Arndt Freytag von Loringhoven, który został nowym ambasadorem RFN w Polsce udzielił w naszym kraju pierwszego wywiadu. Ze zrozumieniem odniósł się w nim do faktu, że to z powodu przeszłości jego ojca musiał czekać miesiącami na zgodę Polski na pełnienie misji.
Jak już informowaliśmy na naszej stronie, ojciec nowego ambasadora, major Bernd Freytag von Loringhoven był adiutantem i jednym ze świadków ostatnich dni życia Hitlera.
Dyplomata stwierdził w rozmowie z „Rzeczpospolitą”:
„Rozumiem, jak wciąż żywe są w Polsce uczucia z powodu zbrodni, których dopuściły się nazistowskie Niemcy w Polsce. Jeżeli chodzi o mojego ojca, to może podkreślę, że wstąpił do Reichswehry również dlatego, że to zwalniało go z nacisków przyjęcia legitymacji NSDAP. Takie było wtedy prawo. Pod koniec wojny służył jako adiutant szefa sztabu generalnego. W tej roli był też w bunkrze Hitlera”.
Jak sam podkreślił – nie ma zamiaru usprawiedliwiać, ale też i potępiać zachowania ojca, bo jak stwierdził:
„Kto może powiedzieć, jak my byśmy się zachowali w totalitarnej dyktaturze?”.
Dodał, że jego ojciec miał nigdy nie wspierać nazizmu, jednak przekonany był o tym, że jego obowiązkiem jest walka za swój kraj:
„[…] nawet jeśli ta wojna była prowadzona od pierwszego dnia zbrodniczo”.
Stwierdził też, że cieszy się z faktu, że ostatecznie pozwolono mu złożyć polskiemu prezydentowi listy uwierzytelniające. Mówił:
„Polskę i Niemcy wiele łączy. Jako ważni partnerzy w centrum Unii mamy przed sobą pełną wyzwań agendę. Podchodzę do mojej misji tutaj z zapałem i cieszę się na współpracę”.
dam/rp.pl,fronda.pl