W lipcu 1981 roku powstał Społeczny Komitet Organizacyjny Muzeum Powstania Warszawskiego. Jego pracami kierował Aleksander Żółkiewski, który brał udział w Powstaniu. Zorganizowano nawet zbiórkę eksponatów. Planowano, że zostaną wystawione w ruinach Banku Polskiego przy ulicy Bielańskiej. To symboliczne miejsce – właśnie tu znajdowała się jedna z najważniejszych redut.

Po wprowadzeniu stanu wojennego do organizacji muzeum zabrało się ówczesne Ministerstwo Kultury i Sztuki. Społeczny Komitet stracił rację bytu i się rozwiązał.

Teren przy Bielańskiej zajęty był przez Polcolor – firmę, która zajmowała się między innymi produkcją noktowizorów dla wojska. O przeprowadzce w inne miejsce jej właściciele nawet nie chcieli słyszeć.

W połowie lat 80. zorganizowano konkurs na projekt siedziby muzeum. Postanowiono, że na potrzeby placówki zostanie zaadaptowany niewysoki budynek mieszczący się za zachowanymi ruinami banku. Prace utknęły jednak w martwym punkcie. Mnożyły się problemy: nagle okazało się, że nie ma pieniędzy na inwestycje. Nierozwiązana była też kwestia gruntu. Formalnie teren należał do państwa, ale władał nim Polcolor.

Na początku lat 90. wojewoda warszawski przekazał tej firmie grunt w wieczyste użytkowanie. Rok później Polcolor wystawił nieruchomość na sprzedaż. Nowym właścicielem terenu została Reduta. W 1994 roku szef tej firmy podpisał umowę z władzami Śródmieścia. W części budynków miało powstać Muzeum Powstania Warszawskiego.

Znów rozpisano konkurs na projekt architektoniczny. W 50. rocznicę wybuchu Powstania wmurowano nawet kamień węgielny. I ponownie zabrakło pieniędzy na realizację inwestycji. Po raz kolejny powstańcy poczuli się oszukani. Miasto nie dogadało się z właścicielem Reduty. Ostatecznie więc zaczęto poszukiwania nowej lokalizacji.

Padła propozycja – gazownia na Woli. Tu też toczyły się walki w 1944 roku. Ale miasto znów musiało negocjować z prywatnym właścicielem.

– Powstańcy mieli prawo być nieufni, bo każdy polityk, który przy­chodził do Warszawy, obiecywał, że wybuduje muzeum, i dokładnie wyłuszczał im, jak to zrobi. A oni mieli poczucie, że nikt nic nie robi, a ich samych jeszcze się poucza – mówi Paweł Kowal.

Zdobywanie ich zaufania odbywało się krok po kroku. Zaczęło się od odnajdywania żyjących jeszcze powstańców. Wysyłano do nich listy. Raz w miesiącu informo­wano ich o kolejnym etapie prac, zapraszano na spotkania z prezy­dentem. – Co ważne, nie wysyłano tych listów tylko do wybranych powstańców czy tylko do władz związków. Zapraszano wszyst­kich, którzy żyli – mówi Marcin Roszkowski. Wreszcie zaczęto ich traktować jak Bohaterów przez duże B, a nie romantycznych szaleńców, którzy dali się zwieść swoim „nierozsądnym dowódcom, którzy swą decyzją skazali miasto na zagładę”. Wreszcie zaczęto traktować ich z szacunkiem i uznaniem. Zmieniono też sposób opowiadania o wydarzeniach z 1944 roku. Zamiast „zryw”, co nadawało Powstaniu wymiar romantyczny, mówiono odtąd „Powstanie”.

Paweł Kowal dodaje: – Zawsze baliśmy się powstańców. Na początku nie traktowali nas dobrze. Byli oschli i podejrzliwi. Ale oni nas nie bojkotowali, tylko byli bardzo zdystansowani. Musieliśmy uważać na każde słówko, na każdy gest. Trzeba było się napracować, żeby zdobyć ich zaufanie. Przede wszystkim pokazać, że praca idzie do przodu.

Z jednej strony zobaczyli zaangażowanie ekipy, z drugiej zaś auten­tyczną determinację prezydenta Lecha Kaczyńskiego. W wywiadzie z lipca 2003 roku on sam tak mówił w „Gazecie Wyborczej”: – Nie ma na co czekać. Średnia wieku weteranów powstania przekroczyła 80 lat. Oni nie są wieczni i ta okrągła rocznica ma dla nich duże znaczenie.

A w odpowiedzi na pytanie „Rzeczpospolitej”, czy muzeum będzie gotowe na 60. rocznicę wybuchu Powstania, zapewniał: – Odpowiadam za to głową.

Prezydent uważał też, że muzeum ma być dostosowane do wymogów XXI wieku. – Najważniejsze, by ekspozycja pokazywała determinację walczących i cierpienie ludności cywilnej. Taka jest moja wizja.

