- „Wszyscy mówią o tym, że Kościół jest w dużym kryzysie. Ale jeśli człowiek naprawdę szuka i chce poznawać Pana Boga, to szczerze powiem, że ja nie widzę innej wspólnoty, innego środowiska, które mogłoby zastąpić Kościół. Dla mnie Kościół nie jest tylko widzialną instytucją, trzeba dostrzec też jego duchowy wymiar” – podkreśla w rozmowie z portalem Fronda.pl ks. prał. Bogdan Bartołd.


Fronda.pl: W uroczystość Objawienia Pańskiego słyszymy w kościołach perykopę o trzech Magach ze Wschodu, którzy przyszli oddać pokłon narodzonemu Dziecięciu. Ten tekst z Ewangelii według św. Mateusza jest dla nas tylko symbolicznym, teologicznym pouczeniem, czy możemy traktować go jako opis rzeczywistego zdarzenia?

Ks. prał. Bogdan Bartołd: Ewangelista Mateusz mówi nam o mędrcach, którzy przybyli ze Wschodu. Czy było to wydarzenie historyczne? Na ogół historycy są zgodni co do tego, że mędrcy ci byli znanymi w Babilonii magami, którzy m.in. interpretowali sny, uprawiali kult i przede wszystkim wyjaśniali zjawiska przyrody. Mędrcy, o których pisze Mateusz, mają wszystkie cechy odpowiadające pojęciu maga. Przybyli ze Wschodu, od początku wiązali swoje przybycie z interpretacją zjawiska astronomicznego. Tyle wiemy na pewno.

Otwartym pozostaje pytanie, co takiego widzieli magowie. Ewangelista przekazuje, że szli za gwiazdą. Niektórzy przekonują, że chodziło o jakąś kometę, wskazując np. na Kometę Halleya. Inni utrzymują, że była to koniunkcja dwóch planet, Jowisza i Saturna, czyli zjawisko obserwowane jako złączenie dwóch ciał niebieskich. Tym m.in. zajmował się wybitny astronom, Johannes Kepler.

To, co najważniejszego możemy powiedzieć o tym wydarzeniu, to jest fakt, że dla grupy uczonych ze Wschodu ważne było, iż w kraju żydowskim urodzi się Król, który będzie władcą czasów ostatecznych. Jako chrześcijanie wierzymy, że oni rzeczywiście istnieli. Choć nie wiemy nawet, ilu ich było, bo liczby te różnią się zależnie od podań.

Trzej Magowie rozpoznali w nowonarodzonym w Betlejem Jezusie Mesjasza dzięki swojej mądrości. „Głupi [już] z natury są wszyscy ludzie, którzy nie poznali Boga: z dóbr widzialnych nie zdołali poznać Tego, który jest…” – czytamy w Księdze Mądrości. Pan Bóg jest dostępny naszemu naturalnemu poznaniu, możemy Go poznać dzięki rozumowi?

Oczywiście! Między innymi właśnie z całego stworzonego wszechświata, z różnych występujących w nim zjawisk. Jeśli człowiek jest otwartego umysłu, to widzi, że w tym świecie panuje logiczny porządek, który zaprasza człowieka do zadania sobie pytania o jego źródło. Nasz rozum podpowiada nam, że za tym stoi ktoś, kto to wszystko uczynił, poukładał. Dla ludzi wierzących jest to oczywiście Bóg, dla filozofów może to być Absolut. Poznanie naturalne, poznanie za pomocą ludzkiego rozumu, jak najbardziej prowadzi otwartego człowieka do dostrzeżenia śladów Pana Boga w tym, co go otacza.

Dziś jednak wiarę próbuje się wyśmiewać jako zabobon. Tzw. „naukowy ateizm” chce wmówić nam, że mądrością jest odrzucenie Boga, że dzięki nauce doszliśmy do momentu, w którym możemy orzec, że Boga nie ma. Z drugiej strony, w ludziach wierzących ciągle pojawia się pewna rezerwa wobec osiągnięć nauki. Jak, mówiąc językiem św. Jana Pawła II, unosić się na dwóch skrzydłach i znaleźć w swoim życiu harmonię pomiędzy wiarą a nauką?

