Joanna Jaszczuk, Fronda.pl: Swoją prezydenturę w Warszawie Rafał Trzaskowski rozpoczął od dość kontrowersyjnej, niebezpiecznej decyzji, na dłuższą metę nie do przyjęcia nawet dla części jego własnego elektoratu. Czy gdyby nie duża presja społeczna i jasne postawienie sprawy przez PiS, zarówno na szczeblu samorządowym, jak i ogólnopolskim, prezydent wycofałby się z decyzji dotyczącej bonifikat?

 

Paweł Lisicki, redaktor naczelny „Do Rzeczy”: Trudno powiedzieć, „co by było, gdyby...”. Natomiast z całą pewnością nacisk opinii publicznej, ale i to, że sprawa została poruszona przez konkurenta politycznego zaważyły na zmianie decyzji Rafała Trzaskowskiego. Cała sytuacja pokazuje jednak przede wszystkim daleko idącą klapę wizerunkową Platformy Obywatelskiej. Jeżeli bowiem nowo wybrany prezydent Warszawy zaczyna urzędowanie od wycofywania się z obietnic, które złożył w toku kampanii, to bardzo mocno uderza to w jego wiarygodność, podobnie jak całej opozycji.

 

Politycy PiS-u i sprzyjający partii rządzącej komentatorzy po sytuacji wokół bonifikat podkreślali, że Platforma Obywatelska, jeżeli wróci do władzy, może w taki sam sposób postąpić w sprawie 500 Plus czy innych programów społecznych

Rafał Trzaskowski dał prezent PiS-owi. Wycofał się ze swojej obietnicy tuż po wyborach, więc można powiedzieć, że jest to forma oszustwa wyborczego. W ten sposób prezydent Warszawy dostarczył amunicji przeciwnikowi politycznemu i jednocześnie zakwestionował swoją własną wiarygodność. Nie jest to jednak problem tylko Rafała Trzaskowskiego. Musimy bowiem pamiętać, że Warszawa jest pewnego rodzaju symbolem tego, jak mogą wyglądać rządy Platformy czy też Koalicji Obywatelskiej w całym kraju. Mamy więc sprawę bonifikat, dziwaczne pomysły typu „Tramwaj Różnorodności” czy informację o tym, że podczas spotkania wigilijnego niektórzy stołeczni radni KO nie chcieli łamać się opłatkiem, ponieważ uznali, że Wigilia jest religijnym świętem. Jeżeli tak miałyby wyglądać rządy w całym kraju, to ja dziękuję bardzo...

 

Oprócz wymienionych przez Pana inicjatyw Rafała Trzaskowskiego, dało się zauważyć jeszcze jedno: kilkoro nowych prezydentów miast, wybranych z ramienia Koalicji Obywatelskiej, czy też mających jej poparcie, niemal od razu po wygranych wyborach zaczęło zapowiadać podwyżki cen biletów komunikacji miejskiej, co też jest dość niepopularną decyzją

Tak trudne decyzje zwykle przeprowadza się raczej na początku urzędowania. Mamy natomiast do czynienia z pewnym konfliktem interesów. Inny jest bowiem interes miasta i władz miejskich, a inny- Koalicji Obywatelskiej. Paradoks polega na tym, że wszystkie niepopularne decyzje, takie jak podwyżki cen, mogą przełożyć się na spadek zaufania i poparcia dla Koalicji Obywatelskiej. Wiadomo, że trudno takie decyzje odwlekać w nieskończoność, jednak ten spadek zaufania, który osiągnęła Koalicja Obywatelska może przełożyć się na spadek poparcia w wyborach do Parlamentu Europejskiego czy później- do Sejmu i Senatu.

 

Z jednej strony: wpadka wizerunkowa Platformy Obywatelskiej, uosabianej w Warszawie przez Rafała Trzaskowskiego, z drugiej: sobotnia konwencja Prawa i Sprawiedliwości, pierwsza po wyborach. Czy był to udany początek kampanii przed przyszłorocznymi wyborami?