Często moment budowy muzeum Lech Kaczyński porównywał do wydarzeń roku 1980. Nie ukrywał, jak bardzo go to cieszy. – Wokół sprawy Powstania Warszawskiego panowała w ostatnich miesiącach niepowtarzalna atmosfera, którą pokolenie dzieci powstańców pamięta chyba tylko z sierpnia 1980 roku i karnawału „Solidarności” – mówił w jednym z wywiadów prasowych.

– To, że musi powstać Muzeum Powstania Warszawskiego, było oczywiste. Pozostawało zupełnie poza dyskusją. To tak, jak życzyć komuś „wesołych świąt”. Kto się nad tym zastanawia? Tak po prostu jest. Pytanie – dlaczego wcześniej nie zrobiono nic w tym kierunku. Ja tego nie rozumiem. Przecież w skali budżetu miasta pieniądze wydane na muzeum są naprawdę niewielkie – dziwi się Michał Borowski.

Zdaniem Marka Cichockiego w 2003 i 2004 roku nikt nie zakładał, że Muzeum Powstania Warszawskiego odniesie taki sukces. – To nie była kalkulacja. Lech Kaczyński w ogóle nie zdawał sobie sprawy z tego, jak wielkim jego politycznym dziełem stanie się muzeum i że na jego prezydenturę w Warszawie oraz prezydenturę w Polsce będzie się patrzyło poprzez tę instytucję. Traktował to jako silne zobowiązanie w stosunku do ludzi, którzy brali udział w Powstaniu. To było bardzo autentyczne – uważa Cichocki.

Co więcej, dziesięć lat temu wiele osób uważało tę inicjatywę za niemożliwą do zrealizowania. Marek Cichocki dodaje: – Muzeum udało się zbudować dlatego, że nikt nie zakładał, jak istotną rolę odegra. Gdyby od początku wiele osób zdawało sobie sprawę z tego, co ono przyniesie i jak zmieni sposób publicznego opowiadania o przeszłości, o historii, jak zmieni naszą narrację i jak wpłynie na młodych ludzi, to pewnie by ono nie powstało.

Prezydent był swoistym buforem między grupą, której polecił budowę muzeum, a powstańcami. Z czasem udało się zyskać ich zaufanie. – Zaczęli traktować nas jak swoje wnuki – mówi Lena Dąbkowska-Cichocka.

W dniach 9–11 listopada 2003 roku zorganizowano zbiórkę eksponatów. Tłum, który przyszedł do starej elektrowni tramwajowej przy ulicy Przyokopowej, robił niesamowite wrażenie.

Nie wszyscy jednak byli skłonni od razu rozstać się ze swoimi cennymi pamiątkami, przechowywanymi przez blisko 60 lat. W pamięci Pawła Ukielskiego zachował się pewien starszy pan, który przez trzy dni krążył po sali i bacznie przyglądał się całej akcji. Widział, jak ludzie – czasem ze łzami w oczach – oddają swoje skarby. – Aż wreszcie trzeciego dnia, pod koniec zbiórki podszedł do stolika i przekazał nam swoje pamiątki. Powiedział, że po tym, co zobaczył, nie może postąpić inaczej – opowiada Ukielski.

Agnieszka Sopińska Jaremczak

*Fragment książki wydawnictwa Fronda „Operacja Muzeum”, s. 35 - 43.

**Książkę można kupić w Księgarni Ludzi Myślących: http://www.xlm.pl/operacja-muzeum/

 

Wydawnictwa Fronda oraz Muzeum Powstania Warszawskiego serdecznie zapraszają na premierę książki „Operacja Muzeum” Agnieszki Sopińskiej Jaremczak.

 Czas: 7 sierpnia 2014 r., godz. 18:00

Miejsce: Muzeum Powstania Warszawskiego, ul. Grzybowska 79, Warszawa

Polecamy krótki film promocyjny: https://www.youtube.com/watch?v=_BcIdef71V0&feature=youtu.be

 

Spotkanie poprowadzi Witold Banach (Polskie Radio/IAR) – reporter, nominowany do nagrody Grand Press za cykl audycji o Powstaniu Warszawskim.

O kulisach powstawania Muzeum rozmawiać będą:

Elżbieta Jakubiak – wieloletnia współpracownica śp. Lecha Kaczyńskiego, szef Gabinetu Prezydenta RP w latach 2005-2007, posłanka na Sejm VI kadencji

Jan Ołdakowski, Dariusz Gawin, Paweł Ukielski – dyrektorzy Muzeum,

Edyta Poźniak (Polskie Radio/IAR) – dziennikarka, autorka reportaży o tematyce polonijnej oraz cyklu audycji pt. „Kalendarium powstańcze” (nominacja do nagrody Grand Press),

Maciej Rosalak (Tygodnik „Do Rzeczy”) – dziennikarz i publicysta, autor książek Od Gdyni do Portu Północnego oraz Reduty Września

oraz rozmówcy autorki m.in.: Marcin Roszkowski, Marek Cichocki.

 

Zgłoś swój udział w spotkaniu i zaproś znajomych na facebooku:
https://www.facebook.com/events/1522542454644517/

Wstęp wolny

 Oprac. MaR