- W tył głowy lali wbiłem nożyczki, żeby pokazać, jak uchodzi z niej powietrze. Nie chciałem nawoływać do żadnej nienawiści. To był performance, pokazanie problemu społeczności LGBT, podkreślenie, że ta społeczność jest szykanowana przez katolików i Kościół. Słowa, które wypowiedział Marek Jędraszewski krwawią moje serce i ranią moje uczucia przez to, że kocham inaczej. Społeczność LGBT nie jest żadną zarazą – powiedział w sądzie Marek M., znany w środowiskach LGBT jako drag queen Mariolkaa Rebell, odnosząc się do swojego występu, który został utrwalony na materiale wideo. Nagranie, na którym M. symulował podcinanie gardła arcybiskupowi Jędraszewskiemu bardzo mocno zbulwersowało w tamtym czasie opinię społeczną.

W Poznaniu rozpoczął się we wtorek proces Marka M., którego występ zbulwersował opinię społeczną nie tylko środowisk katolickich. Znany jako drag queen Mariolkaa Rebell miał podczas występu na scenie symulować podcięcie gardła abp. Markowi Jędraszewskiemu. Został oskarżony przez prokuraturę m.in. o nawoływanie do zabójstwa.

Oskarżony zaprzeczył jakoby symulował podcięcia gardła i nawoływał do nienawiści.

- Wydarzenie miało miejsce w sierpniu 2019 r., podczas wyborów Mr Gay Poland w Poznaniu. Marek M. jako drag queen Mariolkaa Rebell wystąpił z dmuchaną lalką, która miała doczepione do głowy zdjęcie hierarchy. Z ustaleń prokuratury wynika, że przy słowach odtwarzanej piosenki „…zabiłam go”, mężczyzna zasymulował podcięcie nożem gardła duchownego, a dla spotęgowania efektu wykorzystał sztuczną krew – czytamy na portalu wpolityce.pl

Marek M. wyraził też żal z powodu niewłaściwego wyrażenia swoich emocji, a jego adwokat argumentuje, że jego klient "nie skrzywdził nikogo", a występ miał być formą krytyki abp. Jędraszewskiego.

 

Tłumaczenia i samego oskarżonego i jego adwokat w świetle nagonki na Kościół katolicki w Polsce wydają się jednak zwyczajnie paradne i pozbawione jakiegokolwiek logicznego sensu. Na pierwszy rzut oka widać, że zwyczajnie mijają się z prawdą, a środowiska antychrześcijańskie najwidoczniej testowały jak daleko mogą się w swojej tzw. "ekspresji" posunąć.


mp/wpolityce.pl/pap/media