Podpisanie Konwencji oznacza bowiem w istocie odrzucenie przez prezydenta nauczania Kościoła. I nie chodzi tylko o stanowisko polskich biskupów, ale także papieża Franciszka, który niezwykle ostro w kolejnych homiliach i wypowiedziach wypowiada się na temat ideologii gender. Komorowski jednak, choć nieustannie zapewnia, że jest katolikiem uznał, że na sprawach wiary zna się lepiej niż pasterze Kościoła.

Ale nie to jest największa „polityczna zbrodnia” prezydenta. Otóż dla czysto utylitarnych powodów zapowiada on podpisanie dokumentu, który będzie można wykorzystać nie tylko do budowania struktur feministycznej policji obyczajowej, ale przede wszystkim do niszczenia religii, tradycji i normalnej rodziny. Bronisław Komorowski będzie więc ponosił osobistą odpowiedzialność za to, że w szkołach czy przedszkolach będzie się przebierało chłopców za dziewczynki czy nauczało dzieci o tym, że homoseksualizm jest fantastyczną formą realizacji własnej płciowości. On także będzie ponosił odpowiedzialność, gdy w oparciu o nieostre zapisy Konwencji zacznie się skazywać duchownych czy świeckich katolików. A że tak, wcześniej czy później będzie, to już widać na przykładzie państw, w których podobne zapisy przyjęto.

Z decyzji (gdy ona już zapadnie) prezydenta Komorowskiego trzeba będzie także wyciągnąć ostateczne wnioski. I nie chodzi tylko o to, że katolik nie może na niego zagłosować (bo oznacza to wspieranie człowieka, który opowiada się za antykatolickimi i antyreligijnymi zapisami), ale przede wszystkim to, że Kościół hierarchiczny nie może już dłużej sprawiać wrażenia, że prezydent i jego żona są jego wiernymi. Czas nawiedzeń Pałacu Prezydenckiego przez obrazy, odprawiania dla prezydenta specjalnych mszy świętych powinien dobiec końca. Bronisław Komorowski swoimi decyzjami pokazuje, że nie chce mieć z Kościołem nic wspólnego; Kościół nie powinien więc mu się narzucać. A jeśli pan prezydent będzie chciał rzeczywiście powrócić do jedności z Kościołem, to konieczna do tego będzie publiczna pokuta. Nie może być bowiem tak, że ktoś, kto przyczynia się do przyjęcia antykatolickiego i antyreligijnego prawa kilka dni później przystępuje w pierwszym rzędzie do Komunii świętej. Taka sytuacja jest zwyczajnym zgorszeniem dla wiernych, i co więcej sieje zamęt w ludzkich umysłach, sugerując, że bycie katolikiem do niczego konkretnego nie zobowiązuje.

Tomasz P. Terlikowski