Choć to brzmi jak horror, jest to niestety rzeczywistość. Rzeczywistość reklamowana zresztą  przez największy polski opiniotwórczy dziennik. „Gazeta Wyborcza” poinformowała właśnie swoich czytelników o najnowszym projekcie Holendra Marka Sturkenbooma. Ot, taka ciekawostka. Żadnego komentarza, żadnej refleksji. Widocznie dziennikarze z Czerskiej chcą być w światowej awangardzie. W końcu nikt do tej pory prochów zmarłych nie używał do erotycznych uniesień. Jest więc przełom. Tyle że z podszeptu szatana. A „artysta” to najzwyklejszy satanista, który to co święte, depcze i niszczy. Dla pieniędzy.

W stworzonym przez artystę białym pudełku znajduje się dildo z wsadzonymi do niego 21 gramami prochów zmarłego oraz wzmacniacz, do którego można podłączyć iPhone'a z wgranymi piosenkami. Do całości dołączony jest złoty kluczyk w formie naszyjnika.

Po co ta cała maskarada? Jak przekonuje ów „artysta”, brak intymnych chwil z ukochaną osobą po jej śmierci to powód do dodatkowego smutku i bólu. Teraz już przynajmniej w tej sferze będzie można się pocieszyć. I to dosłownie. Czują Państwo niesmak? Może obrzydzenie? A może bunt? Uczucia i emocje takie są całkiem zrozumiałe, bo coś, co do tej pory było dla ludzi ważne, godne szacunku dziś jest nic nieznaczącą kupką piachu, z którą można zrobić wszystko, co tylko chora wyobraźnia nam podpowie.

Pomysły tego typu świadczą tylko o jednym – koniec świata coraz bliżej. Miarą cywilizacji jest nie tylko stosunek do narodzonych, ale także stosunek do zmarłych. Oni powinni być godnie pochowani, a ich szczątkom czy prochom należny jest szacunek. Szacunek ten wypływa z godności, jako niezbywalnego prawa każdego człowieka, które obowiązuje wobec jego zwłok, także po śmierci.

Trudno mówić o szacunku dla prochów zmarłego, kiedy używa ich się w iście szatańskim celu. Bo jak inaczej określić to, co zaproponował „artysta” z Holandii. To najzwyklejsze bezczeszczenie prochów i forma dość obleśnej nekrofilii. Żaden, nawet największy ból czy smutek, nie jest usprawiedliwieniem dla takich profanacji. Ciekawe, czy Holendrzy, którzy nie będą sobie życzyli, by po śmierci ich prochami napełniać przyrządy do masturbacji, którzy nie będą chcieli być ofiarami nekrofilii będą składali oficjalny sprzeciw w specjalnych rejestrach, tak jak to ma miejsce w przypadku pobrania organów do transplantacji? A co będzie następnym krokiem? Może jakiś holenderski artysta zabalsamuje czyjeś zwłoki, żeby jego partner/partnerka mógł sobie nekrofilsko poużywać. W końcu i tego wykluczyć się nie da.

Upadek Holendrów nie dziwi. To wszak ten kraj wiedzie prym jeśli chodzi o aborcje i eutanazje. Skoro więc nie ma tam szacunku dla żywych, w imię czego należy szanować zmarłych. W kraju bez Boga śmierć to nie początek a koniec wszystkiego. A skoro koniec, to 21 gramami można napełnić nimi erotyczne przedmioty. Wszak zabawa ma dalej trwać. Oto dance macabre w praktyce.

Małgorzata Terlikowska