Franciszek urodził się 14 sierpnia 1607 roku w hiszpańskim mieście Baquerin de Campos. W wieku 17 lat został dominikaninem. Wstąpił do zakonu w miejscowości Valladolid. W lutym 1632 r. wysłano go do Manilii na Filipinach, gdzie otrzymał święcenia kapłańskie. W tym mieście został przez następnych 9 lat. Miejscowy klimat, choroby i orientalny gwar prawdopodobnie przygotowywały go do jeszcze bardziej wymagającej misji.

W tym czasie w Hiszpanii zrodziło się pragnienie szerzenia wiary, zainicjowane przez św. Ludwika Bertranda, Filipa de las Casas i św. Franciszka Ksawerego. Wielkim echem odbiły się wieści o męczeństwie bł. Alfonsa Navarette w Japonii. Być może w takiej atmosferze, chcąc się wzorować na współczesnych świętych, w 1642 roku - na własną prośbę - Franciszek Capillas został wysłany na misję w Chinach wraz z Franciszkiem Diazem. Prześladowania tak zdziesiątkowały miejscowych kapłanów, że jedynym księdzem, który ich tam przywitał, był Jan Garcia. Franciszek Capillas od razu rozpoczął posługę i w latach 1644-1646 udało mu się rozwinąć misję i ustanowić świeckich dominikanów w Chinach. Jeden ze świadków jego działalności tak wspominał tamte dni: "Kiedy o. Capillas był w drodze, było w nim tak gorące pragnienie pomagania duszom, że wspinaczka po stromych górach była mu niby przechadzka po poziomej drodze".

13 listopada 1647 r. w czasie inwazji Tatarów został posłany z sakramentami do umierającego chrześcijanina. W drodze schwytali go żołnierze i uznali za szpiega, a następnie aresztowali. Do aresztu prowadzono go za linę uwiązaną wokół jego szyi. Osadzono go w więzieniu o najgorszej reputacji. Był wielokrotnie torturowany w czasie przesłuchań. W zamian za wyrzeczenie się wiary obiecywano mu wolność. On jednak pozostał wierny i nawet w więzieniu głosił współtowarzyszom Ewangelię. Przebywał tam 2 miesiące.

Zmarł 15 stycznia 1648 roku w chińskim mieście Fu'an. Wykonano na nim egzekucję poprzez ścięcie. Papież Benedykt XIV ogłosił go protomęczennikiem chińskim - pierwszym świętym, który wylał krew za Chiny - 16 września 1748 roku. Został beatyfikowany 2 maja 1909 roku przez św. Piusa X. Natomiast kanonizował go św. Jan Paweł II w dniu 1 października 2000 roku wraz z grupą 120 męczenników chińskich.

*****

 

Z listu św. Franciszka Fernandeza de Capillas, prezbitera i męczennika

Niech Jezus będzie z Wami, bracie. Wiem dobrze, że doznacie nie smutku, a raczej świętej zazdrości, widząc mnie tu, ponieważ będziecie pewni, że to Bóg, nasz Pan, przywiódł mnie tutaj i dlatego też nie wystarczą ludzkie wysiłki, aby mnie stąd uwolnić, aż nadejdzie godzina, w której to nasz Pan Jezus Chrystus postanowił mnie uwolnić.

 

Mandaryn rozkazał, aby wrzucono mnie do lochu ze stopami zakutymi w dyby, skąd teraz piszę ten list na kawałku papieru, który znalazłem, mimo że brakuje tutaj wszystkiego. Słychać tylko nieustannie płacze biednych więźniów, umierających z głodu i zimna. Nie ma jednak nikogo, kto by się tym przejął. W najlepszym razie dają im wywar, w którym gotuje się ryż, a i ja dzielę się z nimi tym, co dostaję, służąc im również w tym, o co mnie proszą. Z tego powodu uważam się za bardzo szczęśliwego.

 

Już wiedzą w mieście, czym jest nasze święte prawo. Wielokrotnie głoszono je zarówno publicznie, jak i potajemnie. Pewnego dnia wystarczająco objawiła się prawda o naszym świętym prawie, gdy wszyscy ujrzeli mnie cierpiącego za nie z niewzruszoną odwagą, odpowiadającego przez tłumacza na wszystko, co nam się zarzuca. Tych przychylnych usatysfakcjonowało, że nasze święte prawo nie zawiera nieprawości, natomiast nieprzychylnym nie wystarczają ani argumenty, ani autorytet uczonych.

 

Sprawcie, aby modlili się za mnie wszyscy, by Bóg, nasz Pan, dał mi odwagę, jeśli przypadkiem powtórnie będzie mi dane cierpieć dla Niego większe tortury od tych już wycierpianych, a w końcu wysławić Go przez śmierć. Na wszystko bowiem jestem gotowy ze względu na wolę naszego Pana. Już wiem, co znaczy cierpieć, i przekonałem się pewnego dnia, że prawdziwe są słowa Chrystusa Pana: "Nie bójcie się tych, którzy zabijają ciało, lecz duszy zabić nie mogą. Bójcie się raczej Tego, który duszę i ciało może zatracić w piekle", gdyż podczas tortur doświadczyłem innej odwagi, różnej od naturalnej, przez co nie zważałem już na ciało. Patrzyłem na nie, jakby nie było moje, nic nie robiąc sobie z tego, że je torturowali tak, jak tyran chciał - aż do pozbawienia życia. Wszyscy doskonale zauważyli, że nie ceniłem życia, a dla wypróbowania mnie mandaryn powiedział jeszcze, że chce mnie zabić. Odpowiedziałem, że niech robi jak chce, że nie czyni mi różnicy umrzeć teraz czy kiedy indziej.

 

Uważajcie, aby nie oszukali Was ci bracia, którzy chcą wyłudzić pieniądze, by dać je mandarynowi dla mojego ocalenia. Nie zesłał nam Pan pieniędzy, aby je dawać tyranowi, nigdzie też nie wyczytałem, żeby w dawnych czasach, kiedy trwały prześladowania, wyzwalano kapłanów od śmierci za pomocą pieniędzy. Ci raczej zawczasu dawali, co mieli, biednym, by nie wpadło to w ręce tyrana. Kapłani zwykle uciekali się do swego Boga, aby ich uwolnił, a Pan, kiedy była taka potrzeba, uwalniał ich, jak uwolnił Piotra i innych. Dostrzegłem wyraźnie, że Pan mnie tutaj osadził i tak samo mnie stąd uwolni, jeśli będzie to z pożytkiem dla chrześcijan, a jeśli nie, zabierze mnie ze sobą i skończą się moje objawienia.


mp/brewiarz.pl