Są granice wolności słowa i zachowania, które przystoi i nie przystoi czy to senatorowi czy posłowi. Wydawałoby się, że – patrząc na wiek senatora – gwiazdorzenie już dawno za nim. No ale – niekoniecznie, jak się okazuje.

Oto niezrzeszony senator Wadim Tyszkiewicz postanowił zabłysnąć w mediach i nie uznać wyboru prezydenta Andrzeja Dudy na drugą kadencję, a na znak protestu ogłosił, że nie weźmie on udziału w Zgromadzeniu Narodowych i zaprzysiężeniu prezydenta.

Senator napisał:

- Podjąłem decyzję, nie wezmę udziału w Zgromadzeniu Narodowym, na którym Andrzej Duda obejmie urząd prezydenta na drugą kadencję. Długo się wahałem, ale sumienie mi na to nie pozwala. To jest moja klauzula sumienia

Następnie jednak nieco zmienił zdanie i stwierdził:

- Chcę jasno powiedzieć, że nie zamierzam bojkotować zaprzysiężenia prezydenta. Będę wtedy w Sejmie, ale wiem, że nie wszyscy zmieszczą się na sali posiedzeń. Dlatego bardzo chętnie ustąpię miejsca osobie, która szczerze popiera Andrzeja Dudę. Nie oszukujmy się, to nie jest prezydent wszystkich Polaków

Jak następnie opisuje senator, po jego wpisie o bojkocie zaprzysiężenia prezydenta, wylała się na niego fala hejtu i niektórzy kazali mu nawet wy..lać z Polski.

W sumie to dobrze, że senator słucha głosu ludu i się opamiętał przynajmniej w kolejnej wypowiedzi, ale od senatora – z uwagi i na wiek i na doświadczenie – oczekiwalibyśmy zdecydowanie więcej niż na przykład od niektórych posłów tzw. opozycji totalnej.

 

mp/wirtualna polska/fronda.pl