Komisja Europejska, wspierana przez prezydenta Francji Emmanuela Macrona, ma plan stworzenia budżetu strefy euro i powołania jej osobnego parlamentu oraz ministra finansów. Będzie to swoista Unia w Unii, w której skład wejdą najsilniejsze państwa Wspólnoty. W ocenie Andrzeja Talagi to poważne zagrożenie dla Warszawy. Powód jest prosty.

"Uwzględniając Brexit, bez ewentualnego przyjmowania nowych członków, strefa euro obejmie 70 proc. państw UE i 76 proc. jej populacji. Biorąc pod uwagę lizboński system głosowania, czyli podejmowanie decyzji większością minimum 55 proc. państw reprezentujących 65 proc. ludności, członkowie UE spoza eurozony staną się marginesem niezdolnym do blokowania decyzji Rady Europejskiej" - pisze Talaga.

Dla nas korzystne byłoby co innego - to raczej "Europa narodów", mogąca zaistnieć dzięki zwiększeniu roli Rady Europejskiej kosztem Komisji Europejskiej i Parlamentu Europejskiego. Niestety, pisze Talaga, Polska nie ma silnych sojuszników, którzy mogliby pomóc w realizacji naszej wizji. Zwolennikami reform proponowanych przez Komisję są zwłaszcza Francja, Włochy i Hiszpania.

Teraz decydujące będzie stanowisko Niemiec. Wszystko może zależeć od kondycji ekonomicznej wspomnianych trzech państw. Dziś są pogrążone w kryzysie, ale jeśli za kilka lat ich parametry makroekonomiczne osiągną akceptowalny poziom, to, pisze Talaga, Berlin może się zgodzić i powołać "Unię w Unii".

Wtedy, uważa publicysta, Polska miałaby tylko jedno rozsądne wyjście - przyjęcie euro. "Nie możemy sobie pod żadnym pozorem pozwolić na egzystowanie na marginesie Wspólnoty. Mamy zbyt ryzykowne położenie geopolityczne na takie eksperymenty" - kończy.

mod/rzeczpospolita.pl