Paweł Lisicki po raz kolejny dołączył do chóru sądzących następcę św. Piotra. Franciszkowi, pewnie by się podobało. Papież powiedział ostatnio, że krytyka mu się przydaje. Więc pewnie mitra mu z tego powodu z głowy nie spadnie… 

Smutne jest jednak, jak prawicowe media „jadą” bez namysłu po papieżu. Wszystko po linii modlitwy faryzeusza: „dobrze, że nie jesteśmy tacy jak ten papież”. Widząc drzazgę w cudzym oku, nie widząc belki we swoim. 

Lisicki nie widzi nic pozytywnego w pontyfikacie Franciszka. Oznacza to, że być może chrześcijaństwo prezentowane przez obecnego papieża jest dla niego zbyt radykalne. Albo, że traktuje papieża jak urzędnika, który ma załatwiać pewne sprawy. Albo jeszcze gorzej: jak polityka, który powinien wypowiadać się jedynie po linii prezentowanej przez jego redakcję. 

Smutne jest patrzeć na transformację autora z cenionego katolickiego pisarza (do dziś mam na półce jego doskonały esej „Na granicy odejścia” o Bonhoefferze, opublikowany w miesięczniku „Znak” w 1992 r.) w człowieka światowego. 

Czy tak będziemy witać Franciszka podczas jego pielgrzymki do Polski? Kompromitujące jest dla publicysty, że taki tekst ukazuje się w przededniu Paschy. W teatrze zdarzeń Wielkiego Tygodnia Paweł Lisicki ustawił się zdecydowanie w szeregu Wysokiej Rady. 

Tomasz Teluk