- "Wprost" popełnił błąd, publikując "środkowy" tekst o ciemnej twarzy Kamila Durczoka, pokazując rzeczy znalezione w mieszkaniu, w którym miesiąc wcześniej dziennikarz miał przebywać. Gdyby nie ten tekst, to byśmy dzisiaj zupełnie inaczej rozmawiali. Ta historia jest jednak dość jednoznaczna. Można się spierać, czy granice zostały przekroczone bardzo, czy tylko trochę. Natomiast nie ulega wątpliwości, że szczególnie szef tych granic przekraczać nie może. I szczególnie wobec researcherki, czyli kogoś, kto jest bardzo mocno od niego zależny. Nie mam wątpliwości, że jeśli ta historia jest prawdziwa, to w takim wypadku rzeczywiście trudno jest sobie wyobrazić inną decyzję niż rozstanie się z Kamilem Durczokiem – komentuje Tomasz Terlikowski w rozmowie z „Super Expressem”.
Według szefa Telewizji Republika, sprawa z udziałem Durczoka zmieni będzie miała negatywny wpływ na media.

- Z bardzo prostego powodu. Wszyscy, którzy mieli do tej pory poczucie, że system jest szczelny i ich chroni, czegokolwiek by nie zrobili, teraz już wiedzą, że system może się rozszczelnić. Z różnych powodów może się nagle okazać, że to, co było niewyobrażalne - gigantyczna gwiazda spada na dno - to się może zdarzyć. I teraz będzie chodziło o to, żeby już nigdy więcej nie dopuścić do rozszczelnienia. Czyli ręka rękę - dziennikarza, polityka, właściciela - będzie myła jeszcze bardziej - mówi.

Na pytanie Sławomira Jastrzębowskiego, czy sam, jako kierownik stacji telewizyjnej, dopuszczałby się mobbingu, Terlikowski odpowiada: - Pracujemy w mediach i jak pan wie, bywa tak, że są emocje, bo jest deadline, bo coś się właśnie zepsuło i nie działa. (…) Staram się, żeby puszczały możliwie rzadko, ale generalnie jestem cholerykiem. Jednak staram się panować nad sobą i mam taką metodę, która zazwyczaj się sprawdza - zwykle chwytam wtedy za różaniec – mówi dziennikarz i publicysta.

- Gdy jestem bardzo zdenerwowany, to odmawiam dwie dziesiątki – dodaje.

All/Super Express