Tomasz Wandas, Fronda.pl: „Postanowiliśmy utworzyć wspólny klub parlamentarny PO i Nowoczesnej” - mówił w sobotę Grzegorz Schetyna na wspólnym posiedzeniu rady krajowej. Przed obradami demonstrowali Obywatele RP. Ich lider Paweł Kasprzak powiedział, że domagają się wspólnych list całej opozycji, ale też przejrzystego wyłaniania kandydatów na te listy, za pomocą prawyborów. Z kolei Robert Biedroń sugeruje, że czas na stworzenie wspólnej, wielkiej koalicji. Czy myśli Pan, że dojdzie do połączenia sił opozycji przed jesiennymi wyborami?

Paweł Lisicki, redaktor naczelny tygodnika „Do Rzeczy”: Być może, to co mówi teraz Robert Biedroń, jest realizowaniem tego, co zapowiadał kiedyś Donald Tusk, czyli może dojść do stworzenia wspólnej koalicji w wyborach do Senatu, natomiast w wyborach do Sejmu start polityków „Wiosny” i Koalicji Europejskiej byłby z różnych list. Może też się okazać, że Robert Biedroń tworzy jedynie grunt pod negocjacje, które miałyby na celu znalezienie wspólnej formuły dla partii opozycyjnych. Warto tu przypomnieć, że jeszcze niedawno Robert Biedroń deklarował, że w żadnym wypadku nie wystartuje w wyborach z Platformą Obywatelską, w ramach Koalicji Europejskiej. 

„Jako samorządowcy włączymy się w  kampanię wyborczą po  stronie Koalicji Obywatelskiej, po  stronie Koalicji Europejskiej, bo  uważamy, że  jeżeli nie będzie silnego samorządu, to  władza będzie się coraz bardziej oddalać  od  obywatela”— powiedział w  sobotę prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski  (PO). W imieniu których samorządowców wypowiada się pan Trzaskowski? Czy opozycji uda się skutecznie zmobilizować samorządy, które należą do opozycji tak, by skutecznie zagrozić PiSowi przed jesiennymi wyborami?

Odpowiedź na to pytanie zawiera się w trzech kwestiach. Po pierwsze: czy samorządy mają prawo i powinny w taki bezpośredni sposób angażować się w kampanię polityczną, bo jeśli tak, to byłoby to, conajmniej dziwne, gdyż samorządy (i taka jest też idea z nimi związana) mają przede wszystkim skupić się na zarządzaniu mniejszymi jednostkami: miastami, gminami itd. Natomiast, ta zapowiedź pana Trzaskowskiego mówi tyle, że samorządy mają być potraktowane jako instrument do politycznej walki. Druga wątpliwość polega na tym, że – jak dobrze rozumiem – ich zaangażowanie w czasie kampanii będzie polegało na tym, że będą przeznaczane specjalne środki finansowe na ten cel, bądź, że prezydenci, którzy zostali wybrani na urząd przy pomocy Platformy Obywatelskiej mają bezpośrednio startować w wyborach do Sejmu itp. Form zaangażowania się jest bardzo dużo, o jaką konkretnie chodzi to czas pokaże, natomiast z pewnością, tego typu słowa, to zmiana reguł w czasie trwania gry. 

To znaczy?

Gra polega na tym, że wybory do Sejmu odbywają się osobno a nie razem z wyborami do samorządów. Oczywiste jest, że samorządowcy mają swoje sympatie polityczne, natomiast czymś dziwnym jest, gdy chcą oni wykorzystać swoje stanowisko, pozycję, do walki w wyborach parlamentarnych. 

Ciekawe co by zrobili, gdyby to PiS postanowił tak zmobilizować samorządowców?

