Joanna Jaszczuk, Fronda.pl: Prezydent Andrzej Duda wczoraj spotkał się z przedstawicielami organizacji żydowskich w USA. Amerykańscy Żydzi wyrazili zadowolenie ze spotkania i z faktu, że prezydent wyraźnie pokazuje, że nie ma z jego strony zgody na antysemityzm. Wspólnota żydowska w USA ma również nadzieję na owocny dialog z Polską, wyraziła jednak troskę o demokrację w naszym kraju. Jak można ocenić politykę partii obecnie rządzącej wobec Żydów i problemu Holokaustu?

Marek Jan Chodakiewicz, historyk: Żadnej szczegółowej wiedzy o spotkaniu nie posiadam. Rozumiem, że było to spotkanie wstępne, na razie kurtuazyjne, gdzie strona żydowska potraktowała Andrzeja Dudę bardzo delikatnie i zasygnalizowała swoje zadowolenie z jego postawy w sprawach żydowskich, szczególnie podkreślając pozytywne wrażenie o sprzeciwie publicznym polskiego przywódcy w sprawach antysemityzmu. Jednocześnie rytualne wyrażenie troski o demokrację w Polsce jest sygnałem, że Prezydent Duda uznawany jest za możliwą przeciwagę do innych w polskim rzadzie, którzy jednoznacznie nie potępili antysemityzmu, a zatem to wlaśnie oni mogą być tym powszechnym zagrożeniem dla demokracji.
Polityka PiS w stosunku do "Żydow i problemu Holokaustu" jest życzliwa i sympatyzująca z ofiarami tej strasznej zbrodni, ale nie wiadomo na jak głębokich przesłankach jest oparta.

Polacy często oskarżani są o antysemityzm. Wciąż nieprzepracowana (i niezbadana do końca) pozostaje kwestia przerażających wydarzeń w Jedwabnem, zbrodni, którą przypisuje się całemu polskiemu narodowi. Kilka miesięcy temu doszło do przykrego incydentu związanego ze środowiskiem amerykańskich Żydów. Młodzież w jednej z żydowskich szkół w Nowym Jorku uczestniczyła w pikiecie zorganizowanej przez rabina Friedmanna, podczas której wznoszono transparenty z hasłami mówiącymi o odpowiedzialności lub współodpowiedzialności Polaków o Holocaust, rozdawano broszury z cytatami z publikacji J.T. Grossa. Powstaje pytanie: czym jest dziś antysemityzm. Czy każdy, kto podważy treść publikacji J.T. Grossa staje się "antysemitą" niejako automatycznie, w oczach lewicowo-liberalnych środowisk i mediów w Polsce?

Słownikowo, antysemityzm jest niechęcią w stosunku do Żydów, kolektywnie- jest uprzedzeniem.
Natomiast w praktyce antysemityzm jest łatką, ktorą chetnie przypina się osobom niezgadzającym sie z siłami postępu, które rzekomo reprezentują interesy żydowskie (tak jak i innych mniejszosci).

Zwykle dotyczy to osób, które- stosując logocentrykę i empirykę- mają inną opinię na temat rozmaitych aspektów dziejów polsko-żydowskich, w tym- naturalnie- w sprawie Jedwabnego, niż moralnie relatywni postmoderniści i dekonstruktorzy, Dezawuowanie szkoły tradycjonalistycznej odbywa się metodą reductio ad Hitlerum.

Zarówno prezydent, jak i "czołowi", "flagowi" politycy PiS zdecydowanie potępiają antysemityzm, a jednocześnie walczą z przejawami spychania na Polskę współodpowiedzialności za Holocaust czy forsowaniem tez "wyjętych" prosto z publikacji J.T. Grossa. Trudna jest również kwestia restytucji mienia pożydowskiego, również poruszona podczas spotkania prezydenta z przedstawicielami środowisk żydowskich w USA. Działacze organizacji dobrze oceniają spotkanie i liczą na "jasny, uczciwy dialog" ze społecznością żydowską. Jak wygląda sprawa restytucji z Pana punktu widzenia?

O restytucji mienia pisałem wielokrotnie. Najpierw trzeba załatwić to na rzecz osób, które wycierpiały swoje w czasach komuny. A potem można zająć się wszystkimi innymi, w tym mieszkającymi na Zachodzie. Jednocześnie, o restytucje mogą się ubiegać osoby indywidualne- spadkobiercy ofiar rabunków mienia, a nie organizacje przedstawiające się jako kolektywnie reprezentujące ofiary.

W jednym z podręczników do języka polskiego dla licealistów pojawił się rozdział zatytułowany "Bym wyznał swoją, polską winę", poświęcony wydarzeniom w Jedwabnem. Do rozdziału wprowadza wzmianka o J.T. Grossie i tekst Adama Michnika (ZNALEZIONE NA FB). Czy takie treści przekazywane w szkołach mogą być szkodliwe, czy polski rząd powinien to zmienić?

Jasne, że rząd ma legitymację demokratyczną, aby zmienić wszystko i odrzucić takie manipulacje lewackiej inżynierii społecznej. Ale można też inaczej...

W USA jest pluralizm. Każdy stan układa sobie program dydaktyczny i każdy stan może publikować rozmaite podręczniki pisane przez rozmaite orientacje. Na przykład w Teksasie można znaleźć podręczniki do szkół średnich faworyzujące kreacjonizm. W post-PRL to wszystko jest scentralizowane. I z tego właśnie wynika niebezpieczeństwo zdominowania narracji przez jedną orientację. I to już się stało. A powinna działać zasada, że szkoły- zgodnie z wolą rad nauczycielskich i rodzicielskich (parent-teacher association)- powinny wybierać podręczniki najbardziej im bliskiej interpretacji. I w ten sposób lewackie i postępowe środowiska i szkoły dostaną chłam i badziewie, a patriotyczne i tradycjonalistyczne będą przyswajać solidną wiedzę o historii naszego kraju.