Wiara jest łaską, darem od Pana Boga. My tę łaskę przyjmujemy, otwieramy się na Boże działanie. Ale wiara musi być rozumna. To, co jest możliwe do poznania w aspekcie wiary, człowiek ma obowiązek poznawać swoim umysłem. Proszę zwrócić uwagę, że wiara chrześcijan opiera się na Piśmie Świętym, ofiarowanym przez Boga Słowie natchnionym. Bóg objawia się na kartach Pisma Świętego, a my to Pismo zgłębiamy, studiujemy je. To jest wysiłek intelektualny, dzięki któremu dowiadujemy się o Panu Bogu, o tym, jak i w co wierzymy.

Rozum ma człowiekowi pomagać w przeżywaniu wiary. Ma umożliwiać wyciąganie logicznych wniosków, porządkować wiarę. Jednocześnie wiara jest postawą zaufania Panu Bogu. Ta ufność polega na tym, że czytając to wszystko i studiując, otwieram się na Pana Boga i dzięki Jego łasce wierzę, że to, co Bóg objawił, jest rzeczywiście prawdziwe i odnosi się do mojego życia.

Rozum jest w tym bardzo pomocny. Dlatego właśnie w seminariach duchownych, przygotowując kandydatów do kapłaństwa, nie rozpoczyna się ich nauczania od teologii, ale od filozofii. Klerycy najpierw uczą się rozumowania, krytycznego patrzenia na rzeczywistość i rozwoju myśli ludzkiej, a dopiero później wchodzą w teologię, w naukę o Bogu, która pozwala nam poznawać przedmiot naszej miłości.

Papież Benedykt XVI wielokrotnie porównywał w swoich homiliach na uroczystość Objawienia Pańskiego Kościół do gwiazdy betlejemskiej, która ma prowadzić niewierzących do Jezusa. Dziś jest jeszcze tą gwiazdą? Słyszymy, że Kościół stracił swój autorytet, stracił mandat do kształtowania ludzkich sumień. Czy rzeczywiście mamy do czynienia z niespotykanym kryzysem i jeśli tak, jak ten kryzys przezwyciężyć?

Wszyscy mówią o tym, że Kościół jest w dużym kryzysie. Ale jeśli człowiek naprawdę szuka i chce poznawać Pana Boga, to szczerze powiem, że ja nie widzę innej wspólnoty, innego środowiska, które mogłoby zastąpić Kościół. Dla mnie Kościół nie jest tylko widzialną instytucją, trzeba dostrzec też jego duchowy wymiar.

Zwróćmy uwagę na nasze patrzenie na Kościół. My patrzymy teraz na tę wspólnotę pod kątem ludzkiej słabości. Poczynając od Kościoła hierarchicznego, od biskupów i kapłanów, widzimy grzechy tych ludzi. Bedę jednak nieustannie powtarzał, że Kościół zawsze pozostanie słaby naszą ludzką słabością i grzesznością. Bo to nie jest wspólnota ludzi doskonałych. Wszyscy jesteśmy grzesznikami. Ale Kościół jednocześnie jest święty - obecnością Pana Boga.

Aby Kościół jako wspólnota mógł być gwiazdą prowadzącą do Chrystusa, musi nastąpić wielka mobilizacja do dawania świadectwa. Musi wydarzyć się to, co było rzeczywistością Kościoła pierwszych wieków. Wówczas poganie, patrząc na wyznawców Chrystusa, podziwiali po pierwsze ich wzajemną miłość, a po drugie ich niezłomną wiarę, dla której oddawali życie. Niesłychanie potrzebujemy takiego świadectwa. Dzisiaj mniej potrzebni są nam nauczyciele, a bardziej potrzebni są wielcy świadkowie. I wierzę, że skoro Chrystus założył Kościół, bo to On go założył, i chce w tym Kościele dokonywać nawrócenia człowieka, posługując się przy tym słabymi ludźmi, to Jego obecność, obecność w sakramentach świętych, jest wielką nadzieją na przyszłość Kościoła. Wierzę, że dzięki Bożemu działaniu, będziemy dla świata tą gwiazdą i wielkim znakiem tego, że dobro ostatecznie naprawdę zwycięża. 