Jeszcze niedawno, bardzo często, krytykowano wypowiedzi polityków Prawa i Sprawiedliwości, z których mogło wynikać, że lepiej będą współpracowali z tymi samorządami, które będą sprzyjały ich rządowi. Teraz natomiast, mamy sytuację, w której samorządowcy sami się o to proszą, bo jeżeli jest tak, że sami doprowadzają do upolitycznienia i tak mocnego upartyjnienia samorządów, gmin, miast i tym podobnych jednostek, to tak jakby chcieli dać jasno do zrozumienia, że przenoszą polityczną wojnę z góry, z Sejmu na niższe poziomy. Trzecim, istotnym w tej sprawie wątkiem jest to, na ile tego typu działania, faktycznie są w stanie przynieść realne korzyści Koalicji Europejskiej, a na ile są to po prostu tylko słowa. Prezydenci miast, którzy zostali wybrani z list Platformy, mogą mieć tylko poparcie tych, którzy na nich głosowali, stąd ciężko szukać w tym pomyśle czegoś, co mogłoby dać Platformie realne wzmocnienie. 

Rafał Trzaskowski przyznał, że  totalna opozycja powinna szanować tradycję i  Kościół. „Nie każdy z  nas musi chodzić na  parady równości, ale każdy powinien szanować mniejszości. Nie każdy musi chodzić do kościoła, ale każdy musi szanować  tradycję” - mówił prezydent  Warszawy. Co takiego spowodowało, te zmianę retoryki? Chyba, że źle to rozumiem? Czy opozycja doszła do wniosku, że to między innymi przez atak na Kościół tak znacząco pezegrała wybory do Parlamentu Europejskiego?

Być może politycy opozycji doszli do takiego wniosku. Natomiast, warto zwrócić uwagę, że „Parada Równości” jako taka, jest zerwaniem z Kościołem. Niewątpliwie, mamy zatem w tym przypadku do czynienia z „kwadraturą koła”.

Proszę rozwinąć myśl. 

Jeżeli organizuje się paradę, której głównym przesłaniem jest wspieranie środowisk LGBT i ich postulatów, to tym samym wspiera się walkę z polską tradycją, z polskim katolicyzmem. Oczywiście, można to robić w sposób umiarkowany bądź agresywny.

Jaki jest ten agresywny? Mógłby Pan podać konkretny przykład?

Agresywny sposób tej walki miał miejsce podczas ostatniej „Parady Równości” w Gdańsku, teraz politycy Platformy doszli do wniosku, że po ostatniej awanturze, którą wywołali, muszą złagodzić ton, że teraz jest czas by mówić nieco łagodniejszym językiem. 

Na ile jest to wiarygodne? Stałe?

Są to oczywiście pozory, zdecydowali się na chwilę schować, gdyż „dostali po uszach” w czasie wyborów europejskich, stąd jeszcze jakiś czas będziemy obserwować z ich strony zasadę „uników”, a wkrótce i tak wszystko wróci do normy. 

Czy jest taka możliwość by prezydent Trzaskowski nie był świadomy tych sprzeczności? Pytam, gdyż jeśli jest świadomy, to po co próbuje zaklinać rzeczywistość? Komu próbuje mydlić oczy i na co liczy?

Moim zdaniem są tu tylko dwie możliwości: prezydent Trzaskowski ma ograniczoną świadomość, nie wie co mówi, ani na jakim świecie żyje (można przyjąć to rozwiązanie choć wydaje się ona mało prawdopodobne) albo jest totalnym hipokrytą i udaje, że podpisując np. kartę LGBT wcale nie  uderza tym samym w polską tradycję, Kościół ani zasady dotyczące prawa naturalnego, tylko robi to kierując się inną motywacją. 

Rozumiem, że druga opcja jest bardziej prawdopodobna?

Tak myślę, ponieważ przy tak wielkim braku świadomości i ignorancji nigdy nie zaszedłby tak wysoko w strukturach politycznych w naszym kraju. 

Z pewnością wiedział on też, jak bardzo udział pani Dulkiewicz w „Marszu Równości”, który odbył się w Gdańsku zaszkodził Koalicji Europejskiej w wyborach do Parlamentu Europejskiego. Dlaczego zatem Pana zdaniem zdecydował się wziąć udział w tego samego typu wydarzeniu w Warszawie, dodatkowo obejmując je swoim patronatem? Dodatkowo tuż przed otwarciem Marszu została odprawiona parodia Mszy Świętej, jak to się ma do szacunku do tradycji o którym wspomniał w tym dniu?

Niestety, ale środowiska związane z dzisiejszą opozycją, nie kierują się logiką ani rozsądkiem, gdyby tak było, to nie mielibyśmy do czynienia z wieloma sytuacjami, czy wypowiadanymi przez polityków tego bloku, np. podczas jednej konferencji słowami, które przeczą sobie nawzajem. Ponadto, po tego typu akcjach widać, jak bardzo opozycja jest kontrolowana przez grupę radykałów, jest tak mocno przez nich trzymana w szachu, uścisku, że nie kieruje się zasadą zdrowego rozsądku i własnej korzyści, tylko ulega wszelkiego rodzaju ideologicznym naciskom i coraz więcej przez to traci. Pan Trzaskowski, pani Dulkiewicz czy inni tego typu prezydenci bardziej liczą się z tym, czy to, co zrobią zostanie pozytywnie odebrane przez grupę radykałów LGBT oraz polityków europejskich (gdzie to ich nielogiczne i uległe zachowanie spotyka się z uznaniem) niż to, co na ich temat sądzą Polacy. 

Do czego to może ich doprowadzić?

Jeżeli dalej będą tak postępować, to pan Trzaskowski jak i pani Dulkiewicz wspólnym krokiem doprowadzą do zwycięstwa PiSu, który być może uzyska większość konstytucyjną. Stąd nie ma się co martwić - a głupota w tym przypadku, zostanie nagrodzona przegraną. 

Pan Trzaskowski przyznał też pośrednio, że  trudno, aby opozycja miała jasny program, skoro tworzy ją   bardzo różniące się od   siebie   formacje. „Siła partii, która idzie po   władzę to   różnorodność, a   nie udawanie, że   mamy jedno zdanie w   każdej sprawie. Będziemy odważni i   nie będziemy wstydzić się tego, że   walczymy   o   wartości” - powiedział. O jakie wartości walczy prezydent stolicy? Czy to przyznanie się do słabości czy może próba zrobienia z niej mocnej strony?

Sofiści potrafią ze zdania słabszego zrobić zdanie mocniejsze, są ludzie, którzy odwracają „kota ogonem” i potrafią przedstawić banalne stwierdzenie jak wielkie mądrości. Pan Trzaskowski jak widać spróbował podobnej sztuczki, choć w ogóle mu to nie wyszło. Zamiast pięknej mowy przyznał, że a on ani jego zaplecze polityczne nie mają żadnego pomysłu na Polskę, żadnego programu poza tym, że nie chcą by rządził PiS. Wysłał tym samym sygnał do opinii publicznej, że jeśli wygrają wybory, to nie będą mieli pojęcia co dalej. Reasumując: ta wypowiedź, to nieudolna próba przykrycia nieudacznictwa totalnej opozycji.   

Niektórzy publicyści prowokacyjnie pytają, że może jest tak, iż politycy opozycji mają konkretny plan, z tym, że wiedzą, że gdy go ujawnią, to stracą część wyborców. Czy myśli Pan, że może coś w tym być czy rzeczywiście totalnie nie mają oni pojęcia czego chcą poza samym odsunięciem PiSu od władzy? 

Jeżeli tym konkretem, byłyby na przykład zmiany obyczajowe, akceptacja dla par homoseksualnych czy dla adopcji dzieci przez pary homoseksualne (a takie pomysły chodzą po głowach radykałów wchodzących w skład Koalicji Europejskiej – mówili o tym choćby pan Grupiński czy Rabiej) to rzeczywiście coś w tym jest. Całe szczęście, większość Polaków odrzuca tego typu zamach na polską tradycję, dlatego ci politycy nie podnoszą głośno planu, który chętnie by zrealizowali, bo wiedzą, że w obecnej sytuacji zdecydowana większość Polaków by się do nich zraziła. Natomiast, poza tą sprawą jeśli mielibyśmy zapytać o pomysły opozycji dotyczące choćby rozwoju gospodarczego, to moim zdaniem spotkalibyśmy się z pustką i chaosem. 

Dziękuję za rozmowę.