Na pewno była to próba naprawiania wizerunku. Premier mówił o europeizacji, przyszłości, modernizacji. Wszystko to dobrze brzmi, ale na ile to będzie skuteczne- dopiero się okaże. Nie da się PiS ma jednak pewien problem wizerunkowy. Premier jest bowiem twarzą nowoczesności, modernizacji z drugiej strony stara się jednocześnie zaprezentować jako „swój człowiek”, „swój chłop”, co nie zawsze dobrze wychodzi. Zobaczymy teraz, na ile PiS-owi uda się zachować ten dobry wizerunek.

 

Zaraz po konwencji dowiedzieliśmy się, że bardzo wyrazista posłanka, Krystyna Pawłowicz, planuje odejść z polityki. Media spekulują, że następny będzie Dominik Tarczyński, a PiS po prostu „chowa” przed wyborami „chowa” kontrowersyjnych polityków

Niewykluczone, że Prawo i Sprawiedliwość uznało, iż przypisywanie mu dążenia do polexitu jest niebezpieczne politycznie. Na miejscu partii rządzącej byłbym jednak w tej kwestii ostrożny. Łagodzenie wizerunku, pokazywanie, że jest się właściwie partią dobrze administrującą i rządzącą może sprawić, że jakaś część elektoratu zniechęci się do PiS. „Wygładzanie” wizerunku, „pozbywanie” się lub ograniczanie działalności takich „zagończyków”, bo to w takiej roli występowała pani poseł Pawłowicz, może być niebezpieczne. Nie jestem pewien, na ile wygładzony, ugrzeczniony PiS przekona do siebie ludzi, którzy wcześniej na tę partię nie głosowali, za to z pewnością może zrazić do siebie pewną część wyborców.

 

A tymczasem, zarówno na prawo od PiS, jak i na lewo od Koalicji Obywatelskiej powstają nowe ruchy. Z jednej strony jest inicjatywa europosła Mirosława Piotrowskiego, okrzyknięta przez media chyba nieco na wyrost „partią o. Rydzyka”, z drugiej: ruch Roberta Biedronia, w którym swoją nadzieję upatrują środowiska lewicowo-liberalne, nie do końca identyfikujące się z Koalicją Obywatelską

Jeżeli chodzi o partię Roberta Biedronia, to mamy tu do czynienia z ruchem „napompowanym” wyłącznie przez media. Nie wiemy na przykład, jaki jest jego program, co tak naprawdę chce osiągnąć w polityce, jakich ludzi chce wokół siebie zorganizować. Robert Biedroń jest produktem dużych portali internetowych i mediów lewicowych, które kreują go na istotną postać. Żyjemy jednak w świecie, w którym taka kreacja medialna może się okazać kreacją rzeczywistą. Z drugiej strony stopień miałkości i kompletnego braku programu czy celu sprawia, że trudno mi uwierzyć, by partia Roberta Biedronia odegrała tak istotną rolę, jak chciałyby media.

Natomiast partia europosła Piotrowskiego jest w mojej ocenie bardziej ruchem, mającym na celu wywarcie presji na PiS niż samodzielną siłą polityczną. Tych ruchów czy stowarzyszeń na prawo od PiS jest wprawdzie kilka, żaden z nich jednak nie jest w stanie zbudować samodzielnej, odrębnej siły politycznej. Myślę, że niebezpieczeństwo może polegać na tym, że jeżeli partia rządząca stanie się za bardzo „mainstreamowa”, również w swojej retoryce, to kto wie, czy na prawo od niej rzeczywiście nie powstanie jakiś silny, samodzielny byt polityczny. Jarosław Kaczyński zawsze potrafił te dwie rzeczy godzić: PiS jako partię rządzącą, z jej bardziej wyrazistym, konserwatywnym, eurosceptycznym skrzydłem. W przyszłości okaże się jednak, czy dalej będzie potrafił iść tą drogą.

 

Bardzo dziękuję za rozmowę.