Czarnym charakterem dzisiejszej uroczystości jest król Herod. Po tym, jak Mędrcy do niego nie wrócili, kazał wymordować w Betlejem i okolicy wszystkich chłopców do dwóch lat. W ubiegłym roku udokumentowano na świecie przeprowadzenie ponad 42,5 mln aborcji. Od końca października to wyjątkowo gorący temat w Polsce. Jak Kościół w Polsce i ludzie wierzący w Polsce mają dziś bronić życia poczętego?

Tutaj przede wszystkim musi zostać wykonana ogromna praca edukacyjna. Praca po pierwsze nad pokazaniem tego, kim jest człowiek i jak wielkim jest on darem. Po drugie, praca nad ukazaniem prawdy, że o człowieku mówimy od chwili poczęcia i od tej chwili ma on prawo żyć, aż do naturalnej śmierci. Ta praca jest wielkim wyzwaniem dla członków Kościoła.

Już wiele rzeczy się w tym aspekcie dokonało. Kiedyś myślano, że wszystko to, co dotyczy aborcji, to nic takiego, że to nie ma większego znaczenia. Teraz nawet osoby dopuszczające aborcję w jakiś sytuacjach podkreślają jednak, że mimo wszystko jest ona złem, nie jest czymś pożądanym.

Chcę też bardzo mocno zwrócić uwagę na to, że te wszystkie sytuacje, kiedy przychodzi na świat dziecko niepełnosprawne, upośledzone, są dla nas również wyzwaniem, aby otoczyć opieką to dziecko, rodziców tego dziecka, matkę tego dziecka. Opieką całkowitą. Żeby ci ludzie wiedzieli, że nie są z tą trudną, wymagającą wielu poświęceń sytuacją sami. To kolejna misja, przed którą staje dziś Kościół. Nie tylko mówienie i nauczanie, ale przede wszystkim towarzyszenie i pomoc.

Świętujemy Objawienie Pańskie i za kilka dni, niedzielą Chrztu Pańskiego, zakończymy w liturgii okres Bożego Narodzenia. Choć w polskiej tradycji będziemy śpiewać jeszcze kolędy, to czas świąt się kończy i wracamy do codzienności. W jaki sposób nie zatracić w sobie radości z narodzenia Chrystusa i żyć Bożym Narodzeniem przez cały rok?

Każdy trochę inaczej przeżywa Boże Narodzenie. Inaczej przeżywają je dorośli, inaczej dzieci. Dzieciom Boże Narodzenie kojarzy się z czasem wolnym, jest choinka, są prezenty. To czas radości i świętowania. Ludzie dorośli z kolei odbierają Boże Narodzenie jako wielką nadzieję. Zwłaszcza w dzisiejszych, trudnych czasach pandemii, naszej izolacji, zamknięcia, strachu, czasem przeżywania żałoby po bliskich, to wielka nadzieja. Dla mnie Boże Narodzenie jest najpełniejszym pokazaniem prawdy o tym, że Bóg jest z nami. On nas nie opuszcza! Przychodzi do nas i możemy na Niego zawsze liczyć. Dla każdego człowieka wierzącego pojawia się tutaj najistotniejsze pytanie. Czy ja Go w swoim życiu przyjmę?

Mam głębokie przekonanie o tym, że jeśli Go przyjmę, jeśli będę o Nim pamiętał, jeśli to Boże Narodzenie będzie we mnie trwało jako przyjście Boga do historii mojego życia, do wydarzeń w moim życiu, to nawet ten tzw. czas zwykły będzie czasem przeżywanym w bliskości Boga. Bo Bóg nigdy z nas nie zrezygnuje!

 

Rozmawiał: Karol Kubicki