru i Hartwig, potraktowała prezydenta Londynu, Sadiq’a Khan’a, ten wie, że się wyzłośliwiam. Trudno się nie wyzłośliwiać, gdy kolejny raz osoba o intelektualnych i moralnym kompetencjach nie przekraczających poziomu gospodarza domu Stanisław Anioł, są kreowane na przywódców narodu. Oczywiście mamy tu do czynienia z pełną konsekwencją, są to alternatywni przywódcy alternatywnego narodu, co nie znaczy, że to się nie może zmienić. W przeszłości wielokrotnie bywało tak, że Polak nie potrafił rozpoznać polskiej historii, gdy opowiadali o niej towarzysze sekretarze i radzieccy profesorowie.

Dziś Polacy ze wszech miar słusznie oburzają się na to, że zniknęli Niemcy i pojawili się „naziści”, natomiast obozy koncentracyjne mają wyraźny narodowy przymiotnik – polskie. Nie widać też powszechnej akceptacji dla „niemieckich bohaterów” i „niemieckich ofiar”, co próbuje się ludziom wciskać do głów takimi produkcjami jak „Nasze matki, nasi ojcowie”. Tyle tylko, że to żadne novum, z takim pisaniem historii oraz budowaniem bohaterskich życiorysów. Niektórzy optymiści uspakajają, że łgarstw całkowicie odwracających porządek historyczny i aksjologiczny, na chama Polakom sprzedać się nie da. Pewnie dołączyłbym do optymistów, jednak przeszkadza mi jeden fakt. Otóż należę do pokolenia, które w szkole uczyło się o bohaterskiej i wyzwoleńczej Armii Radzieckiej, o generale Świerczewskim, co to się kulom nie kłaniał, o Niemcach mordujących w Katyniu i w ogóle nie słyszałem na lekcjach, że Ribbentrop i Mołotow podpisali pakt o nieagresji.

Prawdą jest, że zorganizowana przez Dulkiewicz impreza wygląda żałośnie i spełnia wszystkie kryteria nauczania historii i wynoszenia na cokoły bohaterów ze stali, jakie starsi Polacy znają ze szkół. Pojawia się jednak pytanie, czy to rzeczywiście jest od początku do końca śmieszne, czy może zawiera bardzo niebezpieczną bombę z ukrytym i opóźnionym zapłonem. Pozwolę sobie zwrócić uwagę, że przed 2015 rokiem, pożal się Boże, polskim minister spraw zagranicznych, prosił Niemców w Berlinie, aby Niemcy znów zaczęły rządzić Polską i całą Europą. Przed 2015 roku państwowe uroczystości związane z II Wojną Światową wyglądały bardzo podobnie do tych dzisiejszych w Gdańsku. Gdy Prezydent Polski Lech Kaczyński wygłaszał płomienną mowę w obronie polskiej historii, Donald Tusk chował twarz w dłonie i drwił razem z Merkel i Putinem, z polskiego Prezydenta.

Łatwo wyjść z założenia, że wśród opozycji mamy same mierne postaci, no i jeszcze teraz do wyznaczanego poziomu dołącza Dulkiewicz, która ten poziom zaniża. Problem tkwi w tym, że dokładnie tacy ludzie, na takim i jeszcze niższym poziomie rządzili Polską, dość wspomnieć Gomułkę, Wałęsę, Komorowskiego, Kopacz. W tych wszystkich alternatywnych zabawach jest kupa śmiechu, ale też i niebezpieczeństwa, że najgorsza dla Polski i Polaków historia może się powtórzyć. Jeśli sami nie zadbamy o prawdę historyczną, to chętnych do napisania Polsce nowej historii z pewnością nie zabraknie, wielu potencjalnych autorów Dulkiewicz ściągnęła do Gdańska, a jeszcze więcej znajdziemy w Berlinie, Moskwie, Brukseli.

Matka Kurka/kontrowersje.net