Dekompozycja elit katolickich to nie tylko kryzys inteligencji katolickiej rozumianej jako pewna wpływowa i historyczna formacja środowiskowa, to również wspomniane Pokolenie JP2, za które można w pewnej mierze uznawać ludzi ukształtowanych w latach dziewięćdziesiątych i pierwszej dekadzie XX w. np. przez Instytut Tertio Millennio, o tyle, o ile ulegają myśleniu według wzoru chadeckiego, czyli wykazują intelektualny konformizm wobec liberalnej demokracji, a także dużych centrali partyjnych i ich antymoralności. Otwartym pozostaje pytanie, czy to silnie etyczne nastawienie nauczania świętego papieża okazało się wystarczającą odtrutką na wirusa zaangażowania w politykę w stylu chadeckim i wejście Pokolenia JP2 w struktury postchrześcijańskich partii. Wielu zatrzymało się u granic uprawiania polityki na polu np. działalność eksperckiej, co mogło wynikać z cech osobistych, z braku stricte politycznej formacji katolickiej w tych środowiskach, ale także z poczucia bezradności wobec immunologii systemu powstałego w Polsce po Okrągłym Stole. System ten z zasady odcina wszystkich nie godzących się na sformatowanie według jego reguł. To właśnie centrale partyjne okazują się jednymi z głównych zarządców emocji społecznych w Polsce, a szczególnie emocji katolików, często zagubionych w wobec rzeczywistości polityki, nieświadomych własnej tradycji. Religijność w polskiej polityce jest walutą, która ma znaczenie, przede wszystkim gdy obsługuje polityczne cele poszczególnych partii. W ten sposób jest korumpowany i niszczony polski fundament.

W szerszej metaforze sytuację tę ujął Paweł Milcarek w pierwszych akapitach eseju Kościół, prawica, demony, napisanym jako zasadnicza odpowiedź na narracje, jakie pojawiły się w polskiej publicystyce po tragedii samolotu prezydenckiego pod Smoleńskiem 10 kwietnia 2010 r.:

Chodzi tu jednak nie tylko o zwykłą dewaluację pojęć i gestów używanych na forum publicznym – a w związku z tym o ubolewanie nad tym „upadkiem obyczajów” – lecz o spostrzeżenie dalszego dziwnego zjawiska: im bardziej puste są pieniądze polskiego życia publicznego, tym bardziej to one same stają się przedmiotem zainteresowania – a nie rzeczy, dla których nabycia ta „waluta” jest potrzebna.

O co tu może chodzić? Katolickość w narracjach partii politycznych w Polsce jest przede wszystkim zręcznym poruszaniem specyficznych strun duszy polskiej, mających na celu pobudzenie i uwznioślenie emocji obudowujących zupełnie partykularne interesy i ich relatywizm, na przykład: chęć zdobycia władzy, zemstę, frukty i granty, materialne a także duchowe, w znaczeniu choćby redystrybucji uznania, jakie daje unijna centrala z Brukseli. Dobrze to było widać, gdy pojęcia z tradycji chrześcijańskiej, mające swoje określone znaczenie, przesuwano semantycznie, by podporządkować je politycznej strategii. W taki sposób ofiary katastrofy smoleńskiej stały się męczennikami, a prezydent Bronisław Komorowski był za życiem, popierając prawne uznanie legalności procedury in vitro. Na religijnej nucie mocno rozgrywano integrację Polski ze Wspólnotą Europejską. Kościół, niestety, nie zawsze przeciwstawiał się tym procesom anglikanizacji np. „beatyfikacji” subito wszystkich ofiar katastrofy – psującej i państwo, i prawdziwą religię – niezależnie od ich życiowego zaangażowania. Kościelna polityka apolityczności, kolonizując coraz dalsze obszary życia, przyczyniała się do obojętności ludzi wobec zasad, a tym samym do rozkładu integralności przekazu w samym Kościele, czyniąc z niego jedynie element legitymizacji kapryśnej woli politycznej tego czy innego ugrupowania. Zamiast propozycji przemiany – uległość. Przykład tego mieliśmy w roku 2011, gdy tygodnik „Niedziela” zakończył współpracę z Pawłem Milcarkiem będącym wtedy stałym felietonistą pisma. Redaktor naczelny „Christianitas” skrytykował wówczas władze PiS, które dopuściły do wysokiej absencji posłów swojej partii podczas głosowania nad społecznym projektem ustawy poprawiającej ochronę życia nienarodzonych. Z tego też powodu projekt upadł, mimo dość niespodziewanego poparcia projektu przez część posłów Platformy Obywatelskiej. Publicysta zaważył brak zaangażowania tych, którzy w swoich deklaracjach zawsze stawiają się w roli bastionu cywilizacji chrześcijańskiej w Polsce. Pisał wtedy:

To, co stało się niedawno ze społecznym projektem ustawy o pełnej ochronie życia dzieci nienarodzonych, to kliniczny przypadek naszej katolickiej bezsilności. A raczej zgody na to, aby w polityce nasze postulaty cywilizacyjne ograniczały się do manifestacji dobrej woli niektórych polityków.

Te mechanizmy działania central politycznych oraz Kościoła obecne były (i wcześniej, i później) jako stała dysfunkcja współczesnej polskości. W roku 2005 PiS opublikował deklarację programową Katolicka Polska w chrześcijańskiej Europie, w której można było przeczytać:

Jednym z najpoważniejszych wyzwań dzisiejszych czasów jest powszechne przyzwolenie w wielu krajach na dzieciobójstwo prenatalne (aborcję). Prawo i Sprawiedliwość zajmuje w tej sprawie jednoznaczne stanowisko. Bronimy ustawodawstwa polskiego chroniącego życie ludzkie od chwili poczęcia aż do naturalnej śmierci.

Jednak już dwa lata później, dzięki zaordynowanej z centrali partyjnej obstrukcji, udało się powstrzymać nowelizację konstytucji mającą na celu umocnienie ochrony życia. Te działania PiS doprowadziły do rozbicia obozu prawicy. Waluta zobowiązań, lojalności i katolickiej agendy okazała się pozbawiona wartości. W roku 2013 te same osoby, które były zaangażowane w obstrukcję projektu zmiany konstytucji – jak choćby poseł Jadwiga Wiśniewska – współorganizowały Kongres katolików „Stop ateizacji”. Udział w tym wydarzeniu zorganizowanym na Jasnej Górze wziął ordynariusz częstochowski abp Wacław Depo, ks. Ireneusz Skubiś, redaktor naczelny tygodnika „Niedziela”, który to periodyk objął wydarzenie patronatem. To świetny przykład wirtualnego posługiwania się wartościami, które nie pociągają za sobą realnego zaciągania zobowiązań. Od roku 2015, a zatem i w roku 2016, czyli w 1050 rocznicę chrztu Mieszka, propozycje ochrony życia, które wydają się oczywistością z perspektywy wcześniejszych deklaracji, w praktyce okazały się dla PiS problemem, ponieważ realnie nie mieszczą się w lewicującej narodowo-modernizacyjnej koncepcji tej partii. Mówiło nam o tym także jedynie wspominkowe, jeśli chodzi o znaczenie chrześcijaństwa w Polsce, przemówienie prezydenta Andrzeja Dudy wygłoszone podczas Zgromadzenia Narodowego 14 kwietnia 2016 r., jak i logika sprawowania władzy przez obóz PiS, którą oglądamy od roku 2015. Trzeba to wszystko powiedzieć, nie umniejszając niewątpliwej chęci – często pozytywnie skutecznej – rządu Beaty Szydło do przełamania liberalnej logiki uległości wobec ideologii „autopilota”, np. w obszarze polityki społecznej.

Jedną z konsekwencji rzeczywistego porzucenia katolickości jako konstytucji duszy polskiej i fundamentu polskiej suwerenności jest także pożegnanie z roztropnością. Roztropność zawsze wynika z tradycji i racjonalności kształtującej się w narodzie przez wieki. Można porzucać „autopilota” po prostu na złość politycznym przeciwnikom i lotem koszącym uderzyć w ziemię. Można też tylko o tym porzucaniu opowiadać (co jest jeszcze bardziej prawdopodobne), jak to ma miejsce w przypadku deklaracji o wspieraniu wartości chrześcijańskich.

Tomasz Rowiński

Królestwo nie z tego świata. O zasadach Polski katolickiej, na podstawie wydarzeń nowszych i dawniejszych

Wydawnictwo Benedyktynów TYNIEC