„Pracujesz czy siedzisz w domu?” – powiem szczerze, że to pytanie powoduje, że coś się we mnie zaczyna gotować. Bo przy piątce dzieci siedzenie to ostania rzecz, na jaką sobie mogę pozwolić. Regularnie to pytanie słyszę. Osoba je stawiająca oczekuje zazwyczaj tłumaczeń, wyjaśnień. A ja naprawdę nie muszę zwierzać się obcym ludziom z naszych rodzinnych wyborów. Nie muszę opowiadać, dlaczego 12 lat temu zrezygnowałam z etatu w ogólnopolskiej rozgłośni radiowej.  Zrezygnowałam z przecudownej pracy, by oddać się innemu pasjonującemu zajęciu – wychowywaniu dzieci. W końcu takie moje prawo. Mam wybór, więc wybrałam. I nie życzę sobie, by mnie, czy inne matki nazywać darmozjadami, leniami czy utrzymankami. A z takimi określeniami matek niepracujących zawodowo regularnie się spotykam.

Więcej, zarzuca się też niepracującym zawodowo kobietom, że wykorzystują biednego mężczyznę, który jak wół musi harować, podczas gdy żona w tym czasie oddaje się zabiegom fryzjersko-kosmetycznym albo ogląda niezbyt mądre seriale (bo przecież matki mają tyle czasu, że same nie wiedzą, co z nim zrobić). I nie chodzi teraz o to, żeby opowiadać o swoich lekturach, pasjach czy zaangażowaniu. Chodzi o to, by wreszcie powiedzieć „dość” tym wszystkim, którzy z taką łatwością oceniają wybory matek.

Dyskusja na temat kobiecych wyborów wróciła ze zdwojoną siłą wraz ze spotem Fundacji Mamy i Taty na temat macierzyństwa. Swoje zdanie na temat kampanii wyraziła wówczas minister Małgorzata Fuszara. Instytut Ordo Iuris postanowił spytać pełnomocniczką rządu ds. równego traktowania, jakie działania podejmuje, by matki nie czuły się dyskryminowane w społeczeństwie. Co się okazuje? Liczba podjętych działań w tym zakresie wynosi ZERO. Zero zaangażowania, by zmienić postrzeganie macierzyństwa. Zero zaangażowania, by powalczyć o zmianę mentalności pracodawców. Zero zaangażowania, by dowartościować macierzyński trud. Zamiast tego minister Fuszara serwuje genderowy bełkot jakoby niedowartościowanie pracy domowej kobiet oraz nadawanie jej niższej wartości niż pracy zawodowej spowodowane było „negatywnymi wzorcami kulturowymi””. Ciekawe, prawda? A takim negatywnym wzorcem jest choćby przekonanie, że „opieka matki nad nowo narodzonym dzieckiem jest naturalnym elementem jej funkcjonowania w społeczeństwie”.

I choć możemy dorabiać do tego rozmaite ideologie, nie da się ukryć, że to kobieta jest tak stworzona, że tylko ona może najpierw nosić pod sercem swoje dziecko, potem je urodzić i wykarmić. To kobieta ukierunkowana jest na relacje i posiada silny instynkt opiekuńczy. Dlaczego w imię ideologii nie pozwolić jej się realizować w macierzyństwie? Dlaczego krytykować taki wybór?

Dowartościowanie macierzyństwa nie jest w żaden sposób równoznaczne z zamknięciem kobiety w domu i zmuszaniem jej do rodzenia kolejnych dzieci. To jakiś absurd, który próbuje się włożyć w usta tym, którzy pokazują, że praca matki jest ważna i potrzebna, a „siedzenie w domu” to tak naprawdę stan umysłu, a dzieci bynajmniej nie uwsteczniają, tylko mobilizują do pracy i kreatywności. Przecież dzieci rosną, idą do przedszkola, szkoły i wówczas można ten czas sensownie zagospodarować. Tyle że jeszcze sporo musi się zmienić, by pracodawcy docenili elastyczne godziny pracy, pracę zawodową w domu (da się), telepracę. Z badań przeprowadzonych przez organizację Mouvement Mondial des Mères-Europe wynika, że zaledwie 11% matek w Europie chce być zatrudniona w pełnym wymiarze czasu pracy. Znacznie więcej kobiet chciałoby całkowicie poświęcić się opiece nad dzieckiem i pracy w domu (26%). Najwięcej kobiet (63%) chce mieć możliwość elastycznego kształtowania czasu pracy, by móc dostosować go do obowiązków rodzinnych wynikających z konieczności opieki nad dziećmi. To nie są jakieś niemożliwe do zrealizowania postulaty, często w grę wchodzi tak naprawdę dobra wola pracodawcy. A tej niestety brakuje.

Skoro moje podatki idą także na urząd ds. równego traktowania, to jako matka chcę być równo traktowana. Nie jako osoba gorsza, mniej ambitna, czy leniwa. Dlatego przyłączam się do apelu Instytutu Ordo Iuris, by w końcu matki chronione były przed dyskryminacją. A jak trzeba będzie, idźmy pod urząd i pokażmy, jaka w nas tkwi moc. I walczmy wspólnie o własne wybory. Bo mamy do nich prawo. A co więcej prawo do nich maja nasze dzieci i mężowie. I proszę te wybory szanować.

Małgorzata Terlikowska