Wolny rynek i wola konsumentów są sprzeczne z oczekiwaniami lewicy. Hojnie dotowanych przez finansjerę, czy polityków wydających pieniądze podatników, lewicowych mediów nikt nie chce czytać. Dotychczasowi sponsorzy czerwonych dochodzą do wniosku, że marnowanie kasy na propagandę, która nie wzbudza zainteresowania odbiorców, nie ma sensu. Brutalne realia rynku dotknęły też „Krytykę polityczną”, której strona od kilku dni nie działa (czego właściwie nikt, sądząc po zawartości internetu, nawet nie zauważył).

Przykład „Krytyki politycznej” to też dowód na brak zaangażowania lewicowych działaczy. Kiedy lewica potrafi działać tylko wtedy kiedy ma kasę (od finansjery albo od polityków marnujących pieniądze podatników), to dla prawicy, narodowców czy wolnościowców, działalność bez kasy jest normą (co sprawia, że prawica dominuje w internecie). Lewicowcy są idealistami, tylko jak im ktoś za bycie idealistą zapłaci, prawicowcy są idealistami, i sami swoją działalność finansują albo działają za darmo.

Publicysta prawicowy tym różni się od lewicowego, że prawicowy potrafi żyć w nędzy, pisać za darmo, wysyłać teksty i filmy korzystając z darmowego wi fi, i nie jest zależny od hojności mecenatów, a lewicy, by cokolwiek zrobić musi dostać kupę kasy.

Kiedy realia rynku, wola konsumentów, jest zabójcza dla mediów lewicowych, to media prawicowe są niszczone decyzjami politycznymi. Kanały patriotyczne na amerykańskim You Tube są likwidowane, blokowane, albo sztucznie pozbawiane zasięgów i reklam. Patriotyczne profile i posty są likwidowane i blokowane na amerykańskim Facebooku. Amerykański Pay Pal uniemożliwia prawicowcom trasery środków finansowych. Za krytykę lewicowców publicyści skazywani są na gigantyczne kary finansowe, kiedy lewicowi publicyści bez prawa jazdy, jadąc samochodem bez OC i przeglądy technicznego mogą masakrować emerytki na pasach. Lewica uniemożliwia nawet patriotycznym wydawnictwom sprzedaż swoich książek na targach. Jest to klasyczny przejaw tego, jak lewica jest wroga wolności i demokracji.

Na lewicowym profilu na Facebooku „W jądro dyskursu” znalazła się informacja, że „od wczoraj Krytyka Polityczna strajkuje – bo tak chyba trzeba rozumieć fakt, że cała zawartość portalu zniknęła, a jedyną treścią ukazującą się osobom zaglądającym na stronę jest hasło ''Idee nie działają''”.

Autorka profilu „W jądro dyskursu” stwierdza w swoim poście, że „owszem, ta praca powinna być godziwie opłacana, kto jednak powinien to robić? Krytyka Polityczna najwyraźniej wychodzi z założenia, że „pracodawcami” publicystek są czytelniczki i czytelnicy. To oni powinni za „konsumowane” idee płacić – i jak się wydaje, to do nich redakcja kieruje swoją akcję strajkową. Takie podejście jest jednak całkowicie niezgodne z zasadą równego i powszechnego dostępu do idei. W ten sposób stają się one produktami, których konsumpcja zależna jest od zasobności naszego portfela. A przecież ci, którzy czytają lewicową publicystykę, często sami pracują za grosze na śmieciówkach i znalezienie nawet drobnej wolnej kwoty może być dla nich trudne”.

Lewicowa publicystka w swoim poście stwierdziła, że ''Krytyka polityczna” należy do uprzywilejowanych - „przez wiele lat otrzymywała granty, o jakich na przykład niezależna blogerka może tylko pomarzyć, zaś dzięki kontaktom w mediach głównego nurtu jej wiodący publicyści mogli publikować za godziwe stawki, a przy okazji docierać ze swoimi pomysłami do szerszej publiczności. Krytyka Polityczna od wielu lat ma silną markę, ale też łatkę lewicy kawiorowej. I zawdzięcza ją wcale nie temu, że za mało miejsca poświęca na kwestie ekonomiczne, ani też nie temu, że popadła w sidła hermetycznych „żiżkologii lakanistycznych.” Przyczyną jest to, że ma ona opinię środowiska zamkniętego, które pozyskanymi dzięki kontaktom profitami dzieli się jedynie z wybranymi, a owi wybrańcy dobierani są bardziej na zasadach towarzyskich układów niż merytorycznych zasług. […] Trudno się dziwić, że po takich doświadczeniach z dużym dystansem patrzę na obecną akcję. Idee w Krytyce Politycznej nie działają, a z mojego doświadczenia wynika, że w praktyce zawsze dosyć słabo działały. Jako osoba, która ma tak z tysiąc razy bardziej pod górkę niż oni, która była – także przez nich – wykluczana i dyskryminowana, a mimo to wciąż pisze, nie potrafię im współczuć”.

O kłopotach finansowych „Krytyki politycznej” pisałem już z satysfakcją parokrotnie. Wyższość wolnego rynku nad państwowym interwencjonizmem przejawia się między innymi w tym, że lewicowcy nie mają kasy na swoją propagandę. Na wolnym rynku mało który konsument czuje potrzebę zakupu treści w lewicowych mediach. Sytuacja prawicy jest lepsza, bo więcej konsumentów jest zainteresowanych kupowaniem treści w mediach prawicowych i od lat funkcjonują one na zasadach rynkowych (co sprawia, że lewica jak ma władze, musi je niszczyć metodami administracyjnymi). Dodatkowo lewicowcy przyzwyczajeni do korzystania z publicznych pieniędzy, żyjący w dobrobycie jako klasa uprzywilejowana, nie potrafią produkować swoich treści za darmo jak prawicowcy. Kiedy lewicy kończą się publiczne pieniądze, ta nie ma jak działać, a biedowanie be publicznej kasy to stan normalny dla większości mediów prawicowych (co jest przyczyną sukcesu prawicy w internecie i co zmusza koncerny współpracujące z lewicą do cenzury).

Jak informuje na portalu „Krytyka Polityczna” Julian Kutyła (redaktor naczelny papierowego pisma „Krytyka Polityczna”) w artykule „Gliński zadecydował. Zero dotacji na Krytykę Polityczną” PiS nie da kasy na lewicową propagandę.

Papierowa „Krytyka Polityczna” ostatnio ukazuje się rzadziej, bo „od trzech lat nie dostaje [...] praktycznie żadnych dotacji od Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Uznaniem ministerstwa od pewnego czasu nie cieszą się już ani nasze projekty działań kulturalnych, ani projekty książkowe, ani też wydawanie czasopisma. Dziwnym trafem zbiegło się to z wygraną w wyborach 2015 roku Zjednoczonej Prawicy i przejęciem Ministerstwa Kultury przez jej nominata”.

Problemy finansowe nie dotykają tylko papierowej „Krytyki Politycznej”, ale też i portalu o tej samej nazwie. W artykule „Zdziwicie się” Michał Sutowski i Agnieszka Wiśniewska zwrócili się do swoich lewicowych czytelników z dramatycznym apelem: „Z samych grantów Krytyki Politycznej nie rozwiniemy. Dlatego prosimy was o pomoc. Bez waszego wsparcia nie zrobimy nic więcej”.

Narzekając na brak kasy, lewicowi publicyści stwierdzili, że „z faktu, że latami wiele i wielu z nas pracowało dla idei po kosztach, nie wynika, że możemy cały czas domagać się heroicznego zaangażowania od naszych autorek i autorów. Po drugie, zmieniły się czasy, niestety na gorsze. Coraz mniej naszych starszych kolegów i koleżanek – ekspertek, komentatorów, analityków, ludzi znających się na tym, o czym piszą – ma etaty w swych macierzystych instytucjach. Dla naszych rówieśniczek i rówieśników oraz osób z młodszego pokolenia stałe i bezpieczne zatrudnienie to ewenement. Praca poniżej stawek rynkowych lub pro bono to dla nich po prostu mniej czasu, by zarabiać na życie”.

W swym artykule lewicowi publicyści deklarują, że chcą by ich artykuły, dalej były dostępne za darmo – zapewne realia są takie, że nie wielu dotychczasowych czytelników skłonnych było płacić za czytanie tekstów z Krytyki Politycznej.

Jak zdradzają publicyści Krytyki Politycznej „do tej pory wsparło nas finansowo niecałe kilkaset osób – doceniamy i dziękujemy – choć czyta nas co miesiąc 200 tysięcy! […] Dzięki wsparciu z zagranicznych fundacji udało nam się przetrwać trudny moment, w którym utraciliśmy dotacje ze środków publicznych. Te pieniądze są jednak uzależnione od waszej pomocy. Grantodawcy zachodni stosują prostą zasadę: dadzą nam złotówkę, jeśli sami zdobędziemy dwie”.

Z artykułu na lewicowym portalu widać więc, że dotychczas sytuacja wyglądała tak, że lewicowcy mieli kasę z kieszeni podatników, tłukli swoją propagandę, nie przejmując się tym, że Polacy ją olewają, a teraz źli kapitaliści z Ameryki i Unii chcą, by ich kasa była wydawana na propagandę, która wzbudzi zainteresowanie Polaków. Z punktu widzenia lewicowców w Polsce to straszne, że zachodni sponsorzy nie rozumieją, że celem pierwszoplanowym lewicy w Polsce jest kawior i banany dla lewicowców, a nie jakaś rewolucja. Polacy mogą się więc cieszyć, że lewicowcy nie są idealistami, tylko pragmatykami wolnymi od idealizmu Siłaczki czy Doktora Judyma.

Z artykułu lewicowych publicystów wynika, że tylko „jedna osoba na 13 tysięcy czytających stronę Krytyki Politycznej” wspiera tę tubę lewicowej propagandy

Kulisy finansowania Krytyki Politycznej w swoim artykule „Ile kosztuje KrytykaPolityczna.pl” opisał też Michał Borucki. Jak informuje lewicowy działacz „miesięczny budżet internetowego dziennika KrytykaPolityczna.pl wynosił ok. 60 tys. zł” […] 47,9% budżetu za rok 2018 stanowią etaty [pięciorga] redaktorów […] 32,5% budżetu w mijającym roku stanowiły koszty honorariów autorek i autorów zewnętrznych […] Średnia kwota, jaką płacimy za tekst, nie przekracza 300 złotych”. Zdaniem lewicowego działacza 300 zł to za mało i w nowym roku lewicowcy publicyści mają dostawać po 450 zł za tekst.

Borucki pisał, że „przez ostatnie lata [...] aż 70% kosztów pokrywaliśmy z grantu instytucjonalnego OSF, czyli, jak mówią na mieście, »z pieniędzy od Sorosa«. 14,5% pochodziło z mniejszych grantów (OSF GDP, Fundacja im. Friedricha Eberta, Fundacja im. Róży Luksemburg, Fundusz Obywatelski, ECF, Visionary Voices), 4,5% opłacone z darowizn, a 11% ze środków własnych Stowarzyszenia (czyli np. z zysków przekazywanych przez Wydawnictwo Krytyki Politycznej na działania statutowe)”. Lewicowy działacz w swoim artykule narzeka, że „do każdej złotówki od OSF musimy zdobyć 2 złote z innych źródeł”.

Jan Bodakowski