Wielodzietne rodziny kojarzą się nam z radością, gwarem i miłością. W dzisiejszej opłakanej sytuacji demograficznej można by wręcz powiedzieć, że są na wagę złota. Dlatego też wydaje się zupełnie absurdalne to, że Państwo robi wiele, by ukarać „nadliczbowe” dzieci.

Kilka miesięcy temu urzędnicy odebrali rodzinie z Pruchnika ośmioro dzieci, powołując się na chorobę matki, potrzebę remontu domu oraz biedę panującą w rodzinie. Co ciekawe nie przeszkodziło to państwu wydać blisko 110 tysięcy złotych na kilkumiesięczne utrzymanie dzieci, rozdzielonych po 3 różnych placówkach. Najmłodsze 2-letnie znajduje się samo w rodzinie zastępczej, bez kontaktu z rodzeństwem. Czy przebywając tam od kwietnia pamięta jeszcze swoich rodziców?

Takie sprawy często wydają się nam odległe; trudno jest bowiem uwierzyć, że poza sytuacjami patologicznymi ktoś ma czelność wyrwać dziecko z objęć matki. Tymczasem jeśli tylko rozejrzymy się wśród znajomych, łatwo możemy wskazać takie rodziny, gdzie ktoś na 30 metrach kwadratowych mieszka z trójką dzieci. W ilu domach potrzeba remontu, w ilu ktoś z rodziców choruje? Gdy tylko spodoba się to urzędnikom, wszystkim takim rodzicom dzieci będą odebrane.

Mimo to naszym rządzącym wydaje się jednak, że prowadzą politykę prorodzinną. „Polityka prorodzinna oznacza troskę o wszystkie pokolenia” – zapewniała niedawno premier Ewa Kopacz. Odbieranie dzieci rodzicom, cierpienie rodzin – ciekawe które z powyższych w rozumieniu Ewy Kopacz oznaczają „troskę”.

Aleksandra Musiał

www.stopaborcji.pl