Tomasz Wandas, Fronda.pl: Niemcy będą mieli nowy rząd. SPD opowiedziała się za koalicją z Angelą Merkel. Co oznacza to dla Niemców, co dla Polski?

Ryszard Czarnecki, europoseł PiS: Dla Niemiec oznacza to, że na pewno będą mieli słabszy niż dotychczasowy rząd. Obie główne partie, CDU i SPD, uzyskały znacznie gorszy niż poprzednio wynik wyborczy, socjaldemokracja nawet najgorszy od II wojny światowej. Pozycja samej pani kanclerz Merkel jest słabsza. Widać, że nastąpiła erozja jej wpływów oraz wszystkich trzech partii koalicyjnych, także CSU. Przypuszczalnie będzie oznaczało to wzrost opozycji antyestablishmentowej - „Alternatywy dla Niemiec”. Ta partia, antyunijna i antymigracyjna zresztą, może być beneficjentem tego, iż elity znowu między sobą się porozumiały. Całe szczęście szefem MSZ nie będzie antypolski Martin Schulz. Ktokolwiek to będzie, z pewnością mniej emocjonalnie i niechętnie niż Schulz będzie podchodzić do Polski. Generalnie myślę jednak, że będzie to rząd kontynuacji. Z jednej strony będzie on próbował ustawić Polskę w kącie, a z drugiej będzie musiał podjąć z nami dialog ze względu na połączenia gospodarcze między naszymi państwami. Natomiast ważne jest to, co wydarzy się za rok w wyborach europejskich. Myślę, że oba filary rządu w Berlinie, czyli niemiecka chadecja i niemieccy socjaliści zapłacą wysoką cenę wyborczą za te koalicję i mocno zmniejszą strefę swoich wpływów w Parlamencie Europejskim. Fakt ten przełoży się oczywiście na siłę Europejskiej Partii Ludowej, jak i socjalistów.

Tak zwana "wielka koalicja" będzie rządzić po raz trzeci. Wybór kanclerz nastąpi 14 marca w Bundestagu. Czy wygrana Merkel jest przesadzona? Jeśli nie ona, to kto?

Problemem nie jest to czy Merkel obejmie stanowisko kanclerza, bo obejmie na pewno. Problemem jest to, czy przetrwa ona czwartą kadencję. Warto przypomnieć sytuację z jej politycznym ojcem chrzestnym, kanclerzem Helmutem Kohlem.

Dlaczego?

Helmut Kohl, rządził trzy pełne kadencje, podczas czwartej został zmuszony do rezygnacji. Skądinąd „ojcobójczynią” była jego wychowanka, minister w jego rządzie - Angela Merkel. Myślę, że Merkel zrobi wszystko, aby dotrwać do końca kadencji, nawet jeśli jej się to uda, to moim zdaniem na piątą nie ma już co liczyć. To, że już w tej chwili „namaściła” swoją następczynię w postaci premier Saary Annegret Kramp-Karrenbauer świadczy o tym, że chce przeciąć dyskusje i przejść do ofensywy.

Co spowodowało to że autorytet Merkel został nadszarpnięty? Czy wyłącznie jest to kwestia związana z polityką migracyjną? I dlaczego Pana zdaniem kanclerz Niemiec miałaby nie przetrwać do końca czwartej kadencji?

Merkel przewróciła się na skórce od banana importowanego z Afryki. Jest to oczywiście metafora, którą myślę, że każdy rozumie. Kanclerz Niemiec pogrążyli imigranci, których tak serdecznie witała, nie informując wcześniej nawet lidera siostrzanej CSU o tym, że podejmuje decyzje o otwarciu szlabanów. Swoją decyzją zaskoczyła niemieckie służby i MSW. Ewidentnie przełożyło się to na wynik wyborczy. Co prawda wygrała siłą rozpędu jednak wydaje mi się, że spora część Niemców przestała wierzyć w jej instynkt polityczny. Jeżeli sondaże będą spadać – a jest to prawdopodobne – to partia będzie musiała poświęcić Merkel na ołtarzu ratowania wizerunku i partyjnych sondaży. W kolejnych landach będą wybory i partia nie będzie mogła pozwolić sobie na porażki, zwłaszcza tam, gdzie wygrywa. Niewątpliwie będzie pani kanclerz zmuszana do rezygnacji, choć nie będzie to takie proste.

Czy był pan zaskoczony wynikiem wyborów we Włoszech? Jak Pan odebrał te wyniki? Dobrze dla Polski, że we Włoszech doszło do takiego wstrząsu?

Zero niespodzianki, typowałem zwycięstwo matematyczne Ruchu Pięciu Gwiazd. Jednocześnie uważałem, że z kolei w izbie niższej parlamentu włoskiego najwięcej „szabel” będzie miała koalicja Berlusconiego. Główną siłą koalicji w sensie arytmetycznym będzie Lega Salviniego, który jest bardzo eurosceptyczny. Natomiast doświadczenie, media, wpływy finansowe powodują, że praktycznie ojcem chrzestnym koalicji pozostanie Silvio Berlusconi. Stąd paradoksalnie partia, która otrzymała mniej głosów będzie mogła wystawić kandydata na premiera w postaci szefa Parlamentu Europejskiego, czyli Antonio Tajaniego. Warto dodać, że Antonio Tajani ku wściekłości lewicy w PE zgodził się kandydować. Nie wiadomo, kiedy powstanie ten rząd i czy w ogóle powstanie. Ruch Pięciu Gwiazd nie ma szans na samodzielne rządy, stąd ciekawe czy zdecyduje się na koalicję z centroprawicą. Jeżeli okaże się, że zyskuje w sondażach, to może okazać się, iż będzie chciał iść tą drogą. Natomiast niezależnie od tego, wątpię by rząd we Włoszech powstał „na dniach”.

Niemcy przez pół roku miały problem z powołaniem rządu, Włosi również mogą  mieć problemy. O czym to świadczy?

Świadczy to o pewnej erozji systemów politycznych Europy Zachodniej. Zwracam uwagę, że  we Włoszech wybory wygrała partia, która jest „na prawo” od PiSu: w Parlamencie Europejskim jest w jednej z dwóch frakcji eurosceptycznych. Natomiast najlepszy wynik w koalicji Berlusconiego zdobyła inna partia eurosceptyczna, która w PE jest w drugiej frakcji eurosceptycznej.

Co to oznacza?

Oznacza, to że de facto o największym sukcesie wyborczym we Włoszech mogą mówić dwie eurosceptyczne partie, w których ta pierwsza chce wyjścia Włoch ze strefy euro. Jest to spektakularny przykład pokazania żółtej kartki Unii Europejskiej,ale tez i włoskiej lewicy, która do tej pory rządziła.

„Co za burdel”- tak podsumował wyniki wyborów we Włoszech dziennik „Il Tempo’. „Wszyscy spodziewali się, że będzie źle. Nikt nie spodziewał się, że będzie tak źle. Włochy czekają teraz lata politycznej niestabilności” – dodaje. Czy faktycznie zapowiada się tak ,jak pisze ten włoski dziennik?

Osobiście podchodzę z dystansem do takich opinii, gdyż przypominają mi się opinie Gazety Wyborczej o polskim rządzie. Nie będę zatem patrzył na to co się dzieje we Włoszech oczami Il Tempo. Natomiast mogę powiedzieć, że w Parlamencie Europejskim mam bardzo dobre relacje z Ruchem Pięciu Gwiazd oraz przedstawicielami Ligi Północnej – będą niedługo miał z nimi spotkanie (już jesteśmy umówieni), bo chcemy się dowiedzieć co stało się we Włoszech. Nie ukrywam, że obie te formacje popierały mnie w Parlamencie Europejskim w wyborach na. wiceprzewodniczącego i to dwukrotnie, były przeciwne mojemu odwołaniu z funkcji wiceszefa PE.

Nie da się nie zauważyć – jak Pan wspomina – że zwycięskie we Włoszech partie są bardzo nieufne wobec Unii Europejskiej. Co może to oznaczać dla wspólnoty europejskiej? Czy Unia Europejska będzie zmierzać „w prawo” szybciej niż myślimy?

Silvio Berlusconi został odwołany z funkcji premiera, którą pełnił po raz trzeci. Do tego odwołania doszło pod silnym wpływem Unii, a w gruncie rzeczy Niemiec. W podobnych okolicznościach odwołano lewicowego premiera Grecji Papandreu. Unia i Niemcy zamachnęły się wówczas na te rządy, które starały się prowadzić samodzielną politykę - obojętnie czy były to rządy prawicowe Berlusconiego we Włoszech czy lewicowe Papandreu w Helladzie. Berlusconi będzie patrzył co najmniej z dużym dystansem na Brukselę, zresztą jest na tyle rozsądny, że widzi, iż Włochy poszły w kierunku eurosceptycyzmu i na pewno będzie ten fakt respektować. Z pewnością będzie chciał pokazać się Włochom jako ten, który patrzy Brukseli na ręce i twardo z nią negocjuje. Patrząc na to co się dzieje i w innych państwach Wspólnoty można spodziewać się, iż wiosna przyszłego roku – mówię to po raz pierwszy publicznie – może okazać się nową Wiosną Ludów. Pod koniec maja odbędą się wybory do Parlamentu Europejskiego i może okazać się, że czeka nas polityczne trzęsienie ziemi. Tego dnia PE może mocno skręcić w kierunku wartości prawicowych i tradycyjnych.

Dziękuję za rozmowę.