Dziś odbywa się ostatnie pożegnanie Olgi Sipowicz, primo voto Jackowskiej, znanej nie tylko fanom muzyki rockowej pod pseudonimem scenicznym "Kora". 

W pogrzebie na warszawskich Powązkach biorą udział m.in. rodzina i przyjaciele piosenkarki. Nie brakuje tu postaci ze świata kultury i sztuki, dziennikarzy, naukowców, ale również polityków. 

Bliscy Kory wygłaszali mowy pogrzebowe, a pierwszym z przemawiających był dziennikarz muzyczny, Wojciech Mann. Wydawało się, że pokrótce omówi twórczość muzyczną Olgi Sipowicz, która łączyła wielu Polaków, niezależnie od poglądów politycznych. Mówiąc o tym, że piosenkarce dane było żyć w okresie "różnych faz naszego kraju", nie omieszkał wtrącić aluzji politycznej do obecnych czasów. 

"Na początku był komunizm, potem był komunizm z ludzką twarzą, potem były różne turbulencje, potem była Solidarność, stan wojenny, demokracja, a wreszcie parodia demokracji. I przez wszystkie te okresy Kora szła z podniesioną głową i z jasnymi poglądami. „Zawsze na swoim sztandarze miała napisane: „wolność”-stwierdził dziennikarz. Swoje trzy grosze wtrąciła również prof. Magdalena Środa, która przyjaźniła się z Korą. 

"Kora po latach komunizmu łaknęła normalności. Ostatnio tak wściekała się na tych, którzy niszczyli jej szczęście"- stwierdziła.

Tego rodzaju wypowiedzi spotkały się z oburzeniem części internautów.

 

 

Owszem, wokalistka zespołu Maanam miała swoje poglądy i wypowiadała je śmiało. Czy jednak właśnie to było w jej życiu najważniejsze? Czy trzeba było koniecznie czynić tego rodzaju aluzje podczas uroczystości pogrzebowych, transmitowanych przez największe media w kraju? A może lepszym rozwiązaniem byłaby po prostu modlitwa za duszę zmarłej?

yenn/Twitter, Fakt.pl, Fronda